Poprzednie częściDemony i żywioły (prolog)

Demony i żywioły

Na polanie stały dwie istoty. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak zwykli ludzie, ale wystarczyło przyjrzeć się uważniej, aby odrzucić takie myśli. Gałki oczne każdej z nich były całe białe. Wyglądało to jakby ktoś wyssał z nich źrenice, wraz z tęczówkami. Poza tą małą, lecz rażącą różnicą, w ich cechach zewnętrznych nie było nic niezwykłego, ale to właśnie te cechy, których nie było widać, sprawiały że postacie nazywane boginiami natury, były niezwykle potężne.

- Jesteś gotowa?- zapytała jedna drugą. Brunetka odpowiedziała kiwnięciem głowy i lekko zgięła nogi w kolanach. Szatynka ustawiła się podobnie i w skupieniu patrzyła na wierzbę rosnącą kilkanaście metrów przed nią. Tuż obok znajdowało się drugie drzewo, identyczne pod każdym względem. Start!- krzyknęła. Boginie wyciągnęły ręce przed siebie i ścisnęły pięści. Ten mały, niepozorny ruch sprawił, że jedno z drzew objął ogień, a drugie zaczęło wyginać się na wszystkie strony. Wiło się niczym wąż, a już po chwili zwinęło się supeł. Brunetka ścisnęła dłoń mocniej i środek pnia drzewa zaczął się intensywnie żarzyć.

- Mam nadzieje, że umiesz przegrywać- rzekła szatynka, śmiejąc się pod nosem. Opuściła rękę w dół, przez co czubek wierzby skierował się w stronę ziemi.

- Przegrywać? Z moim ogniem nie masz szans!- krzyknęła i skupiła się bardziej niż wcześniej. Żyłki pojawiły się na jej ręce oraz skroniach.

- Co tu się dzieje!- rozległ się wrzask. Dziewczyny momentalnie opuściły ręce i przyjęły postawę słupów soli. Fala wiatru uderzyła w ich plecy i rozwiały długie, gęste włosy. Nagle im oczom ukazało się niewielkie tornado, który już po chwili przybrało formę drobnej staruszki o śnieżnobiałych włosach.

- My tylko, ćwiczyłyśmy sobie- powiedziała władczyni ziemi zniżonym głosem. Jej status bogini przy staruszce był mało znaczący ze względu na brak doświadczenia, dlatego nabrała pokory.

- Wiecie jak ryzykowne jest używanie mocy na tak odkrytym miejscu?!- Dziewczyny doskonale o tym wiedziały, każda nimfa, bogini i inny stwór o tym wiedział, odkąd natura wydała go na świat.

- Przepraszamy- powiedziały chórem i spuściły głowy w dół. Staruszka kazała im opuscic polane, kiedy ona będzie naprawiać szkody. Skarcone boginie ruszyły przed siebie, wtem rozległ się dźwięk pękania kory, który zakończył się gwałtownym uderzeniem. Dziewczyny zerknęły za siebie. Wierzba, która zwinięta była jak węzeł sznurowadła, złamana była w pół. Na twarzy szatynki pojawił się szeroki uśmiech.

- Co się szczerzysz, to było niesprawiedliwe. Władasz ziemią, a drzewo z niej wychodzi- sapnęła, zakładając ręce na siebie.

- ''Z moim ogniem nie masz szans''- zacytowała ją. Brunetka poczerwieniała ze złości i zamilkła, nie odzywała się, aż do końca drogi.

Staruszka kończyła gasić ogień. Usiadła w kucki i wbiła palce w podłoże. Drzewa zaczęła pochłaniać gleba. Po chwili czubek jednego z nich, a pień drugiego, zniknął z pola widzenia. Kobieta podniosła się, strzepując przy tym ręce z ziemi i piasku. Stała bez ruchu, wzdychając ciężko. Możesz wyjść zza krzaków- zawołała. Dziewczyna o rudych włosach niepewnie ukazała się staruszce. Serce zaczęło bić jej szybciej, przełknęła ślinę i spojrzała na białowłosą, równie białymi gałkami ocznymi. Staruszka uderzyła w nią ogromną falą wody. Kiedy ciecz skontaktowała się z ciałem dziewczyny, zmieniła się w parę.

- A więc jesteś ogniem- stwierdziła, opuszczając ręce- Chodź ze mną- dodała. Rudowłosa niewiele myśląc, ruszyła za nią.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania