czekając na przypływ
czekając na przypływ, głaskając grawitację,
można dostrzec magię cykliczności - tego, z jaką siłą
wdziera się fala, i rzeźbi twarze dzieci - aż te
kamienieją, i tylko ich uśmiech jaśnieje. może jestem
między nimi - może tworzymy doskonałą bryłę, o kątach
ostrych jak źrenice, którą kobieta ściśnie w dłoni
nim minie sekunda. próg boskości nigdy nie dotknięty -
jego cień niewidoczny choćby z daleka. może to wyspa
ukryta między krami Morza Lodu Friedricha, gdzieś
po drugiej stronie migoczącego ekranu.
nie ma dróg prowadzących donikąd, więc skąd
miejsce, gdzie tylko ból i drapanie, gdzie ogień trawi płuca,
ten uliczny kaznodzieja, splątany w sobie jak obwarzanek.
kiedy poziom oceanu drastycznie wzrasta, mnie tam nie ma.
patrzę z daleka na wzburzoną wodę.
Komentarze (21)
Szczególnie pierwsze frazy ("czekając na przypływ, głaskając grawitację,
można dostrzec magię cykliczności - tego, z jaką siłą
wdziera się fala, i rzeźbi twarze dzieci - aż te
kamienieją, i tylko ich uśmiech jaśnieje.").
"splątany w sobie jak obwarzanka." Obwarzanek - raczej on.
Kolejny Twój utwór, do którego nie udało mi się wejść. Nie twierdzę, że to wina Autora.
Niekoniecznie. Masz swoją bajkę i nie zawsze ona pokrywa się z moją. Gdybym miała "konkretne" zarzuty, napisałabym.
:)
Dla mnie, to jakby ucieczka przed bólem, lepiej skamienieć i patrzeć z boku, niż być w środku erupcji wulkanu i pozwolić sobie na zniszczenie.
Podoba mi się. 5
Ale, nie mówię, że wiersz jest udany! O nie nie, zresztą brakuje mu narazie 0.7 do mistrzostwa świata!
0.7 w języku alkoholików oznacza krowę, zwierzę czczone przy wielu stołach, i pod wieloma stołami!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania