Czym jest nuda?
Ciekawe zjawisko, czym tak na prawdę jest? Jestem drugi, pełny dzień w domu, po odstawieniu wczoraj auta do mechanika. Mało tego, nie wiem kiedy będę miał go z powrotem. Bez niego nie zarabiam, bo nie robię Uber Eats. Ale nie o tym. Chodzi o sam fakt, że mam teraz czas na wszystko. Więc ode mnie zależy co z nim zrobię. Kiedy pracuję długie godziny i nawet siedem dni w tygodniu, to w myślach narzekam na brak czasu. Na to, że mało kiedy mogę w spokoju usiąść i napisać coś więcej, niż przy porannej kawie przed wyjściem. Ciągle mówię, że przez brak czasu przestałem czytać książki. A kiedy już mam go pod dostatkiem, to nie bardzo wiem co z sobą zrobić. Wczoraj, w pierwszy wolny dzień rzuciłem się na pisanie, organizowanie bloga, konsultowanie z Gemini kolejnych tematów. Dzień zleciał bardzo szybko. I byłem przekonany, że dzisiaj będzie podobnie. Rano co prawda pisałem, jak już od dziewięciu dni pod rząd. Później żona zaproponowała rowery i wybraliśmy się na małe tour po mieście. Początkowo miała być tylko plaża, ale w trakcie wyszła większa pętla. Zrobiliśmy dobrych kilkanaście kilometrów. Wróciliśmy z rybą z frytkami, później pękła popołudniowa kawka z telefonem w ręku. Bardzo rzadko robię na telefonie coś, co do niczego nie jest mi konkretnie potrzebne. Oduczyłem się takiego marnowania czasu. Jednak dzisiaj przy kawie, zacząłem z głupa oglądać shorts na Youtube. Rozleniwiony rowerową przejażdżką, spędziłem tak w fotelu ze dwie godziny, jeśli nie lepiej. Co kilka minut przychodziło mi na myśl, że tracę możliwość robienia czegoś wartościowego, na rzecz oglądania byle czego. Mimo to, wmawiałem sobie, że przecież nic mi się już dzisiaj nie chce robić.
Bardzo łatwo wpaść w taki cyfrowy cug. Niewinnie odpalasz facebooka, youtube czy inne instagramy lub tik toki. To bardzo popularny sposób na spędzanie czasu, nawet w pracy, czy podczas domniemanego wypełniania innych obowiązków. I to jakby nie ma dla mnie tematu, to oczywiste, że nie warto. Raz na jakiś czas przebaczę sobie, ale czułbym się źle robiąc to regularnie. Kiedyś tak było, ale wypaliłem się w tym robieniu byle czego. Przestało mnie to cieszyć, bo kompletnie nic nie daje, a zabiera bardzo wiele. Odbiera możliwość zajmowania się czymś, na czym mi na prawdę zależy. Tylko, że parę lat wstecz nie wiedziałem czym chcę się zajmować. Dzisiaj jest inaczej, chcę pisać, lubię czytać, chcę spędzać czas z trzyletnią córką. A kiedy mam luźniej, jeden dzień wziąłem się porządnie za działanie. Drugi już przynosi pierwszy mały kryzys. Przypomniało mi się przy okazji zdanie, które kiedyś zanotowałem z jakiejś książki. Brzmiało mniej więcej tak: Jeśli dzisiaj będę robił to, czego innym się nie chce, to jutro będę miał to, czego inni pragną. Nie chodzi w nim o przewyższanie innych, tych którym się nie chce robić nic konstruktywnego. Chodzi o to, że wielu głównie mówi o swoich pragnieniach, o zmianach, o życiu po swojemu. A zamiast zająć się tym przy każdej możliwej okazji, wolą spędzać czas na bezcelowym przeglądaniu mediów społecznościowych.
Około osiem miesięcy temu przestałem kompletnie pić alkohol. Przed tym większość wolnych od pracy dni, weekendowych czy urlopowych, było mniej lub bardziej zakrapiane. Do tego Youtube na telewizorze albo inne niepotrzebne, jak to mówię pierdoloty. Typowe, bezsensowne pożeracze czasu. Dokładnie za miesiąc, dwunastego września skończę trzydzieści sześć lat. Cieszę się bardzo, że od kilku lat zacząłem zmieniać swoje życie w pozytywny sposób. Nie jestem wcale stary, ale kiedy się nie wyśpię, to rano czuję się jak kiedyś na mocnym kacu. To oczywiście normalna sprawa, ale w poprzednich latach mniej odczuwalne. Po prostu zauważam spadek tolerancji organizmu na porządny odpoczynek. Taka tendencja będzie się pogłębiała z wiekiem, więc nie oszukuję się, że to chwilowe. A co dopiero by było, gdybym wciąż pił? Mam problem z regularnością w pisaniu tekstów i czytaniu książek. Po alkoholu dzień wcześniej, pewnie w ogóle bym się tym nie zajął. Wystarczy mi na prawdę zmarnowanych dni, których miałem pewnie setki lub tysiące. Kiedy za małolata rozbijałem się po wiosce i melanżowałem w kółko. Po wyjeździe do Anglii, przez kolejnych kilka lat mieszałem głównie pracę z marnowaniem wolnego. Dokąd bym zmierzał, postępując tak do dzisiaj? Musiałem zacząć świadomie budować coś nowego, od podstaw. Z poczuciem sensu, z celowością w działaniu. Bez patrzenia na innych. To każdego indywidualna sprawa, jak wykorzysta lub nie własne życie. Nie chcę skończyć po stronie tych, którzy na łożu śmierci mają żal do siebie, że byli tchórzami.
Po wspomnianych dwóch godzinach patrzenia w telefon, bez żadnego celu, zebrałem się do czytania książki. Przypomniałem sobie, jak bardzo to lubię i jak długo tego już nie robiłem. Półki są pełne, wielu z tych pozycji jeszcze nie tknąłem. Niektóre z nich już w ogóle nie będą mnie pewnie interesować, bo perspektywa się zmienia. I to, co pociągało mnie parę miesięcy temu podczas ich zakupu, dzisiaj już nie zmotywuje mnie do otwarcia. Chociaż kto wie, bo jak to mówię czasami żonie - Na każdą książkę przyjdzie pora.
Piszę w sposób spontaniczny, nie w moim stylu jest zaplanowanie tego, o czym będzie tym razem. Podczas czytania książki pojawiła się refleksja, nad nudą właśnie. Więc usiadłem przy laptopie żeby napisać ten tekst. Cieszę się, że chociaż trochę czasu dzisiaj poświęciłem na robienie czegoś, co jest dla mnie samo w sobie wartościowe. Nie muszę osiągać moimi tekstami żadnego celu, ale zawsze cieszę się pisaniem.
Czymkolwiek lubisz się zajmować, i ma dla ciebie znaczenie większe niż patrzenie w telefon, bądź robienie byle czego. Przypomnij sobie, że czas mija, a będziesz żałować najbardziej tego, czego nie zrobiłeś. Życie jest długie i krótkie zarazem. Lata chwilę trwają, ale minęło ich już sporo. Nie będzie tego czytał dziesięciolatek, tylko ktoś ze znacznie dłuższym stażem na świecie..
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania