DanderLok - Prolog - Zimna Północ
Jest rok 512 II Ery
Nastał ciężki czas dla mieszkańców Hendar malowniczej krainy położonej w wysokich północnych górach. Ciężka zima spowodowała zniszczenie plonów najbiedniejsi, których nie stać było na palenie w kominku wyziębiali się na śmierć, populacja księstwa Kruka i Orła była skutecznie obniżana przez szalejący chłód jednakże dziesiątkowała ją kolejna wojna domów. Wielkie armie pod sztandarem kruka ścierały się wraz z doświadczonymi aczkolwiek małymi oddziałami flagi orła. Każda z armii zostawiała za sobą widok palonych wiosek a nawet miast, nie zostawiano wiele na ziemi wczorajszy przyjaciel mógł być twoim najzacieklejszym wrogiem. Nikt nie był winny tej wojnie oczywiście prócz możnowładców, którzy podsycali królów do bitwy gdyż wojna napędza gospodarkę a gospodarka napełnia kabzę szlachty.
Jednakże opowieść nie będzie mówiła o władcach, którzy rozpętują kolejną już wojnę w tym wszystkim był jeden specjalny człowiek, w zasadzie dzieciak, który ledwo, co zaczął dojrzewać a już zaciągnięto go w szeregi wojska. Nie spełna 16 letni chłopak o imieniu Kander, Był wysoki dobrze umięśniony o kruczo czarnych włosach, które zawsze były w nieładzie i odstawały na wszystkie strony. Młodzieniec po nie całym roku szkolenia wstąpił w szeregi przedniej gwardii księstwa Kruka gdzie poznał swojego jak się miało okazać najlepszego przyjaciela Anlira chłopcy od razu poczuli się dobrze w swoim towarzystwie a że bitwa spaja te więzi jeszcze bardziej ktoś wpadł na genialny pomysł, aby wysłać tych młokosów na front.
Gwardia przednia oddział złożony z najstarszych i najmłodszych „żołnierzy” uzbrojony w przekute pozostałości starych zardzewiałych mieczy, rozpadające się niekiedy spróchniałe łuki oraz strzały odziani w skórzane zbroje, które widać, iż nie wyszły z pod ręki dobrego garbarza mieli zostać wysłani do ataku na północne pozycje zajmowane przez jedne z najlepiej wyszkolonych jednostek Orłów. Jaki był tego cel? Nikt nie wie nim oni zdążą, chociaż zmęczyć wroga dawno padną a przeciwnik będzie tylko wiedział, że wróg nie śpi i jest gotowy do ataku czymś więcej niż to, co przyprowadził pod ich mury. Jednak chciała tego pewna kobieta a jej imię było przeznaczenie wszyscy tak sobie mówili a prawda była taka, że posiadali zbyt dużo ludzi do wyżywienia i powoli groziła im głodówka a że oddział ten składał się z ponad dwudziestu tysięcy ludzi była to duża ulga dla zaopatrzenia. Następnego ranka wyruszyli na pohybel z dwudziestu tysięcy mężczyzn pod bramy fortecy miało dotrzeć ich niespełna dziewięć po drodze zmagali się z różnymi bestiami od waranów aż do olbrzymów a w przerwach między bitwami dokuczał im głód gdyż ich mizerny prowiant skończył się sześć dni po wyjściu za mury miasta. Oddział nie miał już nawet siły trzymać szyku szli na całej długości drogi aż nie dotarli do następnego postoju, przy którym wreszcie nasi młodzieńcy mogli porozmawiać o trudach tułaczki
- Cholera jak tak dalej pójdzie przy następnym postoju nie będzie z nas, co zbierać – Powiedział Kander do Anlira z nutą smutku w głosie
- Masz rację zwłaszcza zważając na to, że nasz następny postój znajduje się już pod szmaragdową fortecą
- Czyli można powiedzieć, że będzie to nasz pogrzeb zostały nam do przejścia trzy mile i zastaniemy tylko naszą śmierć
- Może nie będzie tak źle, co jeżeli zamek został opuszczony Kanderze? Co jeżeli jest ich tam mniej od nas?
- Anlirze pozwól że, ci przypomnę ale w naszym oddziale są niespełna osiemnastoletni ludzie oraz grubo ponad sześćdziesięcioletni starcy jesteśmy słabo wyposażeni oraz maszerujemy od miesiąca a znając życie nasz dowódca opuści nas w okolicach lasów Tanredh i wróci powrotem zostawiając nas na śmierć. Więc nie mów mi tu o jakiejkolwiek nadziei – Wyrzucił z siebie Kander
- Słyszałem od pewnego podróżnego,że ronini z dalekich krain nigdy nie porzucali swoich nadziei i często im się to opłacało żył kiedyś kapitan oddziału samurajów Zheng Chenn* Jego główną dewizą było, aby się nie poddawać oraz,że nadzieja umiera ostatnia i wiesz, co? Pewnego dnia opłaciło mu się to. Podczas wielkiej wojny południowych wysp oraz ludzi stali zajął on fortecę portową wroga mając ze sobą osiemdziesięciu wojowników i utrzymywało aż do podpisania paktu w Nerudzie. Co powiesz na to? – Powiedział z uśmiechem Analir
- Zrozum, że miał ze sobą elitarne jednostki wyposażone w najlepszą broń oraz najznamienitsze zbroje, jakie mogli dostać a my nie mamy nawet suchego prowiantu z góry byliśmy skazani na niepowodzenie – Odparł przyjaciel
Jednak niezrażony pesymizmem kolegi Analir poklepał go po plecach i poszedł rozmawiać z innymi – Wiecznie szczęśliwy, ale i wiecznie głupi - pomyślał Kander
- Czas ruszać - obwieścił herold wyprawy
W tym tępię jutro zajdziemy pod zamek a tam czeka nas nasza śmierć.
*Zheng Chenn – a właściwie Zheng Chenggong chiński dowódca walczący po stronie antymandżurytów w latach 1659-1662

Komentarze (5)
Na razie nic ciekawego się nie zdarzyło, ale poczekam na kolejne rozdziały :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania