Czyjeś życie

Wybudza ją pulsujący ból głowy, znajdujący się dość nisko, praktycznie między oczami. Rozpościera się w obie strony, wędrując powoli przez skronie i czoło, uderza również z tyłu, jakby ktoś owijał wokół jej głowy koronę cierniową. Tej analogii jako jedynej udaje się wydostać między kolejnymi falami. Następna myśl, wyślizgująca się w trakcie nieco dłuższej przerwy, jest o wielkości krzyża, który musi nosić. Jest cholernie wielki.

Otwiera oczy na kilka razy, mrugając, gdy fale bólu uderzają mocniej. Patrzy pusto na pęknięcie w suficie. Wczoraj go nie widziała. Rozgląda się dookoła. Kieruje wzrok na starą szafę bez klamki, stolik, z szarym, niedopranym obrusem, poplamionym czymś w paru miejscach i taboret pod blatem. Przyzwyczaja się do bólu, a może on nieco ustępuje i uderza krótszymi interwałami. Skupia się na plamach. Jedna z nich, purpurowa, największa, przypomina kształtem twarz. Odwraca wzrok od kleksów i patrzy w zegar wybijający ósmą. Nawet nie ma pewności, czy rano. Mgła przesłaniająca jej oczy, równie sprawnie spowija umysł. Nie potrafi sobie przypomnieć, gdzie jest, czy obudziła się z popołudniowej drzemki, czy z dłuższego snu. Jedynie pojedyncze elementy wyposażenia sprawiają znajome wrażenie, jakby jednak nie były na swoim naturalnym miejscu, tylko przybyły tu razem z nią, tworząc iluzję jej domu. Ten stolik, tam, po lewej – nie pamięta go. Wygląda na nowy. Z głębin wynurza się wspomnienie sali szpitalnej i stolik wyglądający dokładnie jak ten. Może jest w szpitalu, albo w domu opieki? Kłębki ponurych myśli, razem z przeszywającym bólem, skutecznie dociskają ją do poduszki i na chwilę wstrzymują od oglądania pokoju. Po otwarciu powiek wydaje się jej, że przysnęła, wskazówki zegara potwierdzają to. Przy łóżku stoi krzesło z wiaderkiem wiszącym nieco ponad podłogą – je akurat pamięta. Wodzi wzrokiem po wiszącym na poręczy krzesła żółtym gwizdku i swoich pomarszczonych, chudych dłoniach, próbujących złapać się poręczy. Wcześniej zatrzymuje na ciemnych, zbyt widocznych, jakby żyjących własnym życiem żyłach i żałosnych zagłębieniach – skórze oplatającej kości i zanurzającej się w nich. Udaje się jej usiąść na brzegu łóżka. Zdaje sobie sprawę, że ma coraz mniej siły. Czeka ją ponura wizja spędzenia reszty życia będąc przykutą do łóżka, ale przecież mąż się nią zajmie. Nie widziała go dzisiaj, ani wczoraj, może siedział dłużej z kolegami, ale z pewnością wróci jeszcze dzisiaj. Patrzy na trzy zdjęcia leżące po drugiej stronie pokoju. Na pierwszym – dwójka młokosów, mają maksymalnie osiemnaście lat. Wzrok już nie ten, ale dostrzega, że to znajome twarze, rozgląda się za okularami, ale nie może ich odnaleźć. Na drugim jest ona, młodsza i ładniejsza. Obok – zdjęcie malutkiego chłopczyka i nieco większej dziewczynki, ze ślicznymi, jaśniejącymi, opadającymi daleko na ramię, włosami, chyba z rodzicami, nie ma pojęcia czyje, ale musi być to jakaś dalsza rodzina. Po co by jej były zdjęcia nie-rodziny? Chyba, że rzeczywiście leży w szpitalu, a to zdjęcie zabłąkało się z poprzednią mieszkanką pokoju. Wypija wodę z butelki leżącej na stoliku, korzysta z krzesełka, licząc, że ktoś przyjdzie i je opróżni, ubiera granatowe spodnie, białą, wymiętą bluzkę, fioletowy sweter, serdak i chodzi chwilę po pokoju, pomagając sobie balkonikiem. Ma potwornie ciężkie nogi. Naprawdę czuje się jakby nosiła krzyż.

Wychodzi z pokoju, gdy dochodzi dziesiąta. Nadal nie jest pewna, gdzie dokładnie się znajduje, ale kiedyś już tu była. Jeszcze w pokoju parę razy wołała, jednak nikt się nie odezwał. Najgorsza jest samotność. Człowiek budzi się w obcym pokoju, z kilkoma przedmiotami mającymi sprawić, żeby poczuła się jak u siebie, nikogo nie ma, nikt nie zajrzy, nie zapyta się, jak się czuje, nie pomoże. Mietek, gdzie on do cholery znowu jest? Chyba obudziła się w szpitalu, to jest najbardziej prawdopodobne. On czeka na nią w domu.

– Halo? Jest tu ktoś?

Żadnej odpowiedzi.

Zgłodniała. Nie zamierza czekać, aż ktoś łaskawie przyjdzie i się nią zajmie. Całe życie się tak napracowała – kilkanaście lat w szkole podstawowej, chyba piętnaście w liceum, a potem jeszcze kilka w innej szkole – i co z tego ma? Nawet emerytury nie dostaje, albo i dostaje, nie jest pewna, ale wie, gdzie będą pieniądze, jeśli ma je ze sobą. Wraca do pokoju, patrzy pod poduszkę, z wielkim trudem pod łóżko, lecz nigdzie nie ma. Coś jej podpowiada, że będą w tej śmiesznie oznaczonej, jakąś naklejką, szufladzie. Są. Przelicza – trzy tysiące dwieście. Nie ma pojęcia, czy się zgadza, ale najważniejsze, że są, może poszukać ze spokojem stołówki. Przed wyjściem siada jeszcze na krawędzi łóżka, uspokaja oddech, odgarnia włosy drżącymi dłońmi. Obok zdjęć dostrzega grzebień. Po kilku krokach trwających wieczność, bierze go i jeszcze bardziej drżącymi dłoniami zaczesuje niezdarnie włosy, ślini końcówki palców i przyklepuje pojedyncze, najbardziej niesforne kosmyki do czoła. Przygląda się jeszcze zdjęciu chłopczyka. Jest naprawdę śliczny. Czarnobrunatne włosy spadają mu wolno na czoło, oczy patrzą bystro w obiektyw i uśmiecha się niewinnie, szczerząc białe zęby. Doprawdy sympatyczny widok. Jeszcze bardziej ją radują okulary pojawiające się za zdjęciem, zakłada je i wychodzi z pokoju. Będąc już w drzwiach słyszy kroki na schodach.

– Wróć, mamo. Przyniosłem ci śniadanie i tabletki – mówią do niej znajome usta. Dobrze, że ma okulary, może dostrzec więcej szczegółów i będzie łatwiej przypomnieć sobie kto to. Zaczyna od szczupłej twarzy, z nieco wystającymi kościami policzkowymi i wysuniętym podbródkiem, przesuwa na łysiejącą głowę – pojedyncze, blond włosy, chaotycznie sterczące, z bladą skórą pośrodku głowy. Zastanawia się ile lat młodszy może być. Dziesięć, trzydzieści? Nawet nie pamięta, ile ma sama. Usta, myśli sobie, ma również niezbyt atrakcyjne, za to ładne, niebieskie oczy, które teraz świdrują ją karcąco niczym kiedyś oczy tatusia. Zna ten wzrok. Próbuje jeszcze objąć go szerzej, patrząc na dość patykowate ciało, ale z odrobiną tężyzny i jakiejś naturalnej siły, kontrastującej z promieniującą z twarzy bezsilnością i nijakością jego wytartych i szarych ubrań oraz długich nóg, które wlekły go wolno, szorując po podłodze nogawkami. Jest wyższy od niej, co nie dziwi przy jej zgarbionych, wiecznie obolałych plecach.

– Mamo? – pyta, marszcząc delikatnie brwi i jakby próbując przyoblec łagodniejszy ton. Głos również wydaje się nijaki i zmęczony, choć już znajomy, w końcu mówi do niej „mamo”. Wyczuwa w nim jakąś wrodzoną niechęć. Może wcale nie jest wrodzona, tylko skierowana do niej? Nie uważa się w końcu za zbyt wartościową osobę. Leży tylko w tym łóżku, nie pamięta niczego i ledwo chodzi. Nogi to ją coraz bardziej bolą. I głowa. I teraz ta głowa próbuje sobie jeszcze przypomnieć imię.

– Radek – wypowiada cicho. – Radek. Wróciłeś.

Nie jest na niego zła. Wyjechał, ale wrócił, syn marnotrawny. Chwycił ostrożnie za balkonik, matka posłusznie przekręca się za nim i robiąc drobne kroczki wracają do pokoju.

– Przecież nigdzie nie byłem. Na dworze tylko.

Ona jakby go nie słyszała. Znowu kłamie. Ciągle kłamie. Wszyscy kłamią – mówią, że to jej dom, że ją kochają, że jej nie zostawią, nigdy samej nie zostawiali, że wcale nie wyjeżdżała do tego drugiego domu, i tak dalej, i tak dalej. Ma dość kłamstw. Sama już nie wie co jest prawdą, a co kłamstwem, co snem, a co rzeczywistością. I ta głowa. Wciąż boląca, ciężka, otumaniona głowa. Osiemdziesiąt pięć lat. Wystarczająco. Zje, co jej Radek przyniósł, będzie udawać, że wszystko jest w porządku i położy się. Może zaśnie. Może już nie wstanie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • LBnDrabble 01.12.2020
    Zapraszamy do wzięcia udziału w Literackim konkursie na Drabble!
    Tematy dwa:
    - Apokatastaza
    - Beczka Diogenesa
    Czas do jutra - północ! Sto słówek tylko!
    Wszystkiego dowiesz się na Forum: https://www.opowi.pl/forum/lbnd-19-tematy-konkursowe-w1339/
    Liczymy na ciebie!!!
  • Edypalna 01.12.2020
    Napisane z ciekawej perspektywy, technicznie nie wiem do czego się przyczepić, może niektóre zdania są ciut za długie. Tekst smutny, ale też mocno niepokojący... Jest coś mrocznego w psychice osoby, chorej psychicznie czy z urazami mózgu, w tym jak postrzega samą siebie i innych.
  • paulina_k 02.12.2020
    Mocny tekst. Co do techniki to nie będę się wypowiadać bo mam z nią problem i to nie tajemnica. Dla mnie najbardziej liczą się emocje towarzyszące mi przy czytaniu Twojego opowiadania, a te z pewnością są ogromne. Jakie? Pozytywne i negatywne bo nie chcę się rozpisywać, ale jednego jestem pewna. Bardzo mi się podoba.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania