Danse Macabre
Roz.1
„Ludzie tu rządzą. Tylko oni mają władzę. Delikatnie stąpają po świecie, wiedząc, że mają czas, że problemy nie istnieją. Zwierzęta podlegają ludziom, lecz są ich kompanami niezbędnymi do życia. Należy się im szacunek, a roboty? – To istoty bez własnych praw, nie umiejących wyrażać swych uczuć, czy zdolnych do rozumowania. Obowiązkiem robotów, jest zapewnić pokój na świecie i zaopiekować się ludźmi.” To właśnie wmawiano mi w szkole. Niby nic, a jednak bez robotów świat by nie istniał. W końcu to one wykonują brudną robotę, a czasem nawet ryzykują życiem. Na imię mi Danse. Mam 17 lat i służę Ziemi jako robot. Kształcę się na pisarkę, stąd też ta opowieść. Co mogę o sobie dodać? Mieszkam na przedmieściach Lussem wraz z rodzicami i młodszym bratem. Nie jestem dobrą uczennicą, a przyczyną tego są moje nieobecności w szkole. Gdy dzwoni dzwonek na pierwszą lekcję, wychodzę z domu i wolno podążam do pobliskiego parku, by tam dokończyć moją powieść. Choć dorośli otaczają mnie dookoła, nikt nie interesuje się moimi wagarami. Z resztą, czemu mają to robić? Każdy przechodzień, wie, że opuszczanie lekcji wyraża mój bunt przeciw wykorzystywaniu robotów. Jedyne, czego uczymy się w szkołach to kim są ludzie i jak mamy ich traktować. Większość uczniów pogodziła się już ze swym losem, ale nie ja.
- Czwartkowe popołudnie –
- Danse, zejdź na dół, natychmiast! –
- Co jest?
- Co? CO? Jak możesz?!
- Nie rozumiem…
- Rano zadzwonił do nas twój wychowawca. Nie było cię na żadnej lekcji. Co to ma znaczyć?!
- Nie dam się wykorzystywać ludziom!
- Danse, przestań. Czy tego chcesz, czy nie, i tak zostaniesz ich sługą.
- Mamo!
- Na tym kończę.
Wtedy coś we mnie drgnęło. Coś głęboko w środku kazało uciec od przeznaczenia. Posłuchać choć raz serca, a nie głowy… Tak też zrobiłam. Trzasnęłam drzwiami i wybiegłam przed dom. Przez chwilę szukałam drogi do miasta. Nigdy tam nie byłam, gdyż miasto było przeznaczone wyłącznie dla ludzi i zwierząt. Postanowiłam powędrować wydeptaną ścieżką w lesie. Biegłam i biegłam, a końca nie było widać. Nagle potknęłam się o wystający korzeń i z hukiem upadłam na ziemię. Noga była obita, więc leżałam na dróżce czekając na pomoc.
W końcu zapadł zmrok. Wystraszona leżałam pod brzozą oczekując ratunku. Jednak nikt nie przychodził. Ostatecznie postanowiłam wrócić o własnych siłach. Ostrożnie cofałam się do sosny obok, gdy nagle poczułam coś jakby dłoń. Obróciłam głowę. Ku moim oczom ukazał się urodziwy młodzieniec w moim wieku. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że był człowiekiem…
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania