Daisy
Sromtnie, żałośnie.
Jak bo nie dydy.
Mam wysokie stopnie.
To nie podstęp.
Ruchałbym Zuzanne ruchałbym darie.
Było by fajnie.
Me serce bije marnie.
Pomarańcze przaśnie tańczą.
Jak w baśniach mity.
Aż tak jest strasznie.
Legendarne bity i teksty.
Pełno kobiercy.
Niedługo żon będę miał multum.
Jestem bardzo cool.
Trafiam z dziury do dziur.
Dasz bór.
Zagram wam hejnał.
Gdy skonstruuje harmonię z akordeonu.
Pisze teksty na akord.
Zarabiam krocie.
Ale dzielę się sosem.
Więc zostaje tylko zapchac ryja bigosem.
Pluje na własny fotel.
Mam metalową proce.
Mam własną szose.
Już się nie mocze.
Nie boję duchów.
Przyjaciołom polecam kolegów.
Na biegu treść wymyślam.
Jestem jak sucha wilgotna pizda.
Na ryglach, na figlach.
Pancerna żaba się wślizgła.
W szopie mam kopiec.
Nie jem mrówek i innych owadów.
Jak karnister śmierdze benzyną.
Ale wolałbym pachnieć z ust twoją waginą.
Motylem jestem niestety.
Tak to ja zwykły kretyn.
Król całej tej hecy.
Zakładam nogę za plecy.
W głowie mam uniwersytety.
Mam deptak, mam flety.
Surrealistyczne obiektywne subiekty.
Blizne na Bliźnie.
Szum szeleści dziecinnie.
Szept wrzeszczy krzykiem w nieboskłon.
Czy jesteś moją siostrą.
Karmie się gorącą plotką.
W oczach mam kosmos.
Ja z Jowisza ty pluton.
Kiedyś lubiłem psa pluto.
Zostań moją Daisy skarbie ja będę twoim mikim.
Na Ryki potrzebne smyki.
Gram śmiesznie na cymbałkach.
Gdzie jest dla mnie jakaś panna.
Fajna, zgrabna, ładna.
Jakaś wystrzałowa petarda.
Blond, Ruda lub kruczo czarna.
W wannie leże na zjeździe w gorączce coś bredze, chłodze się w zimnej wodzie.
Chory jestem od dawna, od urodzenia.
Życie dał mi Albatros.
Nie patrosze zwierząt ni ryb.
Nie jestem koleś git.
Jestem szczupły średniego wzrostu.
Mam 31 lat a zim ile. Chyba tyle co wiosen.
Ale ile jesieni.
Gdy leżę w sieni w przedsionku nie liczę roków.
Mam dużo w głowie nie powiem o sobie gnojek.
Na progu stoi kulisty człowiek.
Widzę wilków sfore.
Na szczęście w tv nie w lesie.
Władek strasznie w nos piecze.
W piekle są straszne hece.
W niebie tandetne precle.
Na wietrze kąpie się tam gdzie są tęcze.
Rozmawiam ze skrzatami z księżniczkami, z wyimaginowanymi stworami.
Mój świat opiera się na krtani.
Bo w manii pijany.
Ospały, ponadwyrężany.
W otchłani krzyczę do ludzi.
Szukam po omacku światła.
Tone w mirażach, w omamch.
Zbieram plony śmiercionośne żniwa.
Co chwila zabijam.
Nie ważne czy chłopak czy dziewyczyna. Podcinam im gardła, krew ich w całości wypijam. Aż brzuch puchnie i nią żygam.
Jestem trochę jak pirat.
Jak kapitan steru.
.jak nemo, jak tom i jerry, jak pies huckelberry.
Zasiadam w głównej loży.
Na ołtażach składam żywą ofiarę.
Dla Lucyfera dla belzebubuw.
Za nieśmiertelność.
Wolę zabić niż umrzeć.
Próżne me życie i trudne.
Brak ukochanej.
Brak dotyku.
Dobija, frustruję i wkurza.
Jest jak burza, jak wichura.
Jak tornada, cyklony i czarna chmura.
Jak niezdobyta Góra.
Jak śpiew chóru.
Jak kurz z kurzu.
Lepszy podgrzybek niż rydz.
Lepszy pieniek niż polano czy gałąź.
Co mi dano czy chciano.
Za kogo mnie gdzie uważano.
Czy jestem postacią znaną.
Lubianą, tolerowaną?
Jestem tym co pijany naćpany.
Tym co w więzieniu zamykany.
Za cudze dramy.
Jestem podejżany. Zaspany.
Diabłu sprzedany.
Przez fikcyjnych władców.
Cyrograf podpisany.
Uratować mnie muszą.
Zmyśleni przyjaciele.
Bo jestem w gniewie.
Nie bredze. Nie wierzę.
Nie czekam. Nie śpiesze.
Widzę co widzę.
Chodź nie chce to jestem.
i będę zawsze.
Ma pamięć nie zginie.
Jeszcze mnie puszczą na MTV albo vivie.
Docenią, zrozumieją.
Ja w biedzie lecz z honorem.
Byle jak nie żyje.
Mam klasę, często bawię się kutasem.
Trzepie do z pornoli Lasek.
Jak każdy samotny facet.
Może jak bym się starał miałbym jakąś pracę.
Lub walczył na macie.
Za wartościowy papier.
Albo byłbym jak lama czy papież.
Na racie, na zysku, na stracie.
Na pigułach, na vacie.
Trele morele odbieram ci to co ci cenne.
Byś z braku tego sokonał.
Jest popyt, jest i podaż.
Jest nowomowa.
Owa postać księżycowa.
i twa uroda.
Chociaż już nie jesteś młoda.
Na stołach oceany.
Na podłogach mini vany.
Kibel cały osrany.
Przez zapijaczone upadłe damy.
Ja z wstrętu w wymiotach skąpany.
Takie klimaty wszystko na kredyt.
Same zepsucie.
Życie okrutne.
Jak kajdanki mój ciasny pokój.
Wszystko robię na pokaz dla poklasku.
By zasłynąć by być sławnym.
Chodź jestem nieporadym.
Nie radzę nie poucza s twych rymów nie czaje, wam odjebało od metafor.
Jak pacierz me słowa.
Biblia chyba powstanie od nowa.
Bo ta mowa jest hak natchnione.
To jak kwiatek ozdoba.
Czuje się jak z drewna kłoda.
Niemoc i pustka, z u tęskni czekam na ostatnią kropkę nie chce mi się tego pisać.
To normalne.
Wszystko we mnie jest kulturalne.
Na karcie mam kartę.
Na szaliku rosy ranne.
Turlam się w śniegu. O Jezu.!
Jakim prawem to robię.
Znowu jestem na głodzie.
Przepierdalam hajs w kasynie u bukmachera.
Jak jakiś pedał.
Jasną cholera, jęk i kolejna ściema.
AK bym wyglądał w dredach.
Gdzie opera, gdzie teatr.
Pełno Artystów, niech idą w pizdu z tymi swoimi wypocinami.
Granicą granic granica.
Niewypał, pospolita cipa.
Jesteś Zwykła pipa.
Jebana kwicząca świnia.
UCIEKAJ STĄD W TRYMIGACH.
Bo to już Finał.
Kiedyś może pokażą mnie w kinach.
Będe jak Chrystus, Judasz i Piłat.
Mam klimat.
I wije jak żmija.
A ciebie dopadnie kiła.
Kręce kołem w arfie.
I czekam aż nadzorcza robót zaśnie.
Jest strasznie strasznie.
Ale tak czy siak kiedyś swój szmal zgarne.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania