Czasownikł .
Sto siedemnaście lat temu,
nie urodził się nikt wart wzmianki,
niechby nawet
w najnieistotniejszych, trudnych słowach.
Potem żył jakieś ćwierć wieku,
potem następne.
Zmarł w zbiorowej mogile,
gdzieś pośrodku sawanny, czy tundry,
pomimo faktu, że nie miał matki, ojca...
Że światło słoneczne, czy poświata księżyca,
nigdy nie głaskała go po głowie,
nie miziała po pleckach.
Nie urodził się, a potem zmarł,
bo tak kończy pewność.
Dekadę temu, w najodleglejszych snach,
zrodziła się myśl o wielkości.
O drobnym, trwałym lądzie,
który choć przysypany ledwie po ramiona,
zabija statki i traumy,
jak nigdy przedtem.
Mapa do niego, przepadła gdzieś
w pomorze dziejów,
aż nagle, ledwie pół roku temu...
Ktoś nie urodził się, a potem żył. I trwa do dziś,
zakopany ledwie po ramiona.
Jak latarnia morska, pośrodku tundry,
czy lasów deszczowych, które znam.
Które są mi najbardziej.
.
.
.
Z cyklu : Detoks
Wrzesień, nowego roku pańskiego.
Komentarze (4)
I to się powtarzało, aż właśnie pół roku temu - w reinkarnacjach i w zwykłym przypadku...
Dzięki za czytanie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania