Czartessa
wzięło mnie. niewidzialne ręce wyciągnęły
na przykre w skutkach Zapalenie Żołądka Party.
fajny event, nie ma co: parę godzin nocnego
zwijania się w kłębek, z bólu. przez otwarte okno
sączył się przyjemny chłód. słychać było nawoływania
łańcuchowców. południowoszczek zlewał się z
zachodniowyciem, po czym wpadał w głąb nieba
jako gardłowy i futrzasty,
przepełniony goryczą lament.
myślalem o Nieokiełznywalnej, która każdej doby,
gdy tylko słońce zajdzie, przebiega wieś, figlara,
strąca mech z omszałości, rysuje różkami węgła.
siedząc na wyrze boleści wyobrażałem sobie, że
jest, złapałem bisurmankę, drżącymi z podniecenia
dłońmi ściągam spodenki w czarno-czerwoną kratę,
zdejmuję posrebrzany napierśnik, okulary z betonu.
no chodź, w głąb tego, co się jątrzy. nie, w to
drugie, wyraźniejsze – mówiłem.
niespodziewanie posmutniała.
Komentarze (9)
Tak podaje współczesna literatura. Oba wyzej.
Mogłbyś być smokiem, który ma zgagę😅
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania