Dama
Zostałem wysłany przez korporację, dla której pracuje do małego prowincjonalnego miasteczka. Zaraz po przyjeździe zauważyłem powszechne panującą biedę, lecz nie wszyscy w tym zabytkowym zaniedbanym mieście byli ubodzy. Mieszkała tutaj tez grupa osób bogatych, do nich zaliczali się włodarze miasta, lekarze, prawnicy i kilku przedsiębiorców. Zauważyłem też klasę średnią, do niej zaliczali się sklepikarze, pracownicy administracji państwowej, nauczyciele, pracownicy spółek miejskich. Pozostała część społeczeństwa dzieliła się na emerytów ze starego portfela, osoby pracujące za najniższą krajową. Żyjących, za pieniądze przysłane z zagranicy, przez członków rodzin tam pracujących. Najbardziej widoczna dla mnie była grupa ludzi zaliczana do wykluczonych, wszędzie ich widziałem jak snują się bez celu, lub zbierają surowce wtórne, często zaglądając do śmietników.
Siedziałem przy stoliku przed małą cukiernią, usytuowaną przy głównej ulicy miasteczka. Ubrany w markowy granatowy garnitur, w białą koszulę i niebieski krawat. Całość uzupełniały robione na zamówienie skórzane czarne buty. Rozkoszowałem się słonecznym ciepłym dniem i reakcją mieszkańców prowincji jak patrzyli na mnie. Spokojnie piłem kawę, zajadałem się pyszną ciepła szarlotką i patrzyłem na piękne, lecz zaniedbane kamienice. Wszystko było takie szare, przytłoczone jakimś smutkiem dnia codziennego bez perspektyw na przyszłość. Przechodnie byli tacy nijacy, jedynie ich interesowało to, co dzieje się u innych i kolorowe programy telewizyjne. Nigdzie nie widziałem oznak szczęścia i radości. Zamyślony byłem tym, co widziałem i nagle zauważyłem kobietę. Szła, a raczej płynęła z wielką gracją, przez ten pochód lokalnej społeczności. Taka była odmienna od kobiet, jakie do tej pory przyciągały moje spojrzenie. Tamte eksponowały swój biust, zgrabne nogi zakończone spódniczką przysłaniającą jedynie skąpe majteczki i gniazdko. Ta była ubrana w białą bluzkę rozpinaną z przodu z rękawkami zakończonymi poniżej łokci. Spódnicę beżową miała długą przysłaniającą sandały, włosy poniżej ramion koloru dojrzałej pszenicy, lekko falujące. Urodą nie powalała, lecz przyciągała wzrok wszystkich mijanych mężczyzn po trzydziestce. Sama była w podobnym wieku i ja już tez taki osiągnąłem, być może dla tego zwróciłem na nią swoją uwagę. Ona szła po drugiej stronie ulicy i powoli się oddalała. Bałem się stracić ją z oczu, w pośpiechu rzuciłem pieniądze na stolik ze sporym napiwkiem i udałem się w tym samym kierunku. Byłem jak zauroczony patrząc na nią, świat wydawał mi się taki wspaniały, przyjazny dla zwykłych ludzi. Oczami duszy zobaczyłem ją, trzymającą w ręku przeciwsłoneczną białą parasolkę, była ubrana podobnie jak teraz tylko jeszcze w dziewiętnastowieczne koronki. Teraz wiedziałem, byłem nawet pewny mam przed sobą prawdziwą damę. Musi pochodzić z jakieś starej arystokracji, znam tą współczesną arystokrację, słoma chamom z butów wystaje. Posiadają jedynie wielkie pieniądze, mają wpływy, układy i nic więcej.
Weszła w bramę zrujnowanej czynszowej kamienicy i zniknęła mi z oczu. Stanąłem przed frontowymi drzwiami, zastanawiam się, co dalej zrobić. Podchodzi do mnie szemrany jegomość i mówi.
- Mistrzu poratuj pan potrzebującego.
- Zgoda podrzucę trochę grosza tylko chcę wiedzieć, kim była ta dama, co przed chwilą weszła do tego budynku – powiedziałem.
- To żadna dama, to stara panna. To jest Klementyna córka Mańka tego z pod czwórki, a on to zwykły menel – powiedział potrzebujący mężczyzna.
Zapłaciłem tak jak obiecałem, trzeźwy dzisiaj na pewno jegomość nie zostanie. Pomyślałem sobie, drugiej okazji nie będzie, wszedłem do budynku i zapukałem do odrapanych drzwi mieszkania numer cztery. Otworzyła mi pani, za którą tu szedłem.
- Przepraszam, ze przeszkadzam ja do pani, czy może mi pani poświęcić trochę czasu – powiedziałem.
- Pan wybaczy, lecz niczego nie kupujemy, żegnam pana
Jej głos był taki przenikający i dostojny, nikogo nie obrażał tylko hipnotyzował. Momentalnie wiedziałem, że pragnę z całej duszy słyszeć każdego dnia, o każdej porze ten głos. Widzieć te piękne oczy i być przy tej damie do końca moich dni.
- Czy możemy chwilę porozmawiać – dodałem.
Wiele trudu i zabiegów by mnie kosztowało, zrealizowanie marzenia bycia przy boku prawdziwej damy. Miasteczko też mogło zyskać, miałem nie zrealizować swojej misji i dzięki temu społeczność lokalna miała być dalej biedna, a nie bardzo biedna. Ja tylko mogłem stracić pracę, lecz nie zdecydowałem się na takie życie. Pozbawione wysokich dochodów, drogich garniturów, szybkich samochodów, modnych restauracji i towarzystwa młodych kobiet. Widać nie jestem jeszcze gotowy na zmiany i dalej pozostałem sobą.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania