Cyganek
Coraz bliżej był odgłos gry na akordeonie.
Młody Rom wygrywał na tym niedocenianym instrumencie poruszające melodie.
Towarzyszył mu chłopiec. Zbierał pieniądze, które ludzie z okien rzucali.
Mały Rom zapatrzył się na białe dzieci bawiące się na placu ogrodzonym siatką.
Zjeżdżały po zjeżdżalni i huśtały się na huśtawkach.
Ładnie ubrane i picie miały w kolorowych butelkach.
Też by się napił i pohuśtał.
A wyrzucane monety ginęły w trawie.
Wrzasnął na niego starszy, uderzył w głowę i dzieciarnia zbiegła się do siatki, otworzyła furtkę i wyszła z placu zabaw.
Starszy Rom wciąż grał, a młodszy starał się zebrać każdą monetę przy asyście wyśmiewających go dzieci.
Szybko znudziło ich cygańskie dziecko, wróciły na huśtawki, a ono jeszcze na ich zabawę patrzyło, zanim nie przeszło z akordeonistą pod następny blok i plac zabaw.
Komentarze (11)
Biedne dzieci, myślimy, ale one nie są biedne, ani nieszczęśliwe. Są wychowaywane w swojej kulturze, z której czerpią garściami. I fakt, może rzadko zdarza się, by cygan studiował medycynę, prawo, czy inżynierię lądową, ale to nie przeszkadza im żyć pełnią szczęścia.
Może to nasze dzieci są biedne...
Zamiatali resztki skoszonej trawy, pety.
Chłopiec pomagał matce, samotnej wdowie, która sprzątając klatki i podwórko zarabiała m.in. na czynsz.
- Wiedziałaś, że dozorczyni z dwójki (to był nr bloku) ma syna? - zapytałam później koleżankę.
- No, tak. Ale on nigdy nie wychodzi na huśtawki. Trochę pomaga mamie, a później tylko siedzi w domu.
Późnej ktoś powiedział, że dozorczyni jest też krawcową, a jej syn umie szyć na maszynie, i czasem to on zszywa boki spódnic dla klientek.
Raz poszłam do tej krawcowej, kilka lat później. I siedząc w jej pokoiku, czekając na przymiarkę bluzki z guzikami, dowiedziałam się, że można gotować jajko w kubku, za pomocą grzałki, a nie tak normalnie - w garnku na gazie.
Po latach, kiedy już miałam własną rodzinę, gdy nie było nikogo w domu - mąż poszedł do pracy, a dzieci wyprawiłam do szkoły - włożyłam jajko do kubka z wodą, podłączyłam małą grzałeczkę - specjalną, do jajek, i zeszłam na dół, pracować nad jakimś tekstem. O jajku przypomniałam sobie po godzinie! Pobiegłam schodami na górę, do kuchni, a tam w kubku czarna skorupa, w której siedzi grzałka i świeci na czerwono. I znowu przypomniałam sobie Syna Dozorczyni, który w czasie, gdy czekałam na przymiarkę wszedł do pokoju krawieckiego i zapytał mamę, co ma sobie zrobić na kolację. "Wstaw jako do kubka i podłącz grzałkę. Tylko nie zapomnij wyłączyć!".
Dobra ta Twoja krótka opowiastka.
Rzewna opowiastka niczym ten "Pokój na poddaszu" Wandy Wasilewskiej... Oczywiście o czym? Ano o nietolerancji...
krótki i tekst do długiego myślenia
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania