Czyściec
Ia
Gdy minęły pierwsze śniegi, co w naszym skromnym towarzystwie rodzi pewną konieczność, zwołano nadzwyczajne spotkanie.
Miejsce standardowe. Stara stodoła, jakże bliska filozoficznemu sercu.
Powód niestandardowy. Podziw nad kwintesencją cudu natury. Rzekłbym, najdoskonalszą.
Zebraliśmy się wokół stołu. Strugi potu wędrowały po policzkach. Nerwowe wyczekiwanie.
Z doniczki, którą ustawiono w centralnym punkcie stołu, wyrastał kwiat. Obserwowaliśmy to wydarzenie z wielką skrupulatnością.
Mówię wam, przyjdzie i odejdzie.
To Menasze. Najstarszy z bractwa. Gładził ręką siwą brodę.
Sensem będzie kolor. Bez koloru pozostaje próżnia.
Aszer. Sceptyk. Wystukiwał rytm.
Patrzcie!
Pozostali wskazywali palcem. Roślina powiększyła rozmiar. Oczom oddał pokłon wspaniały, niebieski kwiat.
Pomieszczenie tymczasowo zalał dźwięk modłów i jęków.
Niebieski to zwiastun śmierci.
Menasze chwycił Aszera.
Niebieski to zwiastun życia.
Pozostali członkowie koła wymieniali poglądy. Wrzeszczeli.
Nikt nie dociekał racji, bowiem racja stanowiła ostatni powód ludzkich antagonizmów.
Nikt też nie zauważył, że niebieski kwiat obumierał. Tracił swój blask.
Wtedy wszedł na stół. Najmłodszy i niczym się niewyróżniający młodzian.
Menasze.
Pójdźcie za mną. Zamiast patrzyć na owoc martwej natury, spójrzcie na spadającą gwiazdę.
Rozpoczął taniec. Transowy. Plemienny.
Pozostali przestali walczyć. Spoglądali na Menaszego, dostrzegając w nim szansę.
Wskoczyli na stół. Chwycili za dłonie. Rozpoczęli wędrówkę ciał.
Trzask.
Ktoś tracił doniczkę.
Szybciej! Szybciej!
Grzmot.
Deski zapłonęły.
Szybciej! Nadchodzą prawdziwe narodziny.
Wszyscy oddawali pokłon. Kolejne połacie sali pożerał ogień.
Uciekajcie! Pali się!
Mój głos dotarł do swojego celu. Jednak pozostał bez jakiegokolwiek odzewu.
Grzmot.
Usiłowałem coś zrobić. Obudzić. Gdy wybiegałem ze stodoły, dostrzegłem mężczyznę trzymającego niebieski kwiat. Płakał.
Miałem się odezwać, gdy spadła płonąca belka.
Na zewnątrz do uszu doszedł rozdzierający krzyk. Odwróciłem głowę. Stodoła przestała istnieć.
Ib
Nazajutrz poszedłem do pozostałości po stodole.
Na miejscu zastałem wyłącznie stół, którego nie strawił ogień. W jego centralnym punkcie ponownie stała donica z wyrastającym zeń kwiatem. Gdy przyjrzałem mu się uważnie, przypomniałem sobie twarz nieznajomego mężczyzny.
Spuściłem wzrok. Pozostała wyłącznie pustka i odwieczne pytania.
Komentarze (21)
Widzę, że forma w normie, a nawet rośnie, bardzo ciekawe opowiadanie, wartkie i oryginalne ;)
Trudny tekst. Coraz więcej filozofii...
Patrzymy na zgliszcza... tam rodzi się coś od nowa. Nienaruszone przez płomienie...
Kwiat był zwiastunem śmierci, teraz może być zwiastunem życia...
Widzisz co Ty ze mną robisz? Włażę w te obrazy i szukam drogi powrotnej
Ciekawa pozycja narratora, taka wyróżniająca się, bo chłodna, zdystansowana w sennym omamie. xd
Forma mnie nie porywa. Może to stylizacja na powiastkę, silenie się na parabolę, ale tego efektu brak. Raczej zniechęcenie w trakcie brnięcia przez równoważniki zdań. Na siłę dzielone kolejne wypowiedzenia.
Składnia, cd.
"Gdy minęły pierwsze śniegi, co w naszym skromnym towarzystwie rodzi pewną konieczność, zwołano nadzwyczajne spotkanie".
??? wtrącenie niefortunnie sformułowane.
"Miałem się odezwać, gdy spadła płonąca belka".
Narrator wiedział, że ma się odezwać w czasie spadania belki? xd
"Na zewnątrz do uszu doszedł rozdzierający krzyk".
Na zewnątrz? xd
Pozdro.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania