Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział I: Od tego wszystko się zaczęło

Gdy Vanessa się obudziła, zobaczyła na swojej twarzy psa jej starszej siostry. Był on rasy Cavalier King Charles Spaniel o dużych, głęboko osadzonych, szklanych oczach i biało - rudej sierści. Szczerze go lubiła i uwielbiała się z nim bawić, więc miło było go zobaczyć z samego rana. Ale... Przecież nie powinno go tutaj być! Jeszcze Iza oskarży ją o ukrywanie jej pieska.

 

- Izabello Hanno Wójcik! - krzyknęła. - Jakim cudem twój pies znalazł się u mnie w pokoju?!

 

Dziewczynka przetarła zaspane oczy, a zaraz potem do pokoju wbiegła starsza z sióstr. Iza była średniego wzrostu brunetką o oczach w takim samym kolorze co włosy. Rok temu zafarbowała całe włosy na fioletowo. Ich mama była wściekła, bo zrobiła to bez jej zgody. Teraz w tym kolorze miała już tylko końcówki.

 

- To tutaj jesteś, Charlie - zwróciła się do psa, ściągnęła go z łóżka i wyniosła z pokoju. - Co do ciebie, kaszojadzie, to rusz swoje szanowne cztery literki, bo zaraz spóźnimy się na autobus.

 

Vanessa wywróciła oczami.

 

- Dobrze mamo...

 

Izabella złapała pierwszą lepszą poduszkę i rzuciła nią w dziewczynkę. Trafiła ją prosto w twarz. Vanessa niewzrószona poprawiła swoje ciemne, falowane włosy i zeszła z łóżka.

 

- Nie wybierasz się tam ze względu na stypendium, ale ze względu na twojego chłopaka - prychnęła i znowu oberwała poduszką. - Już nic nie mówię. Chętnie rozpętałabym już piętnastą w tym roku wojnę poduszkową.

 

Iza posłała jej znużone spojrzenie, a zaraz potem uniknęła rzuconej do niej poduszki. Bez słowa wyszła z pokoju. Vanessa przeciągnęła się i przebrała w swój "galowy" strój. Składał on się z czarnych dżinsów, białego podkoszulka oraz czarnej ramonezki. Złapała przygotowaną dzień wcześniej torbę i zbiegła po schodach na parter. Weszła do kuchni, gdzie Izabella pisała z kimś na telefonie. Dziewczynka spakowała śniadanie, wyrwała siostrze urządzenie z rąk i wybiegła przed dom. Po drodze złapała buty, które założyła dopiero na zewnątrz. Po chwili Iza wyszła z budynku i odebrała swoją własność. Siostra zdenerwowana mruczała pod nosem jak bardzo upierdliwym kaszojadem jest Vanessa. Van dumna sama z siebie pobiegła przodem na przystanek. W połowie drogi i tak starsza siostra ją wyprzedziła.

 

- Jeżeli wspomni o tej swojej lekkoatletyce, to chyba nie wytrzymam - pomyślała dziewczynka.

 

Zabiegły na przystanek. Tam dziewczynka przywitała się z swoją koleżanką z klasy, Klaudią. Nie miała z nią najlepszych kontaktów, ale to dzięki niej Vanessa przestała być kozłem ofiarnym w swojej klasie. Dawniej mogła liczyć tylko na pomoc swojej przyjaciółki Nataszy, siostry oraz części chłopaków z klasy. Weszła do autobusu i zajęła miejsce przy oknie. Po kilkunastu minutach znajdowała się już pod szkołą. Znalazła swoją siostrę, a po chwili podszedł do nich Borys, chłopak Izy. Van go nie lubiła, zawsze ją denerwował. Najgorsze dla niej było to, że był bratem Nataszy.

 

- Hej Izi, hej Vani - przywitał się i przeczesał dłonią swoje blond włosy. Vanessie na sam widok tego gestu chciało się rzygać. - Może zrobimy sobie spotkanko nad jeziorem? Ma być spoko pogoda. Możemy zabrać te przekleństwa naszego życia bez żadnego problemu.

 

- Super pomysł. Vanessa, co o tyn sądzisz?

 

Van założyła ręce na piersiach.

 

- Niech wam będzie - stwierdziła.

 

Iza zaczęła rozmawiać o czymś z Borysem. Tymczasem Vanessa po cichu się od nich odsunęła i poszła szukać znajomych z klasy. Pobiegła na boisko. Po drodze wpadła na jakąś dziewczynę. Była cała ubrana na czarno. Przeprosiły się nawzajem i poszły w swoje strony. Gdy Van ją mijała, zauważyła na jej nadgarstku wytatuowaną pajeczynę w okręgu. Dziewczynka nigdy nie rozumiała, dlaczego ludzie robią sobie tatuaże. Weszła na boisko. Od razu zauważyła tam Brajana, Wojtka, Tymoteusza i Nataszę. Pobiegła do nich. Brajan i Wojtek mieli brązowe, kręcone włosy. Pierwszy był dosyć wysoki, natomiast drugi o głowę niższy od Vanessy. Ludzie myśleli, że są braćmi, lecz tak nie jest. Tymoteusz wzrostem dorównywał Brajanowi, miał czarne włosy oraz nosił okulary w "drucianych" oprawkach. Natasza była blondynką o niebieskich i oczach tego samego wzrostu co Vanessa

 

- Hejka! - przywitała się.

 

Odpowiedzieli jej tym samym i jak zwykle uścisnęli sobie dłonie. Ku ich niezadowoleniu zaraz po tym zadzwonił dzwonek oznajmiający rychłe rozpoczęcie zakończenia roku szkolnego. Cała piątka weszła do budynku szkoły i ruszyła w stronę korytarza, który o dziwo był większy od sali gimnastycznej. Zajęli miejsca na krzesłach. Wychowawczyni pierwszej klasy uciszała młodsze dzieci. Gdy zapadła cisza, na środek korytarza wyszedł dyrektor szkoły. Maksym Kabała był szczupłym blondynem koło czterdziestki. Uczniowe bardzo go lubili tym bardziej, dlatego że prowadził zajecia z W - F - u. Zawsze wymyślał ciekawe wycieczki, nawet za granicę.

 

- Witajcie dzieci - zaczął. Mimo polskiego pochodzenia mówił z zagranicznym akcentem. - Krótko, aby was nie zanudzić na śmierć, miło było spędzić z wami kolejny rok szkolny. Ósmoklasistom życzę udanej nauki w szkole średniej. Teraz siódmoklasiści opowiedzą nam coś o swoich kolegach i koleżankach ze starszej klasy.

 

Siódma klasa wyszła na środek. Puścili film z najzabawniejszymi sytuacjami, które spotkały ósmoklasistów oraz dodali wierszyk o każdej osobie z ósmej klasy, który czasem rozbawiał do łez. Gdy skończyli, dyrektor znów zabrał głos.

 

- Dziękuję bardzo naszej siódmej klasie za wykonanie tej pracy - zrobił przerwę na oklaski. - Teraz zostały jeszcze tak zwane ogłoszenia parafialne. Otóż w następnym roku organizujemy wycieczkę do.... Włoch! - aplauz był tak głośny, że aż Vanessa myślała, że szyby popękają. - Jeszcze tylko jedna informacja. Przedstawiam wam waszą nową nauczycielkę angielskiego, Ksenofilję Kołodziejczyk - wskazał kobietę o czarnych, prostych włosach ubraną w równie czarną, przylegającą suknię.

 

Wstała i uśmiechnęła się do wszystkich. Dostała oklaski, lecz nie tak chuczne jak przy informacji o wycieczce. Według Van gdyby wampiry istniały, ta kobieta byłaby jednym z nich. Gdy usiadła, dyrektor znów zabrał głos.

 

- Więc moi drodzy, teraz wasza najukochańsza część. To już koniec, rozpoczęły się wakacje. Lećcie się bawić.

 

Wszyscy na raz zerwali się z krzeseł. Aby nie zostać startowanym, zaczekali, aż większość klas przejdzie, zaraz po nich ruszyli. Uciekali ile sił w nogach przed rozkrzyczanymi, najmłodszymi dziećmi, aż wydostali się ze szkoły. Na boisku przeszli przez płot. Wojtek poprowadził przez działki sąsiadów. Gdy przez nie przechodzili, Brajan i Natasza szli swoim komicznym krokiem. Podczas niego lekko kucali i daleko wyciągali ręce oraz nogi. Przestali dopiero pod najbliższym sklepikiem o nazwie "Groszek". Kupili tam lody, a potem przeszli na drugą stronę ulicy, aby przejść na plac, gdzie usiedli na trawie. Po jakimś czasie Natasza zerwała się do pionu.

 

- Mam zadanie - oznajmiła. - Mam powiedzieć o każdym z was dwie pozytywne rzeczy. To Brajan, jesteś wspaniałym przemytnikiem oraz zawsze potrafisz wymyśleć historie idealne pod kabaret. Wojtek, genialny w nożnej, a podczas zbijaka nie da się ciebie pokonać. Vaneska, silna w gębie oraz pięści. Jesteś mistrzynią w bitwach na laczki. Na koniec Tymek. Genialny cel oraz super przyjaciel mimo głupich pomysłów.

 

Tymoteusz poprawił swoje okulary.

 

- A dlaczego tak naprawdę nam to mówisz? - zapytał.

 

Blondynka westchnęła ciężko.

 

- Prawdopodobnie zmieniam szkołę - powiedziała.

 

- No cóż, więc spędźmy te wakacje jak najlepiej.

 

- Zmiana szkoły to też nie koniec świata - stwierdziła Van. - Przecież i tak za niedługo każdy z nas pójdzie gdzie indziej, do liceum, czy tam technikum.

 

- Jesteście wspaniali - Natasza przytuliła każdego z nich.

 

Vanessa sprawdziła godzinę na telefonie. Była już 12:47. Ile oni już tam siedzieli?

 

- Nat, spóźnimy się na autobus! - krzyknęła i złapała blondynkę za nadgarstek. - Do zobaczenia, chłopaki!

 

Nie usłyszała, co powiedzieli, ponieważ już biegła na przystanek. Ku jej niezadowoleniu dostała kolkę. Od dawna wyrabiała swoją kondycję, lecz bieganie nigdy nie było jej mocną stroną. Natasza w przeciwieństwie do niej brała udział zawodach z biegów i sprinterskich i długodystansowych. Wsiadły do autobusu i pojechały w stronę swoich domów.

 

Następnego dnia dotarła do Vanessy straszna wiadomość. Dyrektor jej szkoły umarł. Lekarze podobno nie mogli stwierdzić, w jaki sposób się to wydarzyło. Za kilkanaście minut dziewczynka miała iść razem z siostrą nad jezioro. Dziwnie się czuła z świadomością, że ona będzie się świetnie bawić, natomiast rodzina Maksyma będzie musiała myśleć o pogrzebie. Gdy Van i Iza szły nad jezioro, spotkały po drodze Borysa i Nataszę, w końcu mieszkali od siebie zaledwie cztery ulice dalej. Nad jeziorem było całkowicie pusto. Zwykle w ciepłe dni, a tym bardziej w wakacje, były tam tłumy ludzi. Możliwe, że to również z powodu godziny, o której przyszli. Za niedługo miał się rozpocząć zachód słońca. Rozłożyli koc tuż przy samym brzegu i zostawili tam również swoje rzeczy. Na początku grali razem w siatkówkę, lecz prędko im się znudziła. Vanessa i Natasza zajęły ulubionym, wspólnym sportem - nurkowaniem. Wspólnie zobaczyły całe dno jeziora. Nie było ono głębokie, więc było to bardzo łatwe. Nat na chwilę musiała wyjść na brzeg. Zanurkowała za głęboko, przez co rozbolały ją uszy, ponieważ nie potrafiła sobie wyregulować ciśnienia pod wodą. Van zanurkowała. Widziała już samo dno. Nagle usłyszała przerażający krzyk. (1380 słów) Nie miała pojęcia do kogo, a może czego, należał. Czym prędzej się wynurzyła. Przez chwilę po wynurzeniu miała wrażenie, że zamiast jeziora widziała jakieś łąki. Zamrugała dwa razy i wszystko wróciło do normy. Podpłynęła do brzegu. Jej uwagę przykuła wielka skała po drugiej stronie zbiornika.

 

- A gdyby tak skoczyć z tej skały... - usłyszała w swojej głowie. Nie, chwila, przecież to były jej własne myśli! - W końcu jest tam wystarczająco głęboko.

 

Vanessa wstała i podeszła do Nataszy. Zaproponowała jej skok z głazu, lecz dziewczynka nie była co do niego pewna. Po kilkunastu minutach namawiania jej do skoku, zgodziła się. W kilka minut znalazły się na miejscu. Natasza weszła pierwsza na skałę. Stanęła na krawędzi i spojrzała w dół.

 

- Nigdy w ten sposób nie skakałam - oznajmiła blondynka. - Jesteś pewna, że to bezpieczne?

 

Vanessa podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu.

 

- Dziewczyno, potrafisz skakać na główkę. Ludzie skaczą w ten sposób z akweduktów, a to tutaj jest tylko wysokość balkonu na drugim piętrze - odgarnęła swoje włosy do tyłu. - Skaczę pierwsza.

 

Ustawiła się w odpowiedniej pozycji i poleciała. Zaraz potem usłyszała czyjś krzyk. Kątem oka zauważyła rozwiane włosy Nataszy. Musiała spaść ze skały. Dziewczynka nie mogła nic na to poradzić. Już miała zetknąć się z taflą jeziora, gdy nagle znalazła się na dnie jakiegoś zbiornika wodnego. Zdezorientowana wypłynęła na powierzchnię. Ku jej zdziwieniu nie było nigdzie żadnego jeziora, lecz wąska rzeka. Rozejrzała się dookoła. Jedyne co widziała to morze lasu i rzeczkę, której pływała. Zauważyła nieprzytomną Nataszę na brzegu rzeki. Podpłynęła do niej. Dopiero teraz zwróciła uwagę na swój i swojej przyjaciółki strój. Vanessa miała na sobie białą, lnianą koszulę z długim rękawem bez kołnierza oraz długą, bordową spódnicę. Natomiast Natasza była ubrana w błękitną suknię z dopasowaną do jej figury górną częścią. Rękawy przylegały do jej rąk, a na samym końcu się rozszerzały.

 

- Co do... - wykrztusiła z siebie dziewczynka i dokładnie obejrzała swój ubiór.

 

To już było dla niej bardzo dziwne. Postanowiła wrócić do tego później, ponieważ musiała obudzić swoją przyjaciółkę.

 

Uklękła obok niej. Na początku delikatnie nią potrząsała, lecz jej cierpliwość po kilku minutach się skończyła, więc dała jej siarczystego policzka. Dziewczynka od razu się zerwała, trzymając się kurczowo za miejsce, w które oberwała. Gdy zauważyła Vanessę, cofnęła się do tyłu.

 

- Kim ty jesteś?! - krzyknęła.. po angielsku.

 

Dla Vanessy było już tego za wiele. Złapała Nataszę za ramiona i nią potrząsnęła.

 

- Nataszo Aleksandro Kowalska, nie rób sobie ze mnie żartów i powiedz mi jakim cudem jesteśmy nad rzeką i do tego w ubraniach rodem z średniowiecza?!

 

- Mówisz językiem liści? - zapytała blondynka.

 

Vanessa westchnęła ciężko.

 

- Wiesz jak się tutaj znalaźłyśmy? - przeszła na angielski.

 

- Nie mam pojęcia - dziewczynka otoczyła ramionami swoje kolana. - Nic nie pamietam. Zanim mnie uderzyłaś pamiętam tylko zderzenie z wodą i czyjąś twarz, chyba dziewczyny w naszym wieku.

 

Brązowowłosa nie miała pojęcia już co robić. Natasza ewidentnie straciła pamięć. Vanessa wstała i rozejrzała się dookoła.

 

- Spróbuję znaleźć jakieś miasto - oznajmiła. - A przynajmniej kogokolwiek.

 

- Raczej ktoś znalazł nas - stwierdziła Natasza i wskazała palcem między drzewa.

 

Przyjaciółka dziewczynka spojrzała w wskazanym kierunku. Na skraju lasu rzeczywiście stała jakaś osoba.

 

- Czy możesz nam pomóc? - zapytała niepewnie brunetka. - Chyba się zgubiłyśmy, a moja przyjaciółka straciła pamięć.

 

- Kim jesteście? - zapytała postać. Jej głos brzmiał kobieco.

 

- Ja jestem Vanessa Wójcik, a to Natasza Kowalska - odpowiedziała.

 

Osoba wyszła spomiędzy drzew. Gdy tylko dziewczynki ją zobaczyły, obydwie otworzyły szeroko oczy. Była to kobieta wykonana z czarnego kamienia. Cała jej skóra, włosy oraz oczy zostały wykonane z tego surowca. Jedynie tęczówki oczu zachowały fioletowy kolor. Była ubrana w beżową, długą sukienkę. W ręku trzymała cisowy łuk, a na plecach miała przewieszony kołczan pełen strzał. Podeszła do brzegu i zanurzyła nogę w rzece. Zaraz potem miejsce kamienia zastąpiła woda.

 

- Florence Nedem - delikatnie się ukłoniła. - Dowódca sił zbrojnych Acreli oraz Veranderanka. Z chęcią pomogę wam wydostać się poza teren tej krainy.

 

- A-Acreli? To jakiś żart, prawda?

 

- Co masz na myśli? Skąd w ogóle jesteście? - zapytała kobieta.

 

- Um... Planety Ziemia, kontynentu europejskiego, Polski....

 

- Na Tron, coś takiego przecież nie istnieje! Chyba że... chyba że jesteście z innego świata - zaśmiała się cicho. - Lecz jest to niemożliwe.

 

- Innego świata? Przecież to tylko ludzki wymysł - stwierdziła dziewczynka. - Co ja mówię! Widzę panią na własne oczy, więc czemu podróże między światami miałyby nie istnieć?!

 

- Istniały, ale aktualnie nie istnieją żadne portale międzyświatowe. Tak czy inaczej zabiorę was do Flilam. Dalej z wami nie pójdę.

 

- Dlaczego? - zapytała Natasza.

 

- Istnieje możliwość ataku ze strony Krody. Aż to dziwne, że względu na to, że zamieszkują ją elfy. Chodźmy już. Pieszo mamy dwa dni drogi.

Następne częściCreso: Rozdział II: Kanion

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP 5 miesięcy temu
    Troszkę zbyt chaotycznie jest i zatrzęsienie zaimków - przynajmniej do połowy, bo tyle doczytałem. Musisz pilnować sytuacji, co, kto, kiedy ale z perspektywy czytelnika a nie autora. Zaimki stawiane profilaktycznie, to też nie jest rozwiązanie.
  • July_Cezar 5 miesięcy temu
    Dzięki za radę. Rzeczywiście zbyt bardzo boję się powtórzeń w tekście. Spróbuję to wkrótce poprawić

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania