Czarne Węże
Pośród lasu mieściła się mała wioska, której prawdziwej nazwy nikt już nie pamiętał, gdzie działy się przeraźliwe rzeczy. Stąd nadana jej przez rzadkich wędrowców nazwa Chaos.
Wioska liczyła ledwie siedem lichych chat, jednak nieustannie padała ofiarą ataków Czarnych Węży. Były to potowry, które mieszkały w koronach drzew, wychodziły na łowy codziennie trzy godziny przed świtem. Ich skóra miała czarny kolor, oraz posiadali rozdwojone języki, z których pluli jadem. Jeśli dostał się on do oka lub ust ofiara ginęła. Porywały one ludzi i pożerały, mieszkańcy wioski żyli w ciągłym strachu.
Wśród zwykłych, przerażonych ludzi żyła niesamowita istota o imieniu Karolina. Podobno jej dobroć poruszała do głębi każdego człowieka. Chodziły słuch, że nawet Czarne Węże będą się jej słuchały. Mówiono również, iż szlachetność jej serca dorównuje jej urodzie. Dziewczyna miała długie, blond włosy,zielone oczy i malinowe usta, zakrywała się szmaragdowym płaszczem.
Swoją osobą zarówno intrygowała jak i przerażała ludzi, dlatego większość wolała jej unikać. Jedyna ona w całej wiosce nie bała się walczyć z Czarnymi Wężami.
Tak również stało się owej nocy.
Jako jedyna wyszła ze swojego domu by walczyć z bestiami. Atak wyglądał inaczej niż zawsze, nadleciał skrzydlaty potwór i spalił wszystkie domu. większości mieszkańców udało się uciec wgłąb lasu, gdzie na niektórych czekały Czarne Węże.
Następnego dnia na ziemi wypalony był napis: ŚMIERĆ.
-Co my teraz zrobimy?
-Zginiemy.
-Zabiją nas wszystkich.
-Co z naszymi dziećmi?
Lamentowali ludzie.
-Musimy uciekać -oznajmiła Karolina.
-Dokąd? -prychnęłi mieszkańcy.
-Musimy uciec z lasu, wszędzie indziej będziemy bezpieczni -powtórzyła pewnie. -Musimy iść.
Mieszkańcy naradzili się między sobą i podzielili na dwie grupy.
-My pójdziemy.
Karolina uśmiechnęła się z zadowoleniem i spojrzała na pozostałych ludzi.
-My zostajemy -oznajmiła staruszka. -To szaleństwo.
-Zginiecie tutaj -zauważyła dziewczyna.
-Tam także, nie pójdziemy w nieznane.
Jak chcecie -Karolina wzruszyła ramionami. -Powinniśmy ruszać.
"Grupa" Karoliny ruszyła za przywódczynią, dziewczyna czuła na sobie ogrom odpowiedzialności jaki na niej ciążył. Starała się iść jak najpewniej by nie sprawiać wrażenia zagubionej.
Drzewa nie przepuszczały prawie w ogóle promieni słonecznych przez co w lesie panował półmrok. Korzenie rozciągały się po całej powierzchni, utrudniając wędrówkę.
Karolina co chwila wypatrywała zagrożenia ze strony Czarnych Węży, czuła ich obecność w powietrzu.
Nie myliła się.
Potwory nadeszły szybciej niż zawsze , tuż przed zachodem słońca. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło.
Ludzie rozbiegli się w popłochu, tylko Karolina chwyciła za kij. Zadała ogromnemu Czarnemu Wężowi cios i powaliła go na ziemię. Dochodziły ją krzyki przerażonych ludzi. Karolina otoczył krąg potworów przyciskając ją do skalnej ściany. Nie miała drogi ucieczki, powoli zaczęło ją ogarniać przerażenie.
Z pomocą przyszło jej słońce, w momencie kiedy schowało się za horyzontem, potwory zniknęły.
Karolina zsunęła się po ścianie i przetarła twarz.
Ludzie zaczęli wychodzić ze swoich kryjówek, niektórzy z nich byli ranni ponadto dwójki osób brakowało.
Nie zwlekając dłużej ruszyli w dalszą drogę, dla bezpieczeństwa trzymałam przy sobie kij, którym walczyłam.
Poruszali się zwartą grupą, nawet nie rozmawiali by nie robić hałasu. Nie zatrzymali się nawet na noc, by jak najszybciej wydostać się z lasu. Uciekinierzy mieli nadzieję uniknąć kolejnego ataku. W nocy drzewa wyglądały bardzo złowrogo, jak olbrzymy gotowe rzucić się na nich w każdej chwili. Karolina otuliła się szczelniej płaszczem i odetchnęła ciężko.
Jeśli tu zginiemy, będzie to tylko i wyłącznie moja wina, pomyślała.
Całą noc błądzili po lesie, trzy godziny przed wschodem słońca potwory znowu zaatakowały. Tym razem Karolina zdołała przygotować grupę i w rękach trzymali pochodnie. Kiedy Węże zbliżyły się do nich zaczęli machać płomieniami i podpalać potwory. Płonące bestie krzyczały przeraźliwie i uciekały w korony drzew podpalając las. Czarne Węże zapalały się same od siebie i umierały.
Słońce zaczęło wschodzić, co spowodowało zniknięcie potworów.
Po rozegranej bitwie szczęśliwi ruszyliśmy w dalszą wędrówkę. Ledwo uszliśmy parę kroków a przed nami roztoczyła się potężna zielona dolina.
-Udało nam się -szepnęła Karolina. -Udało nam się!
Ludzie rozglądali się z niedowierzaniem, byli bezpieczni. Wybuchły gromkie śmiechy, pary przytulały się do siebie, a dzieci biegały dookoła wesoło.
Do Karoliny podszedł zgarbiony staruszek.
-Przykro mi, że Piotrowi się nie udało. Bardzo cię kochał.
Dziewczynie spłynęła łza po policzku na wspomnienie o ukochanym.
-Kiedyś znowu będziemy razem -odpowiedziała Karolina. -Ruszajmy.
Staruszek skinął głową i zwołał ludzi.
Grupa uciekinierów ruszyła w dół zbocza, byli szczęśliwi i podekscytowanie.
Jak przyjmą ich ludzie tamtej wioski.
Pod wieczór przekroczyli próg osady i ludzie zebrani na placu przyglądali im się zaintrygowani. Ktoś przepychał się pośród tłumu ludzi, pobiegł wprost do Karoliny i wziął ją w ramiona.
-Piotr? Ale jak? -zapytała przez łzy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania