Cukierek

Obudziłem się w pokoju, jednocześnie przerażającym i pięknym. Wyglądał jak sypialnia nastolatki zachowującej się jak księżniczka. Wszystko, na co spojrzałem, było różowe, żółte albo fioletowe. Poczułem się jak człowiek uwięziony w świecie, w którym każda rzecz jest zrobiona ze słodyczy. W tym przypadku pewnie z kolorowej czekolady. W dużym pokoju w kształcie kwadratu pełno było różnych pamiątek, stały wszędzie i w dziwny sposób dodawały miejscu upiorności. Nie widziałem ich zbyt dokładnie, bo stały trochę za daleko. Na żadnej ze ścian nie zauważyłem natomiast plakatów, jakie często znajdują się w sypialniach młodych dziewczyn. Mają na nich wizerunki celebrytów i mężczyzn odsłaniających umięśnione klatki piersiowe...

Nagle zorientowałem się, że nie mam okularów. To dlatego tak źle widziałem... Rozejrzałem się dookoła. Przy różowym łóżku, na którym siedziałem, stała szafka. Dokładnie ją przejrzałem, ale nie znalazłem okularów. Miałem nadzieję, że są gdzieś w pokoju, całe i nadające się do użycia... Chciałem zejść z łóżka, ale nadepnąłem na coś ostrego i pisnąłem.

Położyłem się z powrotem, jęcząc z bólu. Wpatrywałem się w różowa ścianę, czując, jak wypełnia mnie złość. Miałem wrażenie, że wszystko w tym dziwnym miejscu się ze mnie śmieje, tak samo, jak młoda i głupia dziewczyna śmieje się na widok biednego, mającego słabe oceny chłopaka udającego faceta z klasą. Widziałem to nieraz. Ja sam pochodzę z bardzo zamożnej rodziny i już w szkole podstawowej nie mogłem opędzić się od cholernych i nieziemsko upierdliwych koleżanek. Moi biedniejsi przyjaciele nawet nie mogli pomarzyć o takich dziewczynach, a ja z trudem znosiłem sam ich widok. Nadęte, wymalowane lalunie...

Ktoś wszedł do pokoju. Przypomniałem sobie, że wcześniej nie zauważyłem żadnych drzwi. Usiadłem na łóżku i wytężyłem wzrok najbardziej, jak umiałem. Im bardziej przymykałem oczy, tym gorzej widziałem. Po kilku sekundach intensywnego wpatrywania się w jakiegoś człowieka widok przesłoniły mi łzy.

Ktoś usiadł obok mnie i delikatnie włożył mi okulary, błyskawicznie jednak zaparowały i znowu nic nie widziałem.

- Och, przepraszam! Proszę, wytrzyj szkła.

Ktoś wcisnął mi do ręki chusteczkę. Po głosie poznałem, że to mężczyzna. Kiedy łagodnie ocierałem wilgotne oczy, w mojej głowie pojawiło się ważne pytanie. Co się dzieje?

- Jak się czujesz?

Wreszcie mogłem wszystko dobrze zobaczyć. Przyjrzałem się panu siedzącemu obok mnie. Nie był ani szczupły, ani zbyt gruby. Miał gęste, jasnobrązowe włosy i oczy oraz jasną cerę. Ubrany był w różowy garnitur. Ciarki mnie przeszły, to wyglądało strasznie... Nieznajomy do złudzenia przypominał człowieka, który właśnie uciekł ze szpitala psychiatrycznego.

- Dobrze. Co to jest? – wskazałem na pokój. To było jedyne pytanie, które przyszło mi w tym momencie do głowy.

- Sypialnia – uśmiechnął się nieznajomy. Geniusz, swoją drogą. – Jestem Clyde. A ty jak masz na imię?

- Sheldon. Co ja tu robię? Kim pan jest? Co tu się dzieje?

Różowy przykrył moją rękę swoją dłonią. Aż się wzdrygnąłem...

- Nie teraz, na wszystko przyjdzie czas. Cała ta sprawa jest dość skomplikowana, potrzeba czasu, żebym mógł ci wszystko opowiedzieć ze szczegółami. Później o tym porozmawiamy, dobrze?

Kiwnąłem głową. Clyde zrobił to samo i wstał, ciągnąc mnie za rękę. Nie brutalnie, ale bardzo delikatnie. To też mnie przeraziło, dotyk tego faceta był taki dziwny... Poczułem się trochę jak mały, bezbronny chłopczyk, uprowadzony przez pedofila. Myślę, że właśnie w taki sposób zboczeńcy dotykają swoich ofiar, gdy nikt ich nie widzi... To był koszmar! Zrobiło się jeszcze dziwniej, gdy Clyde złapał mnie za drugą rękę i lekko, ale stanowczo ją ścisnął. Wiedziałem, że jest gotowy, aby w razie czego mocno mnie przytrzymać. Było to śmieszne, bo miałem wrażenie, że mogę tego człowieka pokonać jednym uderzeniem... Wydawało się raczej drobny i niezbyt wysportowany. Chociaż to mogą być pozory.

- W porządku, a teraz pójdziemy do łazienki. Uczeszesz się, a potem przyniosę ci śniadanie.

Znowu pokiwałem głową. Różowy miał jakiś hipnotyzujący głos, im dłużej go słuchałem, tym mniej słów znajdowałem. Postanowiłem się na razie nie odzywać.

Zaprowadził mnie do łazienki. Przeżyłem lekki szok, kiedy zobaczyłem, że ona również jest cała w różu i fiolecie. Gdzie je jestem? Może to halucynacje... Clyde wymownie pogłaskał mnie po włosach i wskazał na szafkę nad lustrem w złotej ramie. Podszedłem do niej. W środku znalazłem wszystko, co mogło się przydać do porannej toalety. Nie zamierzałem pytać Różowego o pozwolenie na dokładne umycie się. Po prostu to zrobiłem. W końcu jestem dorosły. Włosy uczesałem na końcu.

Poczułem się nieswojo, kiedy zauważyłem, że przez cały czas w drzwiach łazienki stał Clyde. Uważnie mi się przyglądał, z lekkim uśmiechem na twarzy. To było dziwne... Kiedy wreszcie skończyłem, Różowy znowu złapał mnie za rękę i zaprowadził z powrotem do pokoju. Może się bał, że ucieknę... Na początku mogło to się wydawać śmieszne, ale po bardzo długich przemyśleniach nie było to już tak zabawne.

Clyde trzymał mnie, dopóki nie usiadłem na łóżku. Uśmiechnął się.

- Dobrze, a teraz siedź tu grzecznie, a ja przyniosę ci śniadanko.

- Nie mów tak do mnie – warknąłem. – Nie jestem twoim małym synkiem i nie życzę sobie, żebyś się do mnie zwracał w ten sposób.

Na twarzy Clyde'a pojawił się udawany grymas złości, Różowy poklepał mnie po głowie jak psa i powiedział:

- Oj już dobrze, dobrze, nie denerwuj się tak. Rozumiem, że ciężko jest czasami znieść chwilę, w której ktoś naprawdę się o ciebie troszczy, ale przywykniesz, zapewniam cię. Nie martw się.

- Ale ja wcale się nie...

Nie zdążyłem dokończyć, bo Clyde uciszył mnie, machając ręką. Wstał i skierował się w stronę drzwi.

- Zaraz wracam ze śniadaniem.

Wyszedł z pokoju. Poczekałem kilka minut i na palcach podszedłem do drzwi. Były zamknięte na klucz. Poczułem się jak kanarek w klatce. Po co on mnie tu zamknął? Myśli, że ucieknę? Co za idiota... Nagle ogarnął mnie gniew. Ten człowiek nawet nie raczył wyjaśnić mi całej tej sytuacji. Nie powiedział, kim jest, co ja tu robię, co to w ogóle za miejsce. W dodatku ciągle mnie pilnował, jak niemowlęcia. Co on sobie myśli? Że kim jest? Moim tatusiem? Pewnie nie zdaje sobie sprawy, że jestem dorosły i zdrowy na umyśle. Jak to się w ogóle stało, że się tu znalazłem? Właśnie próbowałem sobie coś przypomnieć, gdy do pokoju wszedł Clyde z tacą. Różowy dziwnie na mnie spojrzał, postawił tacę na stoliku koło drzwi, dokładnie je zamknął, a potem uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.

- Wszystko dobrze? Co tu robisz? – spytał, głaszcząc mnie po ramieniu. Poczułem odrazę.

- Stoję. I staram się znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie jestem – syknąłem, gwałtownie wyrywając temu dziwakowi dłoń.

- Spokojnie! Mówiłem, że wszystko w swoim czasie. Później odpowiem ci na każde twoje pytanie, ale najpierw powinieneś zjeść śniadanie, żeby mieć dużo siły.

Coś się we mnie zagotowało. Najgorsze było to, że Clyde'a nie dało się w żaden sposób zdenerwować. Był taki miły i słodki, że aż robiło mi się niedobrze.

Różowy poprosił, żebym usiadł na łóżku, a potem podsunął mi tacę. Spojrzałem na swoje jedzenie i zbaraniałem. Na śniadanie miałem zjeść kleik! To były jakieś żarty. Popatrzyłem na uśmiechniętego Clyde'a i poczułem nieodpartą chęć, żeby przywalić mu w tą uroczą buzię.

- Smacznego – powiedział jak gdyby nigdy nic. – Może ci pomóc?

- Nie, dzięki – warknąłem. – Czy ty jesteś normalny? Kleik?! Jestem dorosłym mężczyzną i...

- Nie mów tak do mnie – z twarzy Różowego zniknął uśmiech. – Przecież robię to dla ciebie z miłości. Staram się, jak mogę. Zależy mi tobie, wiesz o tym. Dlatego nic już nie mów i ładnie jedź śniadanie.

Co on pieprzył? Ze wstrętem przyjrzałem się kleikowi dla niemowlaka. Czułem na sobie palące spojrzenie Clyde’a. Wreszcie nałożyłem na łyżkę odrobinę tego świństwa i wsunąłem do ust. Biała masa była bez smaku, taka letnia i delikatna... Z niesmakiem odłożyłem łyżkę i zachowałem się trochę jak dziecko, kiedy powiedziałem:

- Nie będę tego jadł.

Sytuacja była niemal dramatyczna, ale jednocześnie mnie rozbawiła. Tak samo, jak mina Różowego, kiedy siadał obok mnie. Ku mojemu zdumieniu wziął łyżkę, nałożył na nią dużą porcję kleiku i uśmiechnął się.

- Proszę, smacznego.

Nawet nie wiedziałem, jak to się stało. Clyde dosłownie wepchnął mi łyżkę w usta i jeszcze się upewnił, że wszystko tam zostało. Potem przyglądał się, jak próbowałem przełknąć to obrzydlistwo.

- Nie chcę tego jeść – powiedziałem, obracając się do tego dziwaka plecami. Zupełnie jak dziecko.

- Rozumiem, ale uwierz mi, że to bardzo zdrowe i delikatne. W sam raz dla twojego żołądka.

Różowy dalej chciał mnie karmić, ale ja położyłem się na łóżku i wcisnąłem twarz w poduszkę o barwie landrynek. Nie pozwoliłem wsadzić sobie do ust paskudnego kleiku, jakim karmi się malutkie bachory. Wreszcie Clyde odpuścił. Poprosił, żebym chociaż się napił. Ponieważ chciało mi się pić, ostrożnie wstałem i wbiłem wzrok w małą szklankę. Była do połowy wypełniona jakimś dziwnym płynem, koloru nawet nie potrafiłem określić. Powoli jednak spróbowałem.

- No, powiedzmy, że może być – stwierdziłem. – A co to jest?

- Soczek z arbuza – uśmiechnął się Clyde.

Westchnąłem. Wypiłem wszystko. To raczej nie wystarczy na śniadanie, ale co zrobić. Kiedy postawiłem szklankę na tacy, napotkałem zdziwione spojrzenie Różowego.

- Nie pij od razu aż tyle, brzuszek cię rozboli – powiedział.

Jęknąłem. Miałem już dość tego faceta. Położyłem się i odwróciłem do ściany, nie reagując już na nic, co mówił Clyde. Wreszcie wyniósł tacę. Po wyjściu z pokoju dokładnie zamknął za sobą drzwi.

Pomyślałem, że może śnię, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Przecież istniała taka możliwość. Wprawdzie jeśli to sen, to był zaskakująco realistyczny, ale to też zawsze się może zdarzyć. Niektórzy śnią świadomie...

Zamknąłem oczy i czekałem. Miałem ogromną nadzieję na to, że już niedługo obudzę się we własnym domu, w swoim łóżku, obok mojej suczki Clary i psa Edwarda.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Azamer 18.07.2020
    Zacznijmy od potknięć:
    Im bardziej przymykałem oczy, tym gorzej widziałem - dość logiczne. Moim zdaniem dość niepotrzebne zdanie.
    Ktoś usiadł obok mnie i delikatnie włożył mi okulary, błyskawicznie jednak zaparowały - pasowałoby "założył", następnie "jednak te błyskawicznie zaparowały"
    Nie brutalnie, ale bardzo delikatnie - czemu bohater wychodzi z założenia, że uścisk będzie brutalny? Nic na to nie wskazywało.
    Wydawało się raczej drobny - literówka wydawał - Chociaż to mogą być pozory - "mogły", inny czas niż w poprzednim zdaniu.
    Gdzie je jestem? - literówka
    Myśli, że ucieknę? Co za idiota... - raczej nie taki idiota, bo przewidział jego zamiar :)
    A teraz trochę pozytywów. Jestem pozytywnie zaskoczony stroną techniczną tekstu. Nieźle prowadzisz akcje, bezproblemowo radzisz sobie z opisami, które oddziałują na wyobraźnię czytelnika. Dobrze się bawiłem. Pozdrawiam :) [Fantastarnia.pl]
  • Klaudunia2 18.07.2020
    Dziękuję, miło mi :)
  • Dekaos Dondi 18.07.2020
    Klauduniu2→Znowu nie mogę narzekać. Wcale. Jak zwykle – co jest zaletą – pewna tajemniczość.
    Właściwie, cały czas. Opisy↔plastyczne. No i gwóźdź programu↔niejednoznaczne, ciekawe zakończenie:))
    "Zależy mi [na] tobie, wiesz o tym"→brak: na
    Pozdrawiam:)↔5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania