Czy można się zmienić ? cz.1

Niebieskie, podpuchnięte oczy, długo wpatrywały się w swoje odbicie w lustrze. Rozmazany tusz, świadczył o przepłakanej nocy, ale nie chciała o tym myśleć. Niedbale wstała z krzesełka, znów chwiejąc się na nogach. Gdzie jest moja działka? gorączkowo przeszukiwała pokój, mając nadzieje, że jeszcze cos zostało w górnej półce starych, zaniedbanych mebli. Kątem oka dostrzegła mężczyznę. Chłopak leżał rozebrany na pogniecionej pościeli i zaciekawieniem patrzył na dziewczynę.

 

- Górna pólka po lewej - odezwał się, śmiejąc się z dziewczyny. Niemal rzuciła się w stronę półki, uderzając przy tym w krzesło, które jeszcze wczoraj przewrócili podczas stosunku. - Widzimy się jutro? - zapytał, powoli zakładając na siebie przepocone ubranie.

 

- Nie wiem. Jutro zostaje u taty - odpowiedziała znudzonym głosem.

 

- To może po południu? - zapytał a w jego oczach zobaczyła iskry nadziei. - Nie wiem. Ja. ja chcę z tym skończyć - wyszeptała tak cicho, jakby bała się jego reakcji.

 

- Skończyć mówisz? - zadrwił, chyba sam nie wierząc w to, co powiedziała. - Z czym chcesz skończyć? z naszym seksem, czy z prochami? - zapytał, czule dotykając jej policzka. Jej głos zadrżał. Chciała mu odpowiedzieć, ale nie potrafiła. Czuła się jak zahipnotyzowana. Był jej uzależnieniem. Był dla niej wszystkim.

 

- Nie wiem. Postaram się - powiedziała chłodnym głosem, zła sama na siebie, że ponownie nie potrafiła mu odmówić. - Dobrze o czternastej w parku. Załatw coś - szepnęła i ubierając się w pośpiechu wybiegła z mieszkania. Zatrzasnęła za sobą drzwi. Chciała z tym skończyć, ale zdawała sobie sprawę, że było to dla niej nie możliwe. Upadła na schody, ponownie uderzając się, tak jak wczorajszego ranka. Miała dosyć takiego życia. Miała dosyć tułania się od drzwi do drzwi i sypiania za prochy. Miała dość upokorzenia i całego swojego życia. Miała dość wszystkiego. Czuła się jak tchórz, bo nawet nie potrafiła się zabić. Nie potrafiła przedawkować, ani się zatruć. Nie potrafiła też poderznąć sobie żył, czy wskoczyć pod samochód. Niczego nie potrafiła. Trzymała w ręku kolejną działkę i schowała do małej, podartej torebki. Spojrzała na zegarek, doskonale wiedząc, że ponownie będzie spóźniona. Niemal biegiem ruszyła w stronę mieszkania. Już po chwili była w mieszkaniu. Matka jak zawsze spała nieprzytomna na podłodze, a w domu znów roiło się od mężczyzn. Jak zawsze słyszała uwagi na swój temat i propozycję od przyjaciół jej matki. Wszystko było jak zawsze. Rutynowe, bez jakiegokolwiek zaskoczenia. W pośpiechu spakowała plecak i wybiegła z domu. Nie kąpała się, bo niby po co? i tak nikt z klasy nie chciał się z nią zadawać, przezywając ją od ćpunek, czy narkomanów. Miała to gdzieś. Nie przejmowała się przykrymi opiniami na swój temat. Nie przejmowała się niczym, zdając sobie sprawę z tego, że już jej łzy nic nie pomogą. Jedyną osobą, która była niczego nieświadoma był jej ojciec. Jednak on zawsze był tak zapracowany, że nawet nie wiedział, co tak naprawdę dzieje się z jego jedynaczką. Biegła chyba dziesięć minut, gdy nagle się zatrzymała. Spojrzała przed siebie i zdała sobie sprawę, że nie ma sensu już biec, bo niby po co? po co miała się starać? dla kogo? usiadła na ławce i zapaliła papierosa. Zaciągnęła się ślugiem, delektując się ostatnim papierosem, jakiego miała przy sobie.

 

- Amfa? czy Ekstazy? - usłyszała głos jakiegoś chłopaka. Odwróciła się i spojrzała mu głęboko w oczy.

 

- Mie twój interes! Odwal się! - krzyknęła tak głośno, że skupiła na sobie wzrok przechodniów. Chłopak założył kaptur i patrzył wyczekiwaniem na nieznana twarz dziewczyny. Wziął głęboki wdech i bez słowa odwinął rękaw grubej bluzy. Zobaczyła na nim liczne, sine ślady po igle.

 

- Heroina - powiedział to tak cicho, że sama nie była pewna, czy dobrze usłyszała.

 

- Trawka - odpowiedziała i spuściła wzrok.

 

- Masz szasnę z tego wyjść. Ja już nie. - powiedział i bez słowa wstał z ławki i ruszył w przeciwną stronę. Stała na środku chodnika, co rusz słysząc przekleństwa na swój temat. Zdawała sobie sprawę, że każdy, kto tylko ją zobaczył, miał o niej słuszne zdanie. Była nikim. Nie rozumiała dlaczego, tak bardzo dotknęły ją jego słowa. Stała, wpatrując się jak odchodzi. Nagle zaczęła biec. On wciąż szedł wolnym krokiem, zupełnie jakby uszło z niego życie.

 

- Ty też! - krzyknęła, znajdując się kilka metrów od niego. - Ty też możesz z tego wyjść. Oboje możemy - powiedziała cichym głosem, sama nie wiedząc, czy wierzy jeszcze w te słowa.

 

- Wiesz co to jest Heroina? - zapytał z kpiną w głosie. Spojrzał na nią, dopiero teraz zdając sobie sprawę z jej urody. On różnił się od narkomanów. Owszem był uzależniony, ale nie było po nim tego widać. Gdyby nie te ślady po igle, nikt nie uwierzyłby, że on może brać.

 

- Pomogę Ci - szepnął cichym głosem. Wyciągnął do niej dłoń, a ona zawahała się. Nie wiedziała kim jest i dlaczego proponuje jej pomoc. Jednak teraz było jej wszystko jedno.

 

- Kinga jestem - przedstawiła się, nieśmiało wyciągając do niego ręce

 

- Hubert - rzekł i w milczeniu prowadził ją do swojego mieszkania.

 

 

Rozejrzała się po małym, przytulnym mieszkaniu i czuła lęk. Zdawała sobie sprawę z tego, że znalazła się z kimś zupełnie obcym w mieszkaniu, który był dla niej niczym pałac z bajki. Już od dawna nie widziała tak zadbanego, przytulnego mieszkania. Czuła na sobie wzrok chłopaka i speszyła się, unikając jego wzroku. Kim on był? czego mógł on niej chcieć?

 

- Mieszkanie należy do Nikoli, mojej siostry - wyjaśnił, delikatnie uśmiechając się do dziewczyny.

 

- Ładne - przyznała, czując jak strach zanika. Chłopak znikł gdzieś, a ona przez chwile została sama. Wstała, nieśmiało rozglądając się z zachwytem po czystym i przytulnym mieszkaniu. Dom był położony w spokojnej, nieznanej jej dzielnicy. Chociaż od zawsze mieszkała w tym mieście, nigdy nie odważyła się nawet przejść tymi ulicami. Teraz natomiast siedziała w mieszkaniu u obcego chłopaka i ku jej zaskoczeniu, nie czuła strachu, czy skrepowania. Chciała wejść do kuchni, lecz usłyszała zbliżające się kroki. Mężczyzna długo wpatrywał się, w jej zmieszaną różnymi emocjami twarz i po chwili niemal nie wybuchnął śmiechem.

 

- Jesteś dość szczupła. Jednak sądzę, że u siostry powinienem znaleźć dla ciebie jakieś ubranie. Teraz natomiast idź się wykąpać. - powiedział to najdelikatniej jak umiał, bo nie chciał jej urazić. Spojrzała na niego, próbując ukryć łzy. Chociaż przyzwyczaiła się do takich uwag, teraz natomiast nie rozumiała tego, co się z nią działo.

 

- Może lepiej już pójdę - szepnęła, próbując iść w stronę drzwi wyjściowych. Jednak nie dała rady. Chłopak zatrzymał ją, przytrzymując delikatnie jej ramię, a ona syknęła z bólu. Spojrzał na jej oczy i delikatnie, jakby była z porcelany podwinął jej znoszoną bluzkę. Na ręce zobaczył liczne siniaki i spojrzał na nią współczującym wzrokiem

 

- Nie chciałem Cię urazić. Naprawdę chcę dla Ciebie jak najlepiej - powiedział cichym głosem.Spuściła wzrok i bez słowa poszła w stronę łazienki. Pół godziny później wyszła z łazienki, okryta samym ręcznikiem. Chociaż robiła to niejednokrotnie po stosunkach z chłopakami, teraz naprawdę czuła skrępowanie. Wzięła od niego delikatny materiał, który okazał się bluzką jego siostry i założyła na siebie o jeden rozmiar za duże spodnie. Ubrana w czyste rzeczy, wykapana usiadła przy stole i czuła zażenowanie. Wciąż nie rozumiała, dlaczego jej pomagał. On natomiast czuł się przy niej tak swobodnie, że mógłby nawet chodzić przy niej w samych bokserkach i nie wywołało by to u niego, nawet najmniejszego skrępowania. Czuł się przy niej tak naturalnie, jakby była częścią jego życia. Zabrał od niej rzeczy i włożył do pralki, nastawił pranie i wrócił do kuchni.

 

- Jesteś głodna? - zapytał, zupełnie jakby była jego gościem. W pewnym sensie tak było.

 

- Troszkę. Od wczoraj nic nie jadłam - przyznała ściszonym głosem. Otworzył lodówkę i po chwili wyjął coś do picia. Nagle zadzwoniła jego komórka. Pognał w stronę telefonu i odebrał po pierwszym sygnale.

 

- Cześć masz towar? - zapytał, obserwując zaskoczone spojrzenie dziewczyny. Umówił się z kolegą za dziesięć minut i w pospiechu zagotował mleko. Postanowił zrobić im płatki, bo zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma czasu długo siedzieć w kuchni. - Lubisz? - zapytał, wlewając jej na talerz zagotowane mleko. Dziewczyna kiwnęła głową. W pospiechu zjadł śniadanie i już po chwili usłyszał dzwonek do drzwi.

 

- Cześć! Dobrze Cię widzieć - przywitał się z kumplem.

 

- Masz? - zapytał przyjaciel, wyraźnie zdenerwowany. Poszedł do pokoju i wyjął kilka papiórkowych pieniędzy. Zapłacił koledze pięć stów i zabierając od niego towar, pożegnał się z nim, odprowadzając go do drzwi. Widział postać dziewczyny w salonie. Stała wpatrując się w niego niebieskimi oczami, a on ponownie nie mógł się nadziwić jej urodą.

 

- Jesteś dilerem prawda? - zapytała, czując jak traci oddech. Bała się. Bała się, bo doskonale wiedziała, że nie powinna zadawać tego pytania.

 

- A czy to ważne? - odpowiedział, odwracając się do niej placami. Nie rozumiał, dlaczego ją to obchodziło. Przecież nawet go nie znała. Jednak ona czuła strach. Strach o kogoś, kogo poznała dopiero dzisiaj. Nie rozumiała tego, co się właściwie dzieje. Wypuściła powietrze, zdenerwowana jego słowami. Miał rację. Co to powinno ją obchodzić?

 

- Powinnam już iść. - Szepnęła, wystraszona swoimi słowami.

 

- Już? nie zostaniesz na obiedzie? myślałem, że zjemy razem i dopiero później pójdziesz - powiedział to tak, że po jej ciele przeszedł dreszcz. Usłyszała w jego głosie coś zupełnie dla niej nowego. Coś, czego sama do końca nie zrozumiała. - Dobrze zostanę - poddała się, wdzięczna za to, co usłyszała. Chyba w głębi duszy nie chciała iść. Nie chciała wychodzić stąd, gdzie pierwszy raz od dawna czuła się bezpieczna.

 

- Czym się zajmujesz oprócz - zawahała się, patrząc na wielkie kartony, które stały na środku salonu - Oprócz sprzedawaniem prochów - dokończyła, patrząc na niego ze strachem w oczach.

 

- Do wczoraj studiowałem. Wczoraj dostałem pismo z uczelni, że zostałem wylany - powiedział z rozbawieniem w głosie. - A ty? zapytał w pewnej chwili.

 

- Ja? spojrzała na niego wyczekująco. - Ja próbuje zdać do następnej klasy- również się zaśmiała.

 

- Nie powinnaś być teraz w szkole? - zapytał, marszcząc brwi.

 

- Powinnam, jednak nie mam po co. Po co skoro i tak dla wszystkim jestem zwyczajną ćpunką? - zapytała, czując jak pod powiekami ciekną jej łzy. Nadal miała na twarzy resztki z wczorajszego makijażu. Tusz połączony z jej łzami zostawił maleńki ślad pod jej okiem. Chłopak uśmiechną się na jej widok. Pobiegła do łazienki i spojrzała w lusterko. Włosy znajdowały się w nieładzie, chociaż wyglądały o niebo lepiej, niż rano. Ślinami próbowała zmyć resztki makijażu. Nadaremnie. Poddała się i spojrzała na roześmianego chłopaka. Odwróciła się do niego twarzą i razem z nim wyszła z łazienki. -

 

Jak zarabiasz na życie? - zapytał w pewnym momencie. Spojrzała na niego z strachem w oczach. Bała się odpowiedzieć mu na to pytanie. Spuściła wzrok, a on pożałował swojego pytania.

 

- Sypiasz za prochy, prawda? - zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Kiwnęła głową. Już chciała wyjść, gdy usłyszała jego zachrypnięty głos. Odwróciła się i spojrzała mu głęboko w oczy.

 

- Zostań ze mną. Zostań choćby na jedną noc. Dostaniesz towar, ale nie wychodź stąd - szepnął, bojąc się, że gdy wyjdzie, już więcej jej nie zobaczy.

 

Wielka, czarna kukułka, skazywała na trzynastą trzydzieści. Spojrzała na zegar, wiszący na fioletowej ścianie i przypomniała sobie obietnice daną Przemkowi. Chłopak był jedynym stałym elementem w jej życiu. Przyjacielem, schronieniem, kochankiem na którego zawsze mogła liczyć. Znali się niemal od zawsze. Siedzieli razem w ławce, a wieczorami włóczyli się po mieście. To on pokazał jej zupełnie inny świat. On podał pierwsza działkę, on wprowadził w świat, który na pierwszy rzut oka wydawał się jej idealny. Teraz natomiast trwała z nim już trzeci rok i zdała sobie sprawę, że nic nie ma w nim idealnego. Co idealnego można niby nazwać w niezdaniu do kolejnej klasy, kradzieżach, sprzedawaniu się dla kolejnej działki? nie chciała tak żyć, jednak jeszcze bardziej nie chciała z tym skończyć. Czuła się zawieszona między tym co powinna, a między tym co musi. Musiała wziąć kolejna działkę, musiała znów wciągnąć prochy, bo bez nich świat wydawał się zbyt ponury. Tylko na prochach mogła się uśmiechać. Jednak, gdy narkotyki przestały działać, zdawała sobie sprawę z tego, że to uśmiech przez łzy. Czuła na sobie uważne spojrzenie chłopaka. Hubert, bo tak się jej przedstawił, nic nie wiedział o jej nędznym życiu, którego szczerze nienawidziła. Znów poczuła zagubienie. Chociaż tak bardzo pragnęła zostać, nie mogła.

 

- Musze już iść. Obiecałam przyjacielowi, że o czternastej się spotkamy - przyznała, sama nie wiedząc dlaczego zaczęła mu się tłumaczyć.

 

- Skoro obiecałaś - powiedział to tak cicho, że wyczuła jakiś smutek w jego głosie.

 

- Może - zawahała się. - Może wpadłabym do ciebie jutro? wiesz jeżeli oczywiście chcesz - spuściła wzrok, po raz kolejny wstydząc się tego, co niespodziewanie powiedziała.

 

- A gdzie spędzisz tą noc? - zapytał, nie zdając sobie sprawy, że tak bardzo go to interesuje. - U ojca - skłamała. Zdawała sobie sprawę z tego, że już dziś u ojca się nie pokażę. Zapewne Przemek zabierze ją do siebie i jak zawsze prześpi się u niego, a rano będzie żałowała tego, że znów dostanie od niego towar. Nie wiedziała dlaczego to robił. Dawał jej za każdym razem, gdy razem spali, zupełnie jakby jej płacił. Nie rozumiał jaką przykrość jej tym sprawiał, a ona nie miała odwagi z nim szczerze o tym porozmawiać. Nie reagowała, gdy dostała prochy od Damiana, czy Szymona. Czysty układ, który trwał już kilka miesięcy. Sex w zamian za jedną, dwie działki narkotyków. Zero emocji, zero uczuć. Zwykły sex. Jednak z Przemkiem tak nie było. Nie łączył ich tylko sex a coś, czego sama już nie rozumiała. Był względem niej delikatny, opiekuńczy i troskliwy. Dbał o każdą jej zachciankę i robił niemal wszystko, by się uśmiechała. Nie była kolejną panienką na jedną noc, czystym układem, czy zwykłą szmata, którą mógłby kupić. Nie była niczym tym, czym była dla Damiana i reszty jej znajomych. On od początku zachowywał się inaczej. A ona wciąż wierzyła, że jest taki, bo po prostu się przyjaźnią. Teraz natomiast nie mogła, albo i nie chciała zepsuć tej przyjaźni. Ostatni raz spojrzała na Huberta i poczuła żal. Zdawała sobie sprawę, była tego niemal pewna, że więcej go nie zobaczy. Nie postąpiła tak, z powodu tego, że go nie lubiła. Nie! Lubiła go i chciała wierzyć, że zaproponował pomoc z czystych i dobrych intencji. Wierzyła w to. Jednak obawiała się, że nie da się jej pomóc. Nie widziała dla siebie szansy na zmianę i nie chciała robić mu problemów. Nie czuła się godna tego, by marnował na nią czas. Od zawsze miała niską samoocenę. Matka powtarzała jej ciągle, że jest nikim, a ona w końcu sama zaczęła w to wierzyć. Była nikim. Nikim dla kogoś, kto poświecił całe swoje życie, by ją urodzić. Nikim dla kogoś, kogo potrzebowała, a nigdy nie mogła na niego liczyć. Nikim dla kogoś, kogo kochała, a nigdy nie zaznała od nich miłości.

 

- Proszę - zobaczyła niewielką komórkę i spojrzała zaskoczona na Huberta. W telefonie był wbity tylko jeden numer, a ona uświadomiła sobie, że dał jej telefon w którym znajdował się jego numer. - Zadzwonię do Ciebie wieczorem - obiecał, nie zważając uwagi, na zaskoczone, niemal przerażone spojrzenie dziewczyny. Niebieskie, prawie błękitne oczy wpatrywały się w niego intensywnym wzrokiem. Czuła zaskoczenie i uśmiechnęła się do niego. Tyle dla niej robił. Bez przerwy był dla niej nikim a ona nie wiedziała dlaczego.

 

- Mam jeszcze cos dla Ciebie! - zawołał, podając jej tak bardzo znajomy proszek. Domyśliła się co to jest i zdawała sobie sprawę z tego, że dzisiejszej nocy nie będzie musiała z nikim sypiać. Przez chwilę zastanawiała się, czy rzeczywiście nie wrócić do ojca. Mogłaby chociaż dzisiaj być spokojna. Chociaż jednej nocy zapomnieć o tym, co robi i kim jest.

 

- Dziękuje Ci - wyszeptała ze łzami w oczach. Nie chciała wychodzić. Zapragnęła zostać u niego i skryć się w jego opiekuńczych ramionach. Po raz ostatni rozejrzała się po mieszkaniu i podziwiała skromne, czyste mieszkanie. Już powoli zaczynała tęsknić za tym domem, za Huberem i za dobrocią, której nigdy od nikogo nie zaznała. Był dla niej niczym Anioł stróż. Niczym dobra wróżka, która pojawia się przeważnie w bajkach. Jednak to nie była bajka, Był to realny, brutalny świat, w którym żyła. Innego nie znała. Normalne dorastanie, miłość rodziców. Może zdarzało się to komuś innemu, bo na pewno nie jej. Bez słowa wyszła z jego mieszkania. Odwróciła się ponownie, tak bardzo pragnąc się wrócić, jednak tego nie zrobiła. On nadal tam stał. Drzwi były otwarte, a w nich cały czas widziała postać chłopaka. Zupełnie, zupełnie jakby czekał na nią. Jakby jeszcze wierzył, że może się wrócić. Sama zaczęła w to wierzyć. Po raz pierwszy zaczęła w coś wierzyć i to przerażało ją najbardziej. Nadzieja zawładnęła jej sercem. Nadzieja, która umarła tamtego dnia, teraz znów wróciła, a wszystko dzięki komuś, kogo dopiero dziś poznała. Przestraszona swoimi myślami, przestraszona tym, że znów w coś uwierzyła, zaczęła biec. Chciała być jak najdalej od niego. Chciała uciec od myśli, które zawładnęły jej ciałem. Biegła coraz szybciej. Zatrzymała się dopiero kilka przecznic dalej. Znów zobaczyła, stare zniszczone blokowiska. Nieciekawe osoby chodziły pijane ulicami miasta, a ona uśmiechnęła się na ich widok. Takie życie tylko znała. Czuła się jak w domu. Chociaż na tej ulicy czułą się bezpiecznie, zdawała sobie sprawę, że od dzisiejszego dnia, nic nie będzie takie samo. Spotkanie z tamtym chłopakiem zmieniło ją. Zmieniło bezpowrotnie, tylko, że ona jeszcze o tym nie wiedziała.

 

 

Szła powoli, domyślając się, że już od jakiegoś czasu była spóźniona. Chciała wymyśleć jakiś dobry powód, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Była już prawie przy parku w którym byli umówieni i czuła strach. Strach, bo nie wiedziała co teraz ją czeka. W parku ujrzała znajome twarze. Dziewczyny ze szkoły, flirtujące z jakimiś chłopakami. Dawnych kumpli z osiedla, parę staruszków, których już gdzieś spotkała. Przeszła ich, zastanawiając się, czy ona kiedykolwiek będzie tak zakochana jak ta para? czy los i kogoś postawi na jej drodze? czy dostanie od losu coś więcej, niż zafundował jej teraz? obawiała się, że nie. Nałożyła kaptur na głowę i ze słuchawkami w uszach szła przed siebie. Umówili się za niewielką górką, gdzie lubił rozmyślać. Schowała dłonie do kieszeni i nuciła po cichu słowa ulubionej piosenki. Nagle go dostrzegła. Spojrzała na Przemka i uśmiechnęła się.

 

- Przemo - powiedziała delikatnie łapiąc go za ramię. Chłopak odwrócił się do niej i spojrzał na nią wystraszonym wzrokiem. Po raz pierwszy widziała go tak przerażonego. - Przepraszam za spóźnienie - spuściła wzrok, bo nie mogła znieść jego bólu.

 

- Gdzie byłaś? - zapytał, nie wypuszczając jej z objęć.

 

- U ojca - skłamała.

 

- Nie kłam! Byłem u twojego ojca, nie było Cię tam. Nie było też w szkole bo rozmawiałem z Mateuszem. Gdzie się podziewałaś od rana? wiesz jak się o Ciebie martwiłem. Już chciałem iść nawet na psy - widziała przerażenie na jego twarzy. Spojrzała na niego, ale nie odpowiedziała nic. Z daleka słyszała roześmiane głosy młodzieży. Czuć z daleka było zapach trawki i papierosów. Cały czas wzrok chłopaka obserwował ją, jednak udawała, że tego nie widzi. - Może pójdziemy do mnie? - zapytał w pewnej chwili.

 

- Byłam u Damiana. - powiedziała nagle, uświadamiając sobie, że nie mogła powiedzieć mu prawdy. Nie znał go, a ona nie wiedziała jak zareaguje, gdy dowie się, że kogoś poznała. Uświadomiła sobie, że oni obije stali się dla niej ważni. Musiała trzymać ich od siebie z dala, bo nie chciała by się poznali. Byli tak bardzo od siebie różni, byli tacy inni, ale jednego była pewna. Liczyła się dla nich dwojga. Oboje chcieli jej dobra. Myślała o tym, by w nocy pójść do Huberta. Tęskniła za nim, nie rozumiejąc jak to wszystko było możliwe.

 

- To dobry pomysł - szepnęła i podając Przemkowi dłoń, pozwoliła mu się prowadzić.

 

 

Siedziała na tak bardzo znanym łóżku i spojrzała na twarz przyjaciela. Chociaż próbowała wsłuchać się z opowieść Przemka, myślami błądziła gdzieś daleko, poza granicami mieszkania, który stał się jej domem. Stara kamienica, w której przebywała niemal każdego dnia, stała się zimna i obca, jakby była tu pierwszy raz. Każdy zniszczony mebel, każda szklanka miała na sobie ślad jej obecności w tym domu. Chciała wymazać wspomnienie minionych dni i zacząć wszystko od nowa. Wzrok Przemka utkwił na jej twarzy. Czuła na sobie jego uważne spojrzenie, jednak nie mogła wypowiedzieć nawet słowa. Nie rozumiała tego, co się z nią działo. Do dzisiejszego ranka nie potrafiła się nagadać z przyjacielem, przed którym nie miała żadnych tajemnic. Był dla niej niczym brat, zawsze mogła na niego liczyć. Teraz natomiast przez cały czas była milcząca, nie obecna. Chociaż starała się, nie mogła powiedzieć, nawet jednego, sensownego zdania. Zamilkał. Czuła się jakoś dziwnie. Jakby wyleciało z niej całe życie.

 

- Boli Cię coś? - usłyszała troskę w jego głosie.

 

- Jestem po prostu zmęczona - skłamała, łudząc się, że to uchroni ją od seksu. Nie chciała oddać się mu tej nocy. Nie chciała również zranić go, lub wysłuchiwać pytań, które wiązały by się z kolejnym już kłamstwem.

 

- Dobrze. Prześpij się skarbie - szepnął składając na jej czole delikatny, czuły pocałunek. Swoje rzeczy, zawsze zostawiała u niego. Miała tu niemal wszystko- ubrania, kosmetyki. W pewnym sensie mieszkała u niego. Nie musiała tłumaczyć się, wiecznie pijanej matce gdzie jest i o której wróci. Matka nigdy, nawet jeżeli nie była pijana nie interesowała się jej życiem. - Kocham Cię - usłyszała czuły głos Przemka. Spojrzała na przyjaciela, nie spuszczając z niego wzroku.

 

- I ja Cię kocham jak brata - zaśmiała się, chociaż domyślała się, że nie o to mu chodziło. Chłopak zamilkł. Po raz pierwszy tego dnia, nie powiedział nawet słowa. Wstał i z szafki sięgnął strzykawkę. Chciała zareagować, powstrzymać go, jednak nie zrobiła nic. Heroina. Momentalnie przypomniała sobie o Hubercie. Tak bardzo chciała go zatrzymać. - Dla mnie nie ma ratunku - słowa jej przyjaciela dudniły w jej w uszach. Zabrała od niego strzykawkę i cały towar wywaliła do muszli. Nie wiedziała co się dzieje, jednak nie mogła pozwolić, by sobie wstrzyknął. Nie przeżyłaby, gdyby go zabrakło. Umarłaby bez niego.

 

- Co ty do cholery wyprawiasz? - krzyknął, czując jak ogarnia go złość. Towar dostał od kolegi, przyjaciela. Doskonale wiedział, że był bardzo drogi, dlatego nie rozumiał zachowania Kingi. - Kobieto! Ja za niego nie zapłaciłem jeszcze! - warknął, czując jak złość nasila się. Nie wytrzymał. Usłyszał trzask i dopiero po chwili zorientował się co się stało. Dziewczyna upadła na łóżko. Jej niebieskie oczy zalały się łzami. Chciał coś powiedzieć, przeprosić ją, lecz nie potrafił. Po raz pierwszy zdarzyło mu się podnieść na nią rękę. Po raz pierwszy uderzył ją. Z dolnej wargi zaczęła płynąć jej krew. Spojrzała na niego zaskoczonym, przerażonym wzrokiem i podniosła się z łóżka. Narkotyki, które doprowadziły do jej łez. Wstała i w pospiechu zabierając rzeczy, wybiegła z jego mieszkania. Nie próbował jej zatrzymać. Nie próbował dogonić. Stał w osłupieniu patrząc na zamknięte już drzwi. Powoli docierało do niego, co zrobił. Kochał ją. Nie tak jak przyjaciółkę, czy siostrę. Po prostu kochał, ale nigdy nie miał odwagi jej o tym powiedzieć. Zaczęły trząść mu się ręce. Z półki wyjął kolejną działkę i zaciągnął się, przyjmując niewielką ilość trawki.

 

Wszystko działo się tak szybko. Minuty, czy sekundy, nie wiedziała. Wybiegła z mieszkania, czując ból na policzku. Jednak nie tyle co ból fizyczny, który odczuwała na całym ciele, co bardziej sama świadomość, że została uderzona przez kogoś, kogo pokochała. Nie rozumiała dziwnego zachowania chłopaka, nigdy nie przypuszczała by, że był do tego zdolny. Jednak teraz wiedziała, że był. Przekonała się o tym na własnej skórze. Nie chciała wracać do domu. Znów oglądać pijaną matkę i wysłuchiwać propozycji jej nawalonych kumpli, z którymi piła. Przyjaciele od kieliszka matki, czasami nocowali u nich. Czasami też balanga matki trwała kilka dni a po wszystkim to ona ogarniała mieszkanie. Zarywała noce, nie chodziła do szkoły. Czasami też, ale tylko czasami od czasu do czasu dostawała pieniądze od mężczyzn w zamian za dotykanie. Nigdy nie szla z żadnym do łózka. Owszem oddawała się za kasę, ale sama wybierała sobie mężczyzn. Zadbanych, młodych. Nie mogłaby spać z kimś, kto był w wieku jej ojca, lub śmierdział alkoholem. Nienawidziła pijaków. Po tym co zrobiła jej matka, nienawidziłam alkoholu. Jednak teraz nienawidziła każdego. Wybiegła z całej siły z starej, tak bardzo znajomej jej kamienicy i chciała znaleźć się jak najdalej od chłopaka. Chciała być daleko od kamienicy, daleko od złego towarzystwa i daleko od matki. Czuła strach. Nie wiedziała co się teraz z nią stanie. Miała ochotę zadzwonić do Huberta, ale nie mogła. Nie chciała znowu go obarczać swoimi problemami. Nie chciała znowu zrzucać mu się na na głowę. Jednak chyba nie miała wyjścia. Wyjęła telefon z ręki i wykręciła numer do Huberta.

 

- Cześć koleżanko. Co słychać? - usłyszała rozbawiony głos mężczyzny.

 

- Cześć - wyszeptała zapłakanym głosem

 

- Ej mała co się stało? czemu płaczesz? - usłyszała troskę w jego głosie. Opowiedziała mu co się stało i gdzie jest. Po chwili telefon rozłączył się, a ona kucnęła oparta o starą kamienicę i czekała za chłopakiem. Kwadrans później poczuła na sobie czyjąś delikatną dłoń, spojrzała w górę i ujrzała twarz Huberta. - Ej mała nie płacz - usłyszała łagodny ton jego głosu. Nie mówili nic. Pozwoliła by podniósł ją na nogi. Pozwoliła objąć się i prowadzić prosto do jego domu. Dwadzieścia minut później ponownie siedziała w czystym i zadbanym mieszkaniu. Czuła w powietrzu przyjemny zapach i zdjęła bluzę. Nie miała przy sobie nic. Wszystko zostało w mieszkaniu chłopaka. Zdała sobie sprawę z tego, że musi coś postanowić.

 

- Twoja propozycja jest aktualna? - zapytała, nie spuszczając z niego wzroku.

 

- Jaka propozycja? - usłyszała pytanie w jego głosie. Spuściła wzrok. Chciała mu przypomnieć, ale zabrakło jej odwagi. Milczeli. Po chwili Hubert roześmiał się i podniósł wzrok ku jej twarzy. Podszedł do niej i roześmiał się. Kiwnął twierdząco głową i z uważanie patrzył w oczy Kingi.

 

- Tak nadal jest aktualna - powiedział przełykając ślinę.

 

- To zgoda. Zostanę u ciebie - odpowiedziała i skierowała się w stronę znanej już jej łazienki. Pół godziny później oboje siedzieli przy stole i zajadali kolację. Zastanawiała się jak odzyskać zeszyty, bo chciała wrócić do szkoły. Pragnęła coś zmienić w swoim życiu, zakończyć szkołę, znaleźć pracę. Usamodzielnić się. Po zjedzonej kolacji Hubert pokazał jej pokój. Zaskoczyło ją to, że dostała oddzielny pokój, urządzony w dość dobrym guście.

 

 

Leżała zdecydowanie za dużym łóżku, w kusej koszuli nocnej jego siostry i zastanawiała się nad własnym życiem. Ile razy zastanawiała się, dlaczego właśnie tak nigdy nie wyglądało jej życie? ile razy chciała, pragnęła by stało się coś, co zmieni całą jej przyszłość. Pragnęła zmian, ale jednocześnie się ich bała. Nie wyobrażała sobie życia bez prochów, nie wyobrażała sobie życia bez kłótni w domu. Nie wyobrażała, ponieważ nigdy takiego nie znała. Teraz tak bardzo żałowała trzech lat. Żałowała wszystkiego, co poznała dzięki Przemkowi. Nie wiedziała, czy potrafi być spokojną, normalną dziewczyną. Nie wiedziała, czy potrafi uporządkować swoje życie. Gdyby tylko miała kogoś, kto pomógłby jej stanąć na nogi. Kogoś, kto pokierował by jej życiem. Nikogo takiego nie miała. Jej ojciec zabierał ją do siebie raz, dwa razy w tygodniu. Nawet jeżeli u niego była, zamykała się w swoim pustym pokoju i nie interesował się nią. Nawet jeżeli zapytał co u niej słychać, po usłyszeniu wszystko dobrze tato, nie zadawał więcej pytań. Nie widział sinych oczów córki. Nie widział łez na jej twarzy, nie słyszał szlochu. Nie słyszał, lub udawał, że nie chcę słyszeć. Z rozmyśleń wyrwało ją króciutkie pukanie do drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się i zobaczyła roześmianą twarz Huberta. Chłopak miał na sobie tylko bokserki. Jego umięśniona klatka poruszała się, a ona widziała zmieszanie na jego twarzy.

 

- Pomyślałem, że może masz ochotę na coś do picia. Melisa jest bardzo dobra na uspokojenie - powiedział z miłym uśmiechem na twarzy. Położył na stoliku nocnym i spojrzał na jej zgrabne ciało. Koszulka nocna zwisała na niej, przykrywając tylko kawałek jej ciała. - Jutro pójdziemy na zakupy. Nie możesz przez cały czas chodzić w ubraniach mojej siostry. Musimy kupić ci coś odpowiedniego dla Ciebie. Coś, co sama sobie wybierzesz - wyszeptał, nie spuszczając wzroku z jej zgrabnej talii.

 

- Naprawdę mogę tu zostać? no wiesz a jak wróci twoja siostra? - zapytała, przejmując się co się stanie, gdy jego siostra wróci i zobaczy ją w swoim mieszkaniu.

 

- Nie wróci. Moja sis znalazła wspaniałą pracę za granicę. Ma tam narzeczonego. Mieszkanie chciała sprzedać, ale stwierdziła, że mogę w nim zamieszkać. Kasy miała tam dość. No wiesz dobra praca - powiedział zmieszanym głosem

 

- A twoi rodzice ? - zapytała w pewnym momencie. Sama nie wiedziała dlaczego tak wiele chciała o nim wiedzieć. Po prostu nic o sobie nie opowiadał, a ona tak bardzo chciała go poznać.

 

- Nasi rodzice nie żyją. Mieli wypadek samochodowy, gdy miałem dziesięć lat. Opiekowali się nami dziadkowie, ale też umarli tamtego roku. Mam tylko ją. - powiedział spuszczając wzrok. Nie wiedział dlaczego jej o tym powiedział. Zdał sobie sprawę, że jej jako jedynej dziewczynie powiedział prawdę. Zawsze zmyślał. Układał różne historyjki, którymi karmił naiwne dziewczyny. Znów spojrzał na jej uda. Pociągała go. Pragnął jej.

 

- Jesteś już troszkę spokojniejsza? - zapytał siadając kawałek od niej. Nie chciał usiąść obok niej. Nie chciał kusić losu. Nie był pewny, czy zdołał by się opanować, gdyby poczuł jej zapach. Kusiła go. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie reagował. Chciał z nią być, chronić ją.

 

- Naprawdę nie przeszkadzam? - ujrzał w jej oczach łzy. Uśmiechnął się i spojrzał na dziewczynę.

 

- Tak na pewno - uspokoił ją i bez słowa wyszedł z pokoju. Oparł się o drzwi i zamknął oczy. Była taka piękna, krucha, bezbronna. Była w jego mieszkaniu, sama, krucha, wystraszona. Nie! Nie mogę - spuścił wzrok i ruszył w kierunku swojego pokoju.

 

 

Obudził ją pierwszy promień słońca, otworzyła oczy i zobaczyła roześmianą twarz Huberta. Uśmiechnęła się do niego i ziewnęła.

 

- Witam koleżankę. Chyba czas wstawać - zaśmiał się i wyciągnął ku niej dłoń. Pomógł jej wstać i przez chwile patrzyli sobie w oczy. Kilka sekund później dziewczyna poszła do łazienki a on zniknął w kuchni. Po kwadransie z kuchni wydobywał się przyjemny zapach. Kinga wyszła z łazienki i spojrzała na tajemniczą twarz chłopaka. - Mam nadzieje, że lubisz? - zapytał nakładając jej naleśniki.

 

- Lubię - odpowiedziała i zaczęła konsumować. Po zjedzonym śniadaniu pomogła chłopakowi zmywać naczynia i posprzątała w kuchni. Wiedziała, że dziś już nie zdąży do szkoły, ale zamierzała iść do domu i do Przemka by zabrać wszystkie swoje rzeczy. Obiecała sobie, że od jutra nie opuści już ani jednego dnia w szkole. Chciała zdać, poprawić przedmioty, podejść do matury. Pragnęła zmian. Już chciała coś do niego powiedzieć, gdy zadzwoniła jego komórka. Chłopak spojrzał na wyświetlacz, ale nie odebrał. Telefon zadzwonił ponownie.

 

- Dlaczego nie przyszedłeś do mnie w nocy? - zapytała zdając sobie sprawę, że musi wyjaśnić kwestię mieszkania w tym domu. Zaczęła powoli się gubić.

 

- A po co miałem przyjść? - zobaczyła wyraźne zdziwienie na jego twarzy. Spojrzała mu w oczy i poczuła się skrepowana. Już chciała się wycofać, lecz powstrzymał ją pytający wzrok chłopaka. - Potrzebowałaś czegoś? mogłaś powiedzieć - teraz jego twarz zmieniła się w zmartwioną. Przełknęła ślinę i postanowiła zaryzykować.

 

- No wiesz - zawahała się - Sądziłam, że mieszkam tu pod jakimiś warunkami - rzekła, przełykając ślinę.

 

- No a na jakich? - wyraźnie zobaczyła zaskoczenie na jego twarzy.

 

- No mieszkanie i prochy w zamian za seks - wypowiedziała prosto z mostu. Na ułamek sekundy ich oczy spotkały się. Widziała na jego twarzy zaskoczenie, ale i rozbawienie. Poczuła jak się czerwieni. Chciała coś powiedzieć, odkręcić to, ale nie miała jak. Pożałowała swoich słów. Kilka minut później wreszcie usłyszała jego głos.

 

- Nie moja droga. Nie na takich warunkach. Jednak okej. Jeżeli chcesz prochy to zaraz ci przyniosę. Możesz tu mieszkać, pod warunkiem chodzenia do szkoły - powiedział lodowatym głosem. Wstał i podszedł do plecaka. Dał jej małą torebeczkę z prochami, unikając jej wzroku. Czuł się przegrany. Przez cały czas miał nadzieje, że jej pomoże, że się zmieni. Teraz czuł żal.

 

- Nie chcę - powiedziała nie spuszczając wzroku z torebeczki. - Przepraszam wygłupiłam się - spuściła wzrok. Hubert podszedł do niej i złapał ją za rękę. Spojrzeli sobie w oczy, ale nic się nie odzywali. Chciała co powiedzieć, zatrzymać go, jednak nie wiedziała jak.

 

- A jeżeli pójdziemy do łózka - wyszeptał jej prosto do ucha. Poczuła jego dotyk na udach. Zamknęła oczy, a jego usta zaczęły się do niej przybliżać. - Jeżeli pójdziemy do łózka to tylko wtedy, jeżeli oboje będziemy tego chcieć. Nie mam zamiaru Cie mała kupować - wyszeptał zbliżając usta do jej warg. Już chciał ją pocałować, czuł zapach jej włosów, czuł drżenie jej ciała. Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. Oderwali się od siebie a Hubert poszedł zobaczyć kto tam przyszedł.

 

- Dlaczego nie jesteś na zajęciach? - usłyszeli głos pięknej, szczupłej blondynki. - Kotek kto to? - zapytała dziewczyna, wpatrując się zaskoczona w nieśmiałe oczy Kingi. CDN

Następne częściCzy można się zmienić ? cz.2

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania