Czerstwieć
Milczące ulice z szarymi konturami
Bramy wypolerowane światłem latarni
Mokre kamienie płoną jak maki
Podcienie wypalają bruk bezdechem
Niczym modlitwa u rozstaju dróg
Ukochanemu sercu ciche westchnienie
Zmęczonemu kochankowi wytchnienie
Jakby ustąpić ptakom miejsce wśród chmur
Musieli rozstać się przed świtem
Zazdrosne oczy rozproszyły mrok
Żar dnia wyłaniał się powoli
Odchodził chłód nocy niemrawo
Tajemnice jak brylanty chował
Puste słowa biegły do jej serca
One nie oświetlały i nie ozłacały
Rozgrzany dotykiem rozum zasnął
Łez morze nie zasiliło uschniętego kwiatka
Zła miłość jak pustynia wyjaławiała
Komentarze (2)
Pozdrowienia!
Inaczej nie byłby poetą i nie byłby poetą romantycznym, tylko jakimś rzemieśnikiem dukająym nadmierną ilość wyrazów.
5.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania