Czas nekrologu (1)

Stoję w sercu legionów skąpany akompaniamentem siedmiu słońc. Naprzeciw, tysiąc szponów wprzód stoją ci, którzy są odpowiedzialni za ten akt strachu. Mógłbym wam wmawiać, jakimi heroizmami się nie wykażemy, że jest nas trzystu a ich dziesięć tysięcy, ale to nie czas na opowieści dla dzieci, na opowieści, które jedynie poją kłamstwami pozbawionych wiedzy o świecie ożywieńców. Chmury na horyzoncie zanikają, a na ich miejsce przybijają do brzegu nieba nowe, zupełnie niczym nie różniące się kształtem czy wielkością od poprzednich. Identyczne pod każdym względem, jeśli patrzę na nie oczyma ślepca.

Suchy wiatr drga czternastoma tysiącami po obydwu stronach pagórkowatego i okopanego kanionu pustynnej planety. Wojny zwykły mieć swój pretekst. Dziś mordować się będziemy wzajemnie w imię sił wyższych, bogów. Wszechpotężnych, bezcielesnych istot, które stworzyły grunty zdatne do życia i wszystko co występuje we wszechobecnej pustce. Myślicie, że stoję po stronie wierzących, bo chce innych nawracać na tę jedyną wiarę? Możesz myśleć co chcesz. Masz wolną wolę, a ja nie mam prawa wskazywać ci poprawnego toku myślenia. To właśnie różni mnie od wszystkich tutaj obecnych. Ja widzę więcej, słyszę więcej i czuję więcej. Wiem, iż to ostatnia bitwa mego świata, jedna z niewielu okazji do wzięcia odwetu za zabicie mnie samego. Znasz już mój motyw. Nie mogę ci teraz powiedzieć więcej, bowiem zatopiłbym siebie, swoich towarzyszy broni oraz wrogów w pozbawionej dna rzece łez.

Wojna moimi oczami ma głębszy sens niż pretekst do wzajemnego bratobójstwa, okrucieństwa a także grabieży poległych. Kiedy tylko rodzi się w mym umyśle świadomość faktu konań tysięcy, ogarnia mnie od szponów do łba gorycz żalu. Jestem przeklęty od mych narodzin i nie mogę się wyzbyć wrażliwości na świat pełen grzechów.

Leże na spalonym jałowymi słońcami gruncie głową zwróconą w niewidoczne dla ślepców księżyce. Pragnę dokonać antropofagii. Wchłonąć część samego siebie, przyćmić wrażliwość, zaś następnie ruszyć w bój i nie patrzeć, nie widzieć, nie słyszeć. Łudzę się jak za każdym razem, gdy przystaje mi przelać krew, że się uda, jednak każdorazowo rozczarowanie jest coraz bardziej odczuwalne.

Gdzie są Bogowie, kiedy mają okazję zapobiec rozlewaniu krwi? Siedzą skryci na swoich planetach lub fortecach gdzieś w odległym gwiezdnym morzu, otoczeni garstką wyznawców, zwanych posłańcami, co popełniliby najbardziej okrutną z możliwych aberracji, bo przecież tak im rozkazano, bo przecież to wszystko w imię boże.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 15.05.2016
    Zaciekawiłeś mnie. Dobrze się czytało. na początek 4:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania