~DarkChocolate&LightCarmel~Część pierwsza.
-Co podać?-Uśmiechnęła się do mnie ekspedientka, jak zawsze z rana.
-To, co zwykle.-Ponurym tonem odpowiadam. W sumie, nic dziwnego, że odpowiadam właśnie w ten sposób, życie ostatnio nie daje mi powodów do radości...Dlatego właśnie przez ostatni czas praktycznie się nie uśmiecham. To chyba powód, dlaczego ludzie uważają mnie za mało sympatyczną.
-Już się robi.-Entuzjastycznie odparła Pani za kasą i poszła w stronę plastikowych kubków znajdujących się przy oknie po prawej.
Nie mam pojęcia skąd ludzie czerpią tyle radości nawet podczas pracy. To dla mnie niezrozumiałe. Zresztą..Tak naprawdę nie wiem jak to jest być szczęśliwym. Nigdy nikt mnie nie kochał, nigdy nikt mnie nie przytulił, nie pogłaskał po głowie mówiąc "wszystko będzie dobrze". Całe swoje życie jestem samotna, nie mam nikogo. Pomimo tego, że mam dopiero 16 lat, posiadam już własne mieszkanie, pracę na boku. Co prawda nie zarabiam dużo..15 zł na godzinę, też mi coś, ale jakoś się utrzymuję biorąc również pod uwagę to, że rodzice miesięcznie wysyłają mi 2 tys. Cóż, pewnie się zastanawiacie dlaczego moje relacje z rodzicami wyglądają właśnie w ten sposób, otóż już wam mówię. Odkąd pamiętam, nie interesowali się mną, są pracoholikami. Nigdy nie czułam tego, jak to się mówi, "ciepła" z ich strony. Tak naprawdę nigdy nie zapytali się chociażby o to jak było w szkole lub jak się czuję, czy jest u mnie okej. Uznali, że w wieku 16 lat powinnam już zacząć żyć jak dorosła osoba, aby w przyszłości nie popełniać podstawowych błędów, takich jak ślepa pogoń za marzeniami i podejmowanie błędnych, bądź głupich decyzji. Chcą mieć powód do dumy. Nie chcę mieć do nich żalu o nic, w końcu, robią wszystko abym wyszła na ludzi, miała jakąś przyszłość, ale szczerze mówiąc im dłużej o tym myślę, tym bardziej zamykam się na innych. Jestem zdania, że skoro moi właśni rodzice nie zwracali na mnie uwagi, to czemu miałby to zrobić ktoś inny(?) Oczywiście, miałam przyjaciółki, ale z czasem kontakt nam się urwał. Wiecie, przeprowadzki, zmiany szkoły itp. Jestem nieśmiała, zanim odważyłam się napisać do nich z pytaniem czy mnie pamiętają, one już o mnie dawno zapomniały. To strasznie zabolało, chociaż wiem, że to po części moja wina. To właśnie przez to jaka jestem cierpię i nie potrafię tego zmienić, a przynajmniej wcale łatwo nie jest.
Z tych ponurych myśli wyrwała mnie ekspedientka niosąc w ręku moje ulubione cappuccino z bitą śmietaną i tym, co uwielbiam najbardziej, czyli z polewą czekoladową. Mm, czekolada. To chyba jedyna rzecz, która mnie tak cieszy.
-21,50 poproszę.-Znowu pokazała swoje zęby w uśmiechu. Niechętnie na nią spojrzałam, po czym zapłaciłam, wyszłam z kawiarni i spojrzałam na swój biały zegarek. Było już piętnaście do ósmej, autobus zazwyczaj przyjeżdża o 7.50. Miałam tylko pięć minut na to aby dobiec na przystanek, 400 m. stąd. Nie zwracając na nic uwagi zaczęłam biec. Noo, nie powiem, szybkości mi nigdy nie brakowało, tylko szkoda, że już mniej zwracałam uwagi na to co się dzieje dookoła.
Akurat przebiegałam przez pasy, gdy jechał czerwony, luksusowy samochód z otwieranym dachem. Uderzyłam bokiem w samochód, odrzuciło mnie na ziemię,a moje cappuccino się wylało przy upadku, ale nie stało się nic poważniejszego, bo na szczęście kierowca w miarę szybko wcisnął hamulec.
-Co robisz, głupia?! Chcesz się zabić?! - Z samochodu wyszedł rozwścieczony, wysoki, na oko 1.80, dość umięśniony, jasny brunet o pięknych, ciemno brązowych oczach.
Zrobiło się niezłe widowisko, ale ja zwracałam uwagę tylko na niego, kierowcę czerwonego samochodu. Trochę mnie zamroczyło, dlatego zanim się podniosłam z ziemi ludzie już kilka razy dzwonili na pogotowie. *No dobra, Sophie, musisz wstać zanim tłumy się zbiorą. Ewakuuj się, póki jeszcze czas*, pomyślałam sobie i nawet szybko podniosłam się z ziemi. Pomimo, że było to lekkie uderzenie, ból był odczuwalny, ale mniejsza z tym. Ponownie spojrzałam na zegarek, była godzina 7.56. *No niech mnie! Spóźniłam się!* Nerwowo zaczęłam gryźć paznokcie. Dziś miał być referat, jeżeli go nie dam, to będzie źle. Bardzo źle... Wtedy mnie olśniło, odwróciłam się w stronę coś nadal krzyczącego, przystojnego bruneta. *Dobra, za to, że uderzyłeś mnie w bok, podwieziesz mnie..No mniejsza z tym, że w sumie sama wleciałam Ci pod koła.*
Zanim się obejrzał, już mu wskoczyłam do samochodu. Jego mina była bezcenna, ale co ja na to poradzę, tylko ta opcja mi została, bo następny autobus będzie dopiero za 2 godziny.
-Do Liceum nr 4.-Krzyknęłam krótko do stojącego jeszcze ze śmieszną miną bruneta o pięknych oczach.
-Ty mała..-Był już zirytowany moim zachowaniem. Wściekły trzasnął drzwiami wsiadając do auta.
-Sophie.-Spojrzałam potulnie na niego. -To moje imię.-Dodałam dla pewności i spojrzałam w przyciemnioną szybę.
-Sophie, co to za dziwaczne imię?-Najwyraźniej próbował się odgryźć za całą sytuację, ale niestety, nie ze mną te numery.
-Hmm..Może jestem dziwaczką, dlatego mam takie imię?-Spojrzałam znowu na niego.-Więc lepiej jedź szybciej, bo w końcu nigdy nic nie wiadomo co takiej wariatce wpadnie do głowy.-Uśmiechnęłam się ironicznie.
Jako odpowiedź usłyszałam jego śmiech.
-Damian.-Mrugnął do mnie.
Przez chwilę nic nie mówiłam, wyciszył mnie jego głos. Był taki..Łagodny, przyjemny dla uszu..
Po 10 minutach byłam już przed swoim liceum. Może to trochę dziwne, ale chciałam jeszcze trochę pozostać w samochodzie, by móc bliżej się przyjrzeć Damianowi. Wydaje się być taki tajemniczy, wsiadł do samochodu zły jak osa, ale pomimo to nadal potrafił się śmiać i niemal natychmiast przestawić się na lepszy humor. *Co z nim nie tak?*
Nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyliśmy się chwilę na siebie w ciszy. Było niezręcznie. Aż za bardzo.
Postanowiłam przerwać tą ciszę.
-No to pa!-Szybko rzuciłam i wysiadłam z samochodu jak poparzona. Nie wiem, jak powinnam się zachować. Jakby nie patrzeć wskoczyłam mu jakby nigdy nic do samochodu, nie znając go.
-Dokąd to?-Wysiadł chwilę po mnie i zbliżał się w moim kierunku.
Po raz pierwszy w życiu serce mi tak mocno waliło, pewnie stres, bo nigdy nie rozmawiałam z chłopakiem tak bezpośrednio. O ile to można nazwać rozmową...Im bardziej się zbliżał, tym bardziej odsuwałam się w tył.
-Czego się tak boisz? Przede mną i tak nikt nigdy nie ucieknie.-Prześwietlił mnie wzrokiem.-I Ty też nie uciekniesz, bo nawet niezła jesteś.-Oblizał wargi.
No tak, wszystko jasne, a o co innego mogłoby chodzić, jak nie o przelotny romans. *Sophie, serio?*
-Nie zamierzam, ale wiedz, że nie jestem zainteresowana. Pojechałam z Tobą tylko dlatego, bo się spóźniłam na autobus. Nic poza tym, zrozum. A teraz przepraszam, ale się spieszę.-Powiedziałam jak zazwyczaj obojętnie i weszłam do budynku liceum już całkowicie tracąc nim zainteresowanie.
-Jeszcze zobaczysz, sprawię, że Twoje życie się zmieni.-Krzyknął za mną z zadziornym uśmieszkiem.
No to teraz mam przechlapane..
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania