Decyzja
Bartek otarł pot z czoła. Zawroty głowy stopniowo ustępowały. Znów widział jaśniej, jaśniej myślał.
- Idę na policję, Inga. Przykro mi. Ale nie stanę się milczącym świadkiem... w takiej sprawie jak ta! Tego nie da się uzasadnić nawet obroną konieczną.
Zdawała się bliska płaczu.
- Bartek, proszę, przysięgam, że nie miałam żadnego noża. Przysięgam na Boga.
- Skąd mogę wiedzieć, ile znaczy Bóg dla takiej osoby jak pani? - odparł ze złością.
Był rozgniewany. Wściekły. Na Ingę, ale przede wszystkim na samego siebie. Spojrzeli po sobie. Po chwili oboje spokojniej odetchnęli.
- Zapach nie jest dość intensywny - rzekła w końcu Inga.
- Co takiego? Oboje go wyczuliśmy.
- Tak, ale proszę pomyśleć. Nawet jeśli wątpi pan we wszystko, co mówię, musi pan jednak przyznać, że od wczorajszego przedpołudnia byłam u pana w domu nad morzem. Czyli od ponad dwudziestu czterech godzin. Gdybym uprzednio zabiła Huberta, to doliczając do tego czas, jaki zajęło mi dotarcie z Warszawy do Gdyni, musiałby mocniej cuchnąć. I to tak, że po otwarciu drzwi odór by nas powalił. Sam pan to przedtem stwierdził. Owszem, dziwnie pachniało. Ale nie aż tak mocno, byśmy spodziewali się najgorszego.
Zamyślił się. Jej rozumowaniu nie sposób było odmówić słuszności. Z drugiej jednak strony nie miał pojęcia, jak zmienia się woń rozkładającego się ciała. A do tego tyle krwi... Czy zapach rzeczywiście był za słaby?
- Znalazł pan moją torebkę? - zapytała Inga.
Na torebkę nie zwrócił uwagi. Myślał tylko o tym, by sięgnąć zlewu, zanim zwymiotował do niego całe śniadanie.
- Nie zauważyłem jej- odparł. - I szczerze mówiąc, nie miałem do tego głowy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania