Czesi

Odkąd pamiętam, ludzie wkoło mnie śmiali się z języka czeskiego. Mówili, że flaga po czesku to „szmaticzka na paticzku”, a gołąb to „dachowy nasrajec”. Takich określeń było wiele i miały one wykazać, że czeski to jakiś głupi język. Nie oszczędzano też samych Czechów, nazywając ich „pepikami” lub „knedlikami”. Kpiono również z czeskiej waleczności, mówiąc, że wojna z ich udziałem trwa krócej niż film o niej. Dostawało się też czeskim filmom, a określenie „czeski film” oznaczało coś niezrozumiałego.

Mieszkałem wtedy na Pomorzu i nie miałem szans spotkać Czecha. Widywałem czasem w telewizji czeskich - a właściwie czechosłowackich - sportowców przy okazji transmisji z mistrzostw hokejowych i z Wyścigu Pokoju. Podobali mi się, bo nieraz udawało im się pokonać zawodników radzieckich - a to już było coś. Helena Vondráčková i Karel Gott występowali podczas sopockich festiwali „na pieśń” i wypadali tam dobrze. Śpiewali ładnie, ubrani byli modnie i wyglądali bardziej europejsko niż nasi wykonawcy. Mimo tych pozytywów Czesi jawili mi się jako naród trochę śmieszny i niebudzący szacunku.

Po wielu latach życie tak mi się poukładało, że zacząłem często bywać w Czechach. Współpracowałem z tamtejszymi firmami, chodziłem z ich pracownikami na piwo i dużo rozmawiałem. Przy okazji wędrowałem po czeskich górach i poznawałem atmosferę tamtejszych schronisk oraz wiejskich „hospod”. Wszystko to zupełnie odmieniło moje postrzeganie tego kraju.

Na pierwszy ogień poszedł czeski język. Poznawszy go nieco, zauważyłem, że gramatycznie i składniowo jest on zbliżony do polskiego i ma dużo słów podobnych do naszych. Przecież czeska „polévka“ (zupa) to staropolska polewka, a „střecha“ (dach) to nasza strzecha. Brzmienie wielu czeskich słów nas śmieszy, ale i ich śmieszą niektóre nasze słowa. Nas śmieszy ich „vozidlo” (samochód) i „letadlo” (samolot), a ich śmieszy nasz „samochód” i „samolot”. W nas budzi seksualne skojarzenia ich „ruchadlo” (pług), ale nasze słowo „szukać” w czeskich uszach brzmi tak samo jak ich „šukat”, czyli pieprzyć się. Te podobieństwa wielu czeskich słów do naszych oraz zaskakujące brzmienia i znaczenia niektórych innych powodują, że słucham tego języka z przyjemnością. Do tego jest on śpiewny i dobrze brzmi w piosenkach, a tej śpiewności nie psują nawet zbitki spółgłosek typu „vrch” (wzgórze). Bardzo ładnie brzmi on w ustach dzieci, a „tatínek“ (tatuś) i „máminka“ (mamusia) są chyba najpiękniejszymi słowami, jakimi można nazwać rodziców. Ogólnie uważam, że język czeski jest najładniejszym ze wszystkich spokrewnionych z naszym języków.

Drugim tematem na który patrzę dziś inaczej to tak chętnie krytykowany przez Polaków brak waleczności Czechów. Na pewno są mniej skłonni do bitki niż my, ale wynika to z ich historii. Utracili oni swoje państwo po bitwie pod Białą Górą, czyli około półtora wieku wcześniej niż Polska. W bitwie tej i na skutek późniejszych habsburskich represji wyginęła większość czeskiej szlachty. W wyniku tego szlachta utraciła w Czechach znaczenie, a tamtejsze społeczeństwo ze szlacheckiego zmieniło się w mieszczańsko-chłopskie. Zaniknął szlachecki etos walki, a zastąpił go plebejski etos pracy i nauki. Wyszło to Czechom na dobre, bo zamiast pobrzękiwać szabelką i przelewać krew w z góry skazanych na upadek powstaniach, woleli oni żyć, pracować i czekać na lepsze czasy.

Czasy te nadeszły po I Wojnie Światowej. Wtedy wykazali - razem ze Słowakami - mistrzowskie zdolności dyplomatyczne i tak dobrze pilnowali swoich spraw, że na mocy traktatu wersalskiego oraz z Saint-Germain-en-Laye wydarli Austrii, Niemcom i Węgrom wszystko co się dało. Tak powstała Czechosłowacja, która w okresie międzywojennym należała do najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw Europy. Była też krajem politycznie stabilnym i jedynym w Europie Środkowej naprawdę demokratycznym. Wszystko to posypało się w roku 1938, kiedy to Wielka Brytania i Francja pozwoliły Niemcom na zajęcie tzw. „Sudetenlandu”. Kilka miesięcy później Polska zajęła Zaolzie, a Węgry część Słowacji i Ruś Zakarpacką. Tak rozdrapane państwo musiało upaść. Wielu chojraków zarzuca Czechom tchórzostwo i uważa, że powinni - jak my w roku 1939 - walczyć do końca. Teoretycznie mogli, ale co by to dało, skoro wielcy Europy ich sprzedali, a sąsiedzi wbili noże w plecy. Zginęłoby niepotrzebnie tysiące ludzi, a efekt byłby ten sam. Po raz kolejny zatryumfował więc plebejski pragmatyzm: żyć i czekać na lepsze czasy. Dzięki temu w czasie wojny zginęło tylko około pół miliona obywateli Czechosłowacji. Po wojnie Czesi wpadli w to samo ruskie szambo co Polacy i wyszli z niego w tym samym czasie. Niedługo potem nastąpił rozwód ze Słowacją i Czesi zostali panami na swojej ziemi.

Patrząc zatem na historię obu naszych narodów od utraty państwowości do upadku komunizmu, nasuwa mi się wniosek, że Czesi przeżyli ten ciężki czas lepiej niż my. My traciliśmy ludzi w powstaniach i popowstaniowych represjach, oraz walcząc z Niemcami w czasie ostatniej wojny. Nie wywalczyliśmy nic, a po obydwu wojnach światowych o naszym losie i tak zadecydowali inni. O losie Czechów też zdecydowali inni, ale oni nie stracili w międzyczasie tylu ludzi, zbudowali solidną gospodarkę, a po upadku komunizmu i tak spotkaliśmy się w tym samym miejscu.

Niezrozumienie czeskich filmów wynikało chyba z tego, że w tamtych czasach my kręciliśmy filmy o innej tematyce niż oni. My kręciliśmy filmy o wojnie i bohaterstwie, a oni o życiu zwykłych ludzi i to przeważnie na wesoło. Ich filmy opowiadały o przygodach praskiej rodziny Homolków, o wczasach mieszczuchów w wiejskich chatach, o zabawach w strażackich remizach lub o romansach podczas zbioru chmielu.

Zresztą filmów czeskich w kinach prawie nie było, a i telewizja też nie była lepsza. Karierę zrobił dopiero wieloodcinkowy filmy „Szpital na peryferiach”, a potem pojawiły się rysunkowe filmy na dobranoc. Starzy i młodzi oglądali historie o Rumcajsie, Żwirku i Muchomorku czy kreciku, a potem znowu nie było prawie nic. Ten stan trwa do dzisiaj, bo poza starymi filmami nie mamy możliwości oglądać nic z nowych czeskich produkcji. Nie wiemy, co oni teraz kręcą i jeśli więc kiedyś znowu coś zobaczymy, będzie to zapewne dla nas „czeski film”.

Mamy Czechów tuż za ścianą, granica jest otwarta, a - według moich spostrzeżeń - niewiele o nich wiemy. Dla większości z nas nadal są „pepikami” mówiącymi śmiesznym językiem, a jedynym, co jako tako znamy i cenimy jest ich piwo. Nie staramy się nawet ich poznać - a szkoda, bo jest to mądry naród, od którego moglibyśmy się wiele nauczyć.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Tjeri rok temu
    Pochodzę z pogranicza, wychowałam się na czeskiej tv i radio (lepsza jakość sygnału i atrakcyjniejsza treść). Lubię Czechów bardzo, (choć oni chyba nas aż tak nie...).
    Zgadzam się z Twoimi obserwacjami. To bardzo specyficzny naród, mądry, pragmatyczny, choć niepozbawiony wad (oczywiste). Do Twoich obserwacji dodam moją — inwestują w być a nie mieć. Niecałe dwadzieścia lat temu z różnych powodów rozważałam przeprowadzkę do Czech. Zaczęłam szukać tam mieszkania (jednocześnie w Polsce też) naoglądałam się ich trochę. Uderzyło mnie, że u nas mieszkania wyglądają o wiele lepiej. Są nowocześniejsze, bogatsze itp., odremontowane. Można by pomyśleć, że byliśmy bogatsi i do przodu. Ale z kolei czescy rowerzyści powszechnie mieli super wypasiony sprzęt, odpowiednie ubranie itp. I było ich wszędzie dużo. U nas tylko nieliczni nadążali (dziś, wiadomo, różnic na tym polu nie ma). Czesi po pracy wychodzili do knajpy na piwo (cóż, robią obok Niemców najlepsze) i to zarówno kobiety jak i mężczyzni. Są weselsi, mniej się przejmują, bardziej żyją...
    Jako kwintesencję czeskości uważam striptiz, jaki kiedyś na ich kanale obejrzałam. Był cudowny, bo na opak. Kobieta, zaczynając od stroju Ewy, ubierała się w takt muzyki. :D
    Humor i dystans do siebie...

    Sorki za przydługie wynaturzenia, ale poruszyłeś we mnie wspomnieniową nutę.

    A co do samego tekstu — bardzo mądry, dobrze napisany, ciekawy. Zawsze podkreślam, że lubię Twoje obserwacje i tu jest podobnie — trafne spojrzenie, w punkt wnioski.
    Przeczytałam z przyjemnością.
  • Marian rok temu
    Tjeri, dziękuje Ci za przeczytanie mojego tekstu i cieszę się, że Ci się podobał. Mamy podobne odczucia, że Czesi są fajni.
  • zsrrknight rok temu
    dobry tekst. Fajnie zauważona ta kluczowa różnica w narodowej mentalności. Ja, rzecz jasna, wolę naszą polską waleczność, ale to głównie dlatego że blisko mi do romantyzmu xd. No a na Czechów jesteśmy trochę zamknięci, ale to chyba dotyczy wszystkich naszych sąsiadów, w większym lub mniejszym stopniu niestety... Aż mi się przypomina ten nie tak całkiem dawny incydent, gdzie Polacy "przypadkiem" zajęli kapliczkę na czeskiej ziemi - i chyba było jeszcze coś z elektrowniami, już nie pamiętam, ale tak czy owak raczej Czesi nie mają o nas zbyt dobrego zdania. A szkoda, bo tak jak piszesz, można by się od nich dużo uczyć, umacniać więzi kulturowe. Szczególnie że od upadku komunizmy Czechy radzą sobie lepiej niż my...
  • Marian rok temu
    Dziękuję Ci za wizytę i komentarz. Chyba faktycznie jesteśmy zamknięci na sąsiadów i nie bardzo ich lubimy.
  • Lotos rok temu
    Dobry tekst, ja mieszkam jakieś 12km od Czech, bo granicy już nie ma. W soboty przyjeżdżają do nas na zakupy i co ciekawe, uwielbiają krówki. Kiedyś brałem udział w pewnym polsko - czeskim projekcie literackim, poznałem wtedy kilku młodych czeskich literatów i okazuje się, że oni nas też za coś cenią, np. jedzenie, mówili, że nasze jest o wiele lepsze, szczególnie wędliny. W restauracji bardzo smakowały im kluski śląskie. Pewien profesor, wykładający w Opawie i we Wrocławiu, mówił, że w produkty mięsne kupuje tylko w Polsce. Co do filmów to bardzo cenię sobie czeskie kino, tak pełne dystansu do siebie z poczuciem humoru, ale często przekazujące coś ważnego, z tych bardziej współczesnych polecam " Samotni". No i Czeskie piwo jest moim zdaniem najlepsze, uwielbiam "Bernarda".
  • Marian rok temu
    Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Jak widać, można wzajemnie coś lubić i cenić, trzeba tylko chcieć.
  • Grain rok temu
    Pitu, pitu. Po 1968 roku w każdym sklepie z zegarkami, każdy egzemplarz w skazywał tę samą godzinę. Inwazji, bratniej pomocy, Gdzieniegdzie jeszcze tak jest. Mieszkałem w Czechach /praca/ kilka lat w wielu miejscach. W Zawidowie /z przejściem/ mój do dzieliło od granicy 800 metrów.
    Polki, sąsiadki dojeżdżały do pracy, gdzie była dyskryminacja, w sklepach reglamentacja, chowanie lepszych towarów. Za komuny Knedle uważali nas za coś trochę lepszego od Rusów, wobec Niemców służalcy.
    Mam wielu dobrych znajomych z Czech.
  • Marian rok temu
    Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
  • Lotos rok temu
    Tak było za komuny, w Polsce nic nie było i kto miał okazję kupował, a raczej wykupywał w Czechach. W latach 90- tych korona była tania i również się opłacało, ale wtedy Polacy byli już pożądani i nakręcali czeską gospodarkę, a dzisiaj oni przyjeżdżają do Polski na zakupy, a ostatnio i na wczasy. Tobie zapewne się to też nie podoba, bo dla ciebie idealnym krajem to ZSRR, wiesz... jest nadzieja, że to wróci i ku twojemu zadowoleniu znowu będzie po rusku.
  • Lotos rok temu
    Moja wypowiedź oczywiście odnosi się do ciebie Grain.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania