Darkwood Falls
Rozdział 1
Sierpień 2014
Stałam przed wielkim lustrem w domu Carmen. Pełno osób krzątało się wokół mnie. Zaraz mieliśmy wychodzić do kościoła a mi w głowie siedziała tylko jedna myśl – wyglądam jak jeden wielki żonkil.
Żółty to nie mój kolor ale sukienka ładnie na mnie leży i jest dopasowana. Jasna skóra na moich odkrytych plecach i ramionach dobrze kontrastuje z moimi czarnymi włosami do talii.
- Mia! – ktoś krzyknął. Obróciłam się i zobaczyłam moją kuzynkę.
- Carmen wyglądasz naprawdę przepięknie – miała na sobie elegancką i bardzo ozdobną jasno różową sukienkę do ziemi , która przypomina ślubną. W brązowe włosy wplatany bym diadem z małymi kryształkami. Na jej szyi wisiał podarowany przez moich rodziców złoty wisiorek.
- Trochę się denerwuję – wyznała.
- Ej , to normalne ale tylko raz w życiu możesz coś takiego przeżyć.
- Wiem , wiem. A … w ogóle bym zapomniała , wiesz z kim jesteś w parze?
Oczywiście , że nie!
-Carmen!
- Tak , coś tam mi napomknęli - uśmiechnęłam się – leć już bo mama cię woła.
Przytuliłyśmy się i moja kuzynka pobiegła do auta.
W kościele było mnóstwo ludzi. Rodzice Carmen , moi rodzice jako chrzestni , dziadkowie , dalsza rodzina oraz wszyscy jej przyjaciele. Ustawiłam się przy ubranych identycznie jak ja trzynaściorga dziewcząt. Byłyśmy damas , które odprowadzają solenizantkę. Każdej z damas towarzyszy chambelanes czyli chłopiec. Eehh … Quinceañera to skomplikowany proces. W tłumie mignęła mi znajoma twarz. Boże nie! – pomyślałam. Obok mnie ustawił się Aleksander Crumb.
- Cześć Mia – powiedziała przyjacielsko , jeśli w ogóle coś w jego ustach może być przyjaźnie powiedziane.
- Cześć – odburknęłam.
Przedstawienie się zaczęło. Carmen do ołtarza eskortował chambelán de honor czyli Ernesto – jej chłopak z tego co wiem. Usiedliśmy w kościelnych ławach. Moja kuzynka odmawiała modlitwę , w której prosi o wsparcie Boga w dalszym życiu oraz o to ,aby Maryja była dla niej wzorem. Ksiądz powiedział kilka słów , gdzie odwołał się do wartości rodzinnych i ceremonia w kościele się zakończyła, po czym wszyscy pojechaliśmy do wynajętego lokalu. Restauracja wyglądała jak mały zameczek na wzgórzach z pięknym bujnym ogrodem. Pogoda dopisywała jak na sierpniowe popołudnie. Słońce parzyło swoimi promieniami ale wszystko łagodził lekki wiatr.
- Mamo , do której to będzie trwało? – spytałam.
- A co masz już inne plany? – zaśmiał się tata.
- Sądzę , że do późnego wieczora – odpowiedziała.
- Wiedzieliście , że Crumbowie też tu będę? – spytałam niepewnie.
- Mia co za głupie pytanie , dobrze wiesz , że rodzina Carmen jest spokrewniona z nami jak i z Crumbami - skwitowała mnie mama.
Już nic się nie odezwałam. Do restauracji szliśmy w milczeniu.
Wnętrze było bogato udekorowane. Sale dzielił marmurowy łuk na dwie połowy. W jednej z nich biało różowe girlandy zdobiły złoty sufit. Na środku stało sześć okrągłych stołów.
- Siedzimy tam – mama wskazała palcem na stół po lewej.
O jaka miła niespodzianka! Przy stole siedzieli Elizabeth i Pierce Crumb. Rodzice Aleksandra i moi zaczęli się przyjacielsko witać.
- Witaj Daniel – powiedział Pierce do mojego taty i uścisnęli sobie dłonie.
- Moja droga Charlotte ! Jak my się dawno nie widziałyśmy – powiedziała uradowana Elizabeth – Mia ,ale ty wyrosłaś. To jest nie wiarygodne , my po prostu za mało się widujemy.
I dobrze!
- Dzień Dobry – przywitałam się z Crumbrami.
Usiedliśmy wszyscy do stołu. Po kilku minutach przyszedł do nas Aleksander , który centralnie usiadł naprzeciwko mnie.
- Witam – powiedziała do mojej mamy i uścisną sobie dłoń z Danielem. Kelnerzy w czarnych garniturach przynieśli nam danie główne z deserem. Stół był obficie zastawiony. W tle leciała jakaś popowa piosenka , w drugim pomieszczeniu ktoś już tańczył.
- Jak tam twoja firma Daniel?
- Byłam ostatnio w Paryżu i kupiłam nowe …. – kto by tego słuchał. Po lewej oni , naprzeciwko on. Żyć, nie umierać. Można powiedzieć , ze przede mną jakieś piec może sześć godzin świadomych tortur.
Dobrze , że chociaż Carmen jest uśmiechnięta. To jej dzień. Piętnaste urodziny. Spojrzałam w talerz , potem na Aleksandra , który gapi się na mnie od dobrej minuty. Myśli , że będziemy sobie tutaj konwersować ? Jak nasi rodzice ? O nie! Na pewno nie!
- Co tam słychać? – Matko! Czy on naprawdę się o to zapytał ?
- Jestem właśnie na Quinceañerze , a co tam u ciebie? – dajcie mi broń to strzelę !
Chłopak zaśmiał się . Jakby to połowa dziewczyn powiedziała ze szkoły? Ah tak! Jaki on uroczy.
Aleksander uznawany jest za osobę bardzo urodziwą i atrakcyjną. Ma gęste czarne rzęsy okalające niebieskie oczy , pełne usta i wydatne kości policzkowe. Jego czarne włosy często opadają mu na oczy. Jest wysoki , dobrze zbudowany i umięśniony , ale szczupły o szerokich ramionach.
- Pojutrze już szkoła. Te wakacje tak szybko minęły – spojrzał mi w oczy i dolał czerwonego wina.
Upiłam trochę. Czułam jak ciepły płyn przechodzi przez mój przełyk i trafi do żołądka.
Rozmowa zaczynała nam się rozwijać , mieliśmy dużo tematów do wspólnych rozmów. Śmiałam się głośniej niż powinnam. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Może to przez alkohol , który zaczął działać a może nie. Aleksander wstał od stołu i podszedł do mnie.
- Czy szanowna pani Accola ze mną zatańczy? – wyciągnął do mnie swoją dłoń.
- Oczywiście panie Crumb – złapałam jego rękę i poszliśmy na parkiet. Dużo osób już tańczyło. Zaczął lecieć jakiś wolniejszy kawałek. Alexander przysunął się do mnie bliżej , jedną rękę położył na moich plecach , drugą splótł moje place ze swoimi. Przewyższał mnie o głowę. Kołysaliśmy się w rytm muzyki. Trochę kręciło mi się w głowie i powoli traciłam grawitacje. Piosenka się skończyła , następna była dużo szybsza i dużo głośniejsza.
- Muszę iść się przewietrzyć – szepnęłam do ucha Alexandrowi. Przeszłam przez cały tłum tańczącym i spoconych ludzi aż do szklanych drzwi. Otworzyłam je. Chłodny wiatr muskał moje rozpalone policzki. Wraz z zamknięciem drzwi muzyka ucichał i było słychać tylko jej pogłos. Znajdowałam się na niewielkim murowanym balkoniku. Widok był na nieziemski rajski ogród. Noc był cicha , gdzie niegdzie było słychać świerszcze. Niebo było przejrzyste z nielicznymi gwiazdami. Usiadłam na grubym marmurowym parapecie. Siedząc tak za sobą miałam ogród a przed szklane drzwi z widokiem na sale. Zobaczyłam , że Aleksander kieruje się w moją stronę.
- Jak się czujesz ? – spytał się i podszedł bliżej. Dzieliło nas kilkanaście centymetrów.
- Teraz już trochę lepiej.
Przez chwile patrzeliśmy sobie w oczy. Naprawdę w jego oczach można było się zatracić i utopić.
- Wiesz … -zaczął.
Dobra , pora na mnie!
- Słuchaj , niektóre osoby są jak deszczowe chmury , kiedy znikają , dzień staje się pogodniejszy - skoczyłam z murka , przeczesałam włosy ręką i wyprostowałam się – Na razie Alexandrze – obróciłam się i otworzyłam szklane drzwi , które wypuściły głośną muzykę z wewnątrz.
Cassiee :-)
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania