Depresja
Wężowym językiem oplatam twą szyję,
ostrymi szponami żal w sercu wyryję
by z każdym oddechem rozrywać ci duszę
i wszystkie myśli zamienić w katusze.
Tak krok za krokiem wiodę do mroku,
gdzie ślepy i nagi pełzasz w amoku,
w kałużach łez i beznadziei błocie,
bezbronny w swej żałosnej istocie.
A ja cierpliwie to wszystko rozgrywam,
gdy na mnie spojrzysz to w tobie się skrywam.
I tak sącze jad każdego dnia miesiąca,
by twoim cierpieniom nie było nigdy końca.
A gdy będziesz już sam, bez światła i miłości,
gdy w worku twego ciała zostaną tylko kości
to resztkę życia zdmuchnę niby małą świecę,
i knot w niej urwę tak, że płomienia już nie rozniecę.
I spojrzę na twoje ciało stygnące w samotności
niczym rozbitek na bezkresnym ocenie ciemności,
i sycić się będę swoimi czynami
wiedząc że zrobiłam to twoimi rękami.
Komentarze (4)
ps. siódmy wers - 'beznadziei', jak by co.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania