Dar pruchna
Pośród rozległych dolin i gęstych lasów
wyrasta z ziemi cudowne stworzenie
o brązowej, chropowatej skórze,
o zielonych włosach,
z wieloma parami rąk wznoszących się ku górze.
Istota ta długo żyje.
Przez wiele lat dojrzewała w blasku poranka i w cieniu nocy.
Ten byt zwie się drzewem.
Zlatują się czarne dzięcioły,
a te robią coraz to nowsze dziury w korze.
Drzewo to boli,
jednak drzewo rozumie,
bo wie, iż ptaki poszukują pożywienia.
Czego nie wie natomiast,
to iż akurat te stworzenia kaleczą je dla zabawy,
a gdy gubią sens w tym ciągłym ataku,
odlatują wraz z zachodnim wiatrem.
Biedna roślina - obolała i okaleczona -
stara się zaleczyć rany,
lecz nie jest jej to dane,
gdyż z nieba zlatuje szarańcza.
Wpełza do dziur, wyjada drzewo od środka,
a biedna istota stara się walczyć.
Odgania napastników gorzkim smakiem,
zalepia ich żywicowymi łzami,
acz i tak robactwo odchodzi znacznie później,
nie bacząc na starania drzewa.
Lecz niespodziewanie nowy drapieżca pojawia się na horyzoncie.
Jest to grzyb, który swymi korzennymi łapami,
niczym egzekutor, sprowadzi śmierć na biedną roślinę.
Jednak drzewo nic z tym nie zrobi -
nie ma siły, by walczyć.
Wtem, po paru dniach, burzowe obłoki zasłaniają niebo.
Rozpętuje się piekielny wiatr.
Mróz atakuje jak ogień.
Roślina dłużej nie wytrzyma,
już nawet się nie stara,
gdyż grzyb, który zaatakował ją wcześniej,
wyjadł jej determinację wraz z miazgą.
Tym samym straszny widok ukazuje się dnia następnego,
gdyż drzewo - teraz złamane -
leży zwalone na trawiastej kołdrze.
Lecz cóż to? Co wystaje z martwego pniaka?
Cóż to za zielony szpon? A nie - to liść!
Zdumienie me jest niesamowite,
gdy prawda zastępuje mnie swoim światłem.
Z iskrzącym uśmiechem przyglądałem się
ledwie sadzonce nowej rośliny.
Może i drzewo umarło,
może i jego ciało w próchno się obraca,
lecz przyniosło cenny dar,
ofiarę tak wieczną i bliską śmierci,
iż choć ułudnie inną, to niemal bliźniaczą -
tym podarkiem jest życie.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania