Poprzednie częściDagmara (1)

Dagmara (4)

Wszystko stało się szarością. Będąc tutaj ostatnim razem, myślałem, że miejsce elementarnie związane z moim błogim okresem dzieciństwa, nie może popaść w większą ruinę. Nie doceniłem degeneracyjnych zdolności natury względem samej siebie. Chyba o innym względach nie może być tutaj nowy, kto mógłby tak spustoszyć ten skrawek planety? Gatunek ludzki na szczęście jeszcze nie wymyślił takich buldożerów. Struktura tego czegoś, co było kiedyś zieloną łąką, przypomina kawałek mięsa leżący zdecydowanie zbyt długo w rogu zamrażalnika. Siedzenie na tym na pewno nie należy do przyjemnych czynności, stojąc, czuję jak z każdą mijającą sekundą moje buty zagłębiają się w ciemnobrunatnej mazi. Utrzymując równowagę, oparłem się o szczątki konaru dębu, który kiedyś był dla mnie punktem orientacyjnym na dziecięcej mapie planety.

 

Czy to prawdziwy świat? Czy prawdziwy świat można zobaczyć poprzez percepcję ludzką? Tak ułomną, tak stronniczą? Może właśnie to, co teraz widzę jest prawdziwe, a realne właśnie stało się wyobrażeniem? Dagmara nie miałaby tutaj co robić. Na pewno nie mogłaby rozwijać swojej pasji do wspinaczki, wszystkie drzewa połamane lub powalone wraz z korzeniami dawno rozpoczęły proces rozkładu, wtapiając się w to samo, co chce pochłonąć moje obuwie. Właśnie, gdzie ona jest? Wszystkie wizje miały permanentny związek z nią, na pewno ta nie jest od nich odmienna w tej kwestii. Z trudem opierając się o resztki stałe rozkruszających się głazów, zacząłem schodzić w dół. W kierunku, w którym gdy byłem mniejszy niż teraz tak bardzo zabraniała mi się zapędzać. Aura nie sprzyja wycieczkom krajoznawczym, mogła wybrać na nią lepszy moment. Tylko, czy mieliśmy kiedykolwiek na to jakiś wpływ? Im więcej metrów pokonałem w dół, tym gorzej radziłem sobie z wystającymi, butwiejącymi drzewami. Do szczętu zdarłem piszczele i kolana poprzez permanentne zahaczanie, wywracanie i koziołkowanie, do którego byłem zmuszony, aby przybliżyć się do bliżej niesprecyzowanego celu mojej podróży. Podróży do głębi. Z każdym krokiem wokół mnie źródło światła, które służyło mi do utrzymania jakiekolwiek orientacji, zaczynało przerywać swoje działanie. Muszę chwilę odsapnąć, nie dam rady dłużej tak pędzić. Czy ktoś wreszcie mógłby mi cokolwiek wyjaśnić, jakkolwiek pomóc? Nawet miejsce na odpoczynek wybrałem nieodpowiednio, powiadomiło mnie o tym jedno z ostatnich drzew, które jeszcze do czasu stało, a właśnie postanowiło przestać to robić. Nastała całkowita ciemność, po bólu nadeszło oczekiwane ukojenie. Z nieplanowanej drzemki wybudziła mnie ciepła woda, którą zacząłem się boleśnie dławić. Wydostałem się na powierzchnie zbiornika, aby spostrzec cel mojej podróży. Wcześniej dziewczynkę, teraz kobietę. Dagmarę. Spotkanie mojej głowy z drzewem i następujące bezpośrednio po nim spadanie, spowodowało to, że znalazłem się w zbiorniku wapiennym, pełnym cieplej wody, który należał do źródła wypływającego wprost z pionowej ściany, również w białym, jasnym kolorze. Ściana, niczym mur działała na mnie nieco klaustrofobicznie. Rozglądając się na boki, nie mogłem dojrzeć jej końca. Oddzielała nas od czegoś. Od reszty świata? Od innych wizji, które poza naszym wzrokiem były przez nas odgrywane w kółko? Egzystencjalne zapętlenie, wiecznie kręcące się niczym Derwisz w tańcu. Była spokojna. Wydawało mi się, że się uśmiecha, blask padający od źródła rozlewał się na jej zszarzałej skórze. To musiało się wydarzyć. Szarość, którą sama barwiła tę przestrzeń, pochłonęła także ją samą. Czy to oznacza, że ona?

- Tak, zmarłam kilka tygodni po moich dwudziestych urodzinach, nie nacieszyłam się dorosłością, a może nie zdążyłam się nią zmęczyć - powiedziała z gorzkim śmiechem.

- Ale, ale jakim cudem, co się stało?

- Nic specjalnie wyjątkowo, zmarłam w wypadku samochodowym, moim kabrioletem również się

nie nacieszyłam.

- Nie wiem co mam powiedzieć, przykro mi.

- Trochę szkoda, że musiałam umrzeć, abyś sobie o mnie przypomniał.

- To nie tak! Nie wiedziałem, że nie żyjesz, szczerze mówiąc nic nie wiedziałem, jaki to ma

związek z tym, że spotykaliśmy się ostatnio w moich snach?

- Wszystko zaczyna się od śmierci. Absolutnie wszystko. Całe Twoje widziadło nie mogło przed tym powstać.

- Ale dlaczego? Bardzo za Tobą tęskniłem, czemu się nie odzywałaś, co się stało?

 

- Bałam się, że nie zaakceptujesz tego, kim się stałam, lepiej żebyś żył dalej z wyobrażeniem słodkiej dziewczynki, przewodniczki Twojego dzieciństwa.

- To niemożliwe, zawsze Cię akceptowałem taką, jaką byłaś!

- Tak, bo byłam właśnie taką, jaką chciałeś żebym dla Ciebie była, kwestia dopasowania.

- Nie będę się z Tobą kłócił, naprawdę bardzo mi przykro i współczuję Ci.

- Ja Tobie również, chcesz spytać mnie o coś ostatni raz?

- Ostatni raz?! Nie zobaczymy się już więcej?

- Po co? Dotarliśmy do źródła - powiedziała śmiejąc się.

- Do źródła czego?

- Do głębi twojego strachu, który nie jest wyjątkowy, wszyscy się tego boimy.

- Mówisz o śmierci?

- Tak, wiem, że bardzo się tego boisz.

- Właściwie... masz dla mnie jakieś rady? Zawsze byłaś w tym dobra.

- Wystarczy przestać się bać i spróbować.

- Spróbować co?

- Nie możesz zmarnować całego życia siedząc tylko w swojej głowie. Potrzeba Ci kogoś innego, niż tylko imaginacja mojej postaci którą nigdy nie byłam.

- To bardzo trudne, naprawdę się staram.

- Musisz postarać się bardziej, wystarczy, że w moim przypadku, wolałeś wierzyć w

przeznaczenie, niż sam mnie odnaleźć.

- Nie mów tak! Ja... przepraszam.

- Nie przepraszaj, już za późno, nie zmienimy tego, pamiętaj, że nawet zrozumienie i opanowanie

lęku, nie pozwoli Ci go przezwyciężyć, wszystko rodzimy się, żyjemy i umieramy. Jedni

szybciej, drudzy wolniej.

- Nie potrafię tego wszystkiego pojąć.

- Spokojnie, masz jeszcze trochę czasu na naukę, w tym bardziej realnym świecie, powiedziała

dotykając mojego policzka zimną dłonią, ostatni raz.


Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania