Destiny I
- Jestem dziewczyną z problemami. Czaicie, taka typowa nastolatka.- zaciągnęłam się tanim, ruskim papierosem i nosem wypuściłam dym.- Nienawidzę swojego wyglądu – za gruba, za brzydka, za niska. Z rodzicami się nie dogaduję, ciągłe kłótnie i brak zaufania. Szczerze, to na to ostatnie sama zasłużyłam. Będąc nimi sama bym sobie nie ufała. W sumie... nie mam zaufania do samej siebie.
Znana jestem z robienia głupstw – szybko zaczęłam pić i palić, kilka razy zjadłam dopalacze. Raz wpadłam w bulimie i z tego się nie wykaraskałam do teraz.- patrzyłam tylko przed siebie. Nawet nie wiedziałam z kim rozmawiam. Alkohol buzował mi w głowie, słowa same wydostawały się z moich ust. Nikogo nie znałam, uciekłam z domu i od tamtej pory łaziłam po dyskotekach, tańczyłam, oczywiście ciągnęłam co nieco. Chciałam zacząć normalne życie, właśnie z takim zamiarem wyjechałam jak najdalej od tamtego gówna. Wszystko co zrobiłam ścigało mnie gdziekolwiek byłam. Syf. Całą mnie można opisać jednym słowem – syf.
Potem znalazłam chłopka. Wiecie miłość idealna, pierwsza, taka na całe życie, co nie?- jeszcze miesiąc temu na jego wspomnienie płakałam. Teraz miałam to gdzieś. - ,,Uratował mi życie.” - tak sobie mówiłam. Przestałam wymiotować, pić, stałam się weselsza. Ale okazało się, że to nie to. No i mnie rzucił.- wyrzuciłam peta i przygasiłam go podeszwą czarnego kozaka. - Jakie było pytanie?- spojrzałam w końcu w oczy chłopaka, który coś do mnie mówił.
Eee...- wydukał.- Jak masz na imię?
Nazywam się Julie. Mam 17 lat. Skończyłam tylko gimnazjum, chociaż ocen najgorszych nie miałam. Nie uczyłam się, ale moja łatwa pamięć po matce dużo mi pomogła. Byłam dumna z tego, że byłam jej córką, naprawdę. Teraz jej nienawidziłam. Czy uciekłam z domu dlatego, że rzucił mnie chłopak? Jezu! Kto robi takie rzeczy? Właśnie chyba tylko ona.
Dwa miesiące temu znalazłam jej pamiętnik z czasu, kiedy była mniej więcej w moim wieku. Okazało się, że moja kochana rodzicielka wcale mnie ani mojego brata nie chciała. Zaszła w ciążę w wieku 16 lat, po pijaku. Jej chłopak był gówniarzem, sam bez ojca. I doszli do wniosku, że sobie nie poradzą. Nikt nas nie chciał. Kupili tabletki, takie które mają pomóc we wczesnym poronieniu. Myślała, że już jest ok. Że się nas pozbyła.
Po jakichś 4 miesiącach nie było już odwrotu. Zmuszona była się nami zająć.
Ale. Wiedziała, że tam jest jej dziecko. Płakała za nami, gdy zjadła te cholerne tabletki. Dlaczego więc, po tym jak ten gówniarz ją zostawił chciała się zabić?
Oszczędziłam tej historii Michael'owi – mojemu bratu. Jego też nikt nie chciał. Może oprócz ojca. Nie był tym biologicznym, ale wiążąc się z moją matką, przyjął nas jako swoje dzieci. Tyle, że też znał tę historię. I wybaczył jej to. Jak mógł?
Idziesz pić?- pokręciłam głową i wyciągnęłam fajkę.- Idźcie beze mnie.- balowałam cały weekend ale kiedyś trzeba coś zarobić na nikotynę i alkohol. Pomachałam im i kiedy zniknęli za drzwiami dyskoteki uniosłam głowę do góry patrząc na gwiazdy.
Mama zawsze mówiła, że patrzenie w nocne niebo poprawiało jej nastrój. Widziała wtedy jaka jest mała. Że może jej miejsce nie jest tam gdzie stała, ale gdzieś dalej. Gdzieś musiało.
Czułam to samo. Przestałam uważać ją za swoją matkę, jednak byłyśmy połączone. I jakoś nic tego zmienić nie może.
Co tam widzisz?- podskoczyłam słysząc męski głos tuż koło mojego ucha.- Spokojnie.
Młody chłopak uniósł ręce do góry dając do zrozumienia, że nie chce zrobić mi krzywdy. Minę miał poważną, ale zielone oczy się śmiały.
Siebie. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
Podniósł głowę i zamruczał.
Gdzieś tam być musisz, prawda?- uniosłam brwi i westchnęłam.
Tak.
Czego szuka tu tak młoda dziewczyna?- popatrzył na mnie i przekrzywił głowę.
A czego szuka tu tak młody chłopak?
Aż tak młody nie jestem. - zaśmiał się.- Mam 20 lat.
Skąd wiesz ile ja mam?
Słyszałem tamtą rozmowę.- zachwiałam się. Pierwszy raz go spotkałam, a jednak zależało mi na tym, by myślał o mnie dobrze. Nawet jeśli właśnie stałam z papierosem w ręce.- Poczęstujesz?- w duchu odetchnęłam i wyciągnęłam w jego stronę paczkę fajek.- Szukasz towarzystwa?- mruknął wydychając dym tytoniowy.
Swojego miejsca.
To znaczy?
Nie chcesz wiedzieć?
Dlaczego tak sądzisz?- chciałam odpowiedzieć, ale się wtrącił.- Niech zgadnę pierwszy raz cię spotykam, nie wiem kim jesteś, bla bla. Tamtym ludziom opowiedziałaś swoją historię życiową po tym jak zapytali jak masz na imię.- wybuchłam śmiechem i śmiałam się chwilę. Dawno nie robiłam tego tak szczerze. W kocu popatrzyłam na niego i westchnęłam widząc jego rozbawioną minę.
Ja chcę tylko mieć kogoś takiego, jak mają główne bohaterki książek. Od dziecka marzyłam o prawdziwej przyjaźni. Nie obchodzi mnie to, czy byłby to chłopak, dziewczyna. Czarny, biały, żółty, zielony. Chciałabym, by rozumiał mnie bez słów. By był zawsze dla mnie, dla kogo ja pragnęłabym zawsze być. Wiesz... to chyba za dużo. To co pragnę.
Czemu tak mówisz?
Bo zawsze dostaję takich fałszywych. Albo tych co nie rozumieją. Albo takich, którzy rozumieją, ale mieszkają zbyt daleko by być. Przyzwyczaiłam się. Nie wszystkie marzenia się spełniają.
Poddajesz się już?
Skądże. Wciąż walczę. Wciąż mam nadzieję. Może złudną... nie. Wierzę, że dam radę. Po prostu przestaję szukać. Błądzić. Mówią, że marzenia same się nie spełnią. Prawda. Ale jeśli spotkam ktoś kto będzie dla mnie – to nie dlatego, że będę go szukać. Jest coś takiego jak przeznaczenie.
Wierzysz w przeznaczenie?
Bezwzględnie. A gdy to przeznaczenie postawi przede mną odpowiednią osobę – nie wypuszczę jej.
Wierzysz, że to się stanie.
Nie pytasz.
Zauważam. Jesteś pewna. Mądra z ciebie dziewczyna. Życzę ci powodzenia.
Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
Tak spotkałam moją bratnią duszę. Przeznaczenie nas sobie przedstawiło.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania