czas wielkiej próby

Był to czas wielkiej próby dla naszej ojczyzny. Szwedzi, najeźdźcy z północy, spustoszyli nasze ziemie, grabiąc, paląc i mordując bez litości. Niektórzy z naszych rodaków zdradzili i poddali się wrogowi, inni bronili się do ostatniej kropli krwi. Wśród tych, którzy nie ugięli się przed nawałą szwedzką, byli zakonnicy z Jasnej Góry.

 

Pamiętam, jak w listopadzie 1655 roku dotarła do nas wieść, że Szwedzi oblegają klasztor paulinów na Jasnej Górze. Było to dla nas wielkim zaskoczeniem, ponieważ Szwedzi obiecali szanować to miejsce i dać mu salwagwardię. Okazało się jednak, że to była tylko podstępna gra, aby wprowadzić do twierdzy swój garnizon i przejąć kontrolę nad sanktuarium. Zakonnicy nie dali się nabrać i stanowczo odmówili wpuszczenia Szwedów.

 

Zdecydowałem się wtedy wyruszyć z grupą ochotników na pomoc oblężonym. Nie byliśmy dobrze uzbrojeni ani wyszkoleni, ale mieliśmy w sercach miłość do Boga i ojczyzny. Przez kilka dni podróżowaliśmy po okolicznych wsiach i miasteczkach, zbierając ludzi chętnych do walki. Niektórzy dołączali do nas z entuzjazmem, inni z obawy lub przymusu. W końcu uzbieraliśmy kilkuset żołnierzy i ruszyliśmy w kierunku Częstochowy.

 

Po drodze napotykaliśmy ślady szwedzkiego pożogi. Widzieliśmy spalone domy, splądrowane kościoły, porzucone pola i zwłoki ludzi i zwierząt. Niektórzy z nas płakali nad tym widokiem, inni przysięgali zemstę na najeźdźcach. Próbowałem podtrzymywać na duchu moich towarzyszy, mówiąc im, że Bóg jest z nami i że Jasna Góra będzie naszą arka Noego.

 

Gdy zbliżaliśmy się do Częstochowy, usłyszeliśmy odprawiane przez Szwedów salwy armatnie. Był to znak, że oblężenie trwało w najlepsze. Zobaczyliśmy też na niebie białe gołębie, które według legendy były aniołami strzegącymi klasztoru. Uznaliśmy to za dobry znak i poczuliśmy nową nadzieję.

 

Dotarliśmy do obozu polskiego pod Jasną Górą 23 grudnia. Zostaliśmy przywitani przez dowódcę obrony, ojca Augustyna Kordeckiego, który był zarazem przeorem klasztoru. Powiedział nam, że jesteśmy mile widziani i że potrzebuje każdego zdolnego do walki człowieka. Opowiedział nam też o sytuacji na Jasnej Górze.

 

Oblężenie trwało już ponad miesiąc i było bardzo ciężkie dla obrońców. Szwedzi dysponowali licznym i dobrze uzbrojonym wojskiem oraz potężną artylerią. Codziennie ostrzeliwali klasztor z różnych stron, próbując wybić załogę i zburzyć mury. Wysyłali też listy z groźbami i propozycjami kapitulacji, licząc na zastraszenie lub skorumpowanie zakonników.

 

Jednak obrońcy nie dawali za wygraną i odpierali wszystkie ataki. Mieli po swojej stronie silną wiarę i determinację oraz spryt i odwagę. Dysponowali też własną artylerią, którą obsługiwali doświadczeni puszkarze. Wśród nich był słynny Jan Paweł z Wielunia, który strzelał z taką celnością i szybkością, że Szwedzi nazywali go „Diabłem”. Obrońcy mieli też wsparcie ludności cywilnej, która dostarczała im żywności, amunicji i informacji.

 

Ojciec Kordecki powiedział nam, że nie zamierza się poddać i że wierzy w zwycięstwo. Powiedział nam też, że modli się codziennie przed cudownym obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej, która jest Królową Polski i Opiekunką Jasnej Góry. Powiedział nam, że to ona chroni klasztor przed szwedzkimi kulami i bombami i że to ona da nam ostateczne zwycięstwo.

 

Zachęceni jego słowami, przyłączyliśmy się do obrony Jasnej Góry. Zostaliśmy podzieleni na grupy i przydzieleni do różnych stanowisk. Ja trafiłem na mur południowy, gdzie była największa intensywność ognia. Tam poznałem innych obrońców: żołnierzy, szlachciców, zakonników i mieszczan. Byli to ludzie różnych stanów, pochodzenia i wyznań, ale łączyła nas wspólna sprawa.

 

Przez kilka dni walczyliśmy z Szwedami, odpierając ich szturmy i ostrzał. Nie było to łatwe, ponieważ byliśmy w mniejszości i w gorszej sytuacji. Często brakowało nam żywności, wody i snu. Widzieliśmy też naszych kolegów ginących lub rannych przez szwedzkie kule lub odłamki. Jednak nie traciliśmy ducha i nie ustępowaliśmy ani na krok.

 

W końcu nadszedł dzień decydujący. Był to 27 grudnia, dzień św. Jana Ewangelisty. Tego dnia Szwedzi postanowili przeprowadzić ostateczny atak na Jasną Górę. Zgromadzili wszystkie swoje siły i działa i rozpoczęli ogromny ostrzał. Niebo zaciemniło się od dymu i prochu. Ziemia trzęsła się od huku armat. Ściany klasztoru drżały od uderzeń pocisków.

 

My broniliśmy się jak mogliśmy, strzelając z muszkietów i dział, rzucając kamienie i beczki z prochem. Modliliśmy się też gorąco do Matki Bożej, aby nas ocaliła. W pewnym momencie zobaczyliśmy na niebie wielką tęczę, która była znakiem Bożego przymierza z ludźmi. Uznaliśmy to za dobry znak i poczuliśmy nową siłę.

 

Wkrótce potem zobaczyliśmy coś jeszcze bardziej zdumiewającego. Zobaczyliśmy, jak szwedzkie działa przestają strzelać i jak szwedzcy żołnierze zaczynają uciekać w popłochu. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, dopóki nie usłyszeliśmy krzyku: „Ogień! Ogień!”. Okazało się, że jeden z naszych puszkarzy trafił beczkę z prochem w szwedzkim obozie i wywołał wielki pożar. Pożar ten spowodował eksplozję innych beczek z prochem i zaprószył ognia na szwedzkie namioty i wozy.

 

Był to cudowny widok dla nas i straszny dla Szwedów. Widzieliśmy, jak płonie ich obóz i jak giną ich ludzie. Widzieliśmy też, jak ich dowódca, generał Miller, ucieka na koniu w

panice, zostawiając swoje wojsko na pastwę losu. Widzieliśmy, jak nasz dowódca, ojciec Kordecki, podnosi ręce do nieba i dziękuje Bogu za cudowne ocalenie.

 

Był to koniec oblężenia Jasnej Góry. Szwedzi ponieśli klęskę i wycofali się z pola bitwy. My zaś świętowaliśmy nasze zwycięstwo i dziękowaliśmy Bogu i Matce Bożej za naszą wolność. Ucałowaliśmy obraz Czarnej Madonny i złożyliśmy jej nasze śluby i ofiary. Uściskaliśmy się też z naszymi braćmi w broni i opłakiwaliśmy naszych poległych.

 

Tak oto przeżyłem potop szwedzki i obronę Jasnej Góry. Był to czas wielkiego cierpienia, ale też wielkiej chwały dla naszej ojczyzny. Nie zapomnę nigdy tych dni i nocy, kiedy walczyliśmy z najeźdźcą i modliliśmy się do Matki Bożej. Nie zapomnę też nigdy tych ludzi, którzy oddali swoje życie za wiarę i wolność. Niech Bóg im błogosławi i niech ich przyjmie do swojego królestwa. Niech żyje Polska i niech żyje Jasna Góra!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania