Destiny Rozdział 2
Rita
Siedzę w swoim ogrodzie, paląc papierosa. Rozglądam się, podziwiając wszystko to, na co tyle pracowaliśmy. Gdyby ktoś trzynaście lat temu powiedział mi, że tak teraz będzie wyglądało moje życie, na pewno bym nie uwierzyła. Trzynaście lat temu, byłam pewna, że nie dożyję aktualnego wieku, czyli dwudziestu siedmiu lat.
Miałam czternaście lat, kiedy wylądowałam na ulicy. Uciekłam od mojego psychicznego ojca. Wizja bycia bezdomną była o wiele lepsza niż życie z nim pod jednym dachem. Byliśmy normalną, kochającą rodziną do momentu, kiedy nie zmarła moja kochana mama. Po jej śmierci tata zaczął pić oraz korzystać z inny środków. Zaciągnął długi, zadłużył dom, no stał się wrakiem człowieka. Stosował wobec mnie przemoc fizyczną oraz psychiczną. Sytuacja, która pchnęła mnie, do tej decyzji zdarzyła się pewnej nocy, kiedy tata nie miał jak zapłacić za towar i zaproponował wtedy, żeby to ja „spłaciła” sobą dług. Walczyłam ze swoim oprawcą, lecz na próżno. Zostałam pobita oraz zgwałcona. Tamtej nocy spakowałam niewiele swoim rzecz i uciekłam z domu.
– Ri, chodź ze mną, musisz to zobaczyć. – Zza moich pleców słyszę kroki oraz głos mojego najlepszego przyjaciela. Wysoki, przystojny blondyn o niebieskich oczach.
Ricardo również był dzieciakiem z ulicy. Poznałam go trzy tygodnie po mojej ucieczce z domu. Był starszy ode mnie o dwa lat. Już w wieku szesnastu lat był postawny młodym mężczyzną. To mniej więcej dzięki niemu, jestem, tu gdzie jestem. Uratował mi życie.
– Cóż takiego może mnie zaskoczyć z samego rana? - pytam, marszcząc brwi. Rico odwraca się, posyłając mi ten uśmieszek z serii „Tego się nie spodziewasz".
Podążam za nim do naszego centrum dowodzenia, gdzie są same komputery z systemem monitoringu. Patrzę tępo na ekrany i zastanawiam się, o co mu chodzi.
– Rico możesz mi wytłumaczyć, dlaczego mam się gapić na te monitory? – w moim tonie jest nuta zdenerwowania, co potwierdza uniesiona brew.
– Boże Ri nie wierzę, że jesteś aż tak ślepa. – przewraca oczami. – Spójrz, kto siedzi w głównym korytarzu na kanapie i czeka na spotkanie z tobą.– Zaczyna stukać palcem i odpowiedni ekran, na którym od razu skupiam wzrok.
– No, no. Nie sądziłam, że w piątkowy poranek sam król zaszczyci mnie swoją obecnością. Odpraw go. Powiedz, że mam długie terminy, odezwiemy się, jak znajdę chwilę. Jestem bardzo zajętą kobietą.– uśmiecham się i puszczam mu oczko, opuszczając dumnie pomieszczenie.
– Osz kurwa to lubię, będzie afera! – Słyszę za sobą krzyk przyjaciela i uśmiecham się do siebie. Tak, to będzie piękny weekend. Nikt nie może tak traktować króla Dylana.
Dylan
Z samego rana udaje się do posiadłości Rity Diaz Marin. Nie miałem przyjemności nigdy spotkać jej osobiście, chociaż mieszkamy w okolicy przez dobre kilka lat. Tak naprawdę ciężko stwierdzić czy nigdy jej nie widziałem, czy też z nią nie rozmawiałem. Ta kobieta to chodząca zagadka dla wszystkich. Tak naprawdę nikt nie wie, jaka jest jej prawdziwa osoba. Na spotkanie z klientem zawsze przychodzi w wykreowanej postaci. Nosi peruki, udaje akcenty, krąży plotka, że jest w stanie w ciągu pięciu minut, zmienić rysy twarzy by nikt jej nie poznał. Zastanawiałem się zawsze, dlaczego tak jest, po co to robi? Wiem o niej tylko tyle, że pochodzi znikąd, dosłownie. Nie ma zamożnej rodziny. Właściwie nie wiem, czy w ogóle ją ma. Nie odziedziczyła posady, ziemi, szacunku po ojcu czy innych osobach. Przyszła do nas z ulicy i wspięła się bardzo wysoko oraz zyskała ogromny szacunek. Uśmiecham się na myśl, która przechodzi po mojej głowie. Może po prostu jest brzydka, dlatego nie chce pokazać prawdziwej twarzy? Jest to jakaś opcja, aczkolwiek myśl, że nie chce być ścigana, gdy zawiedzie klienta, też przechodzi mi przez głowę. Na razie prawdy się nie dowiem, powątpiewam, aby dobrowolnie również mi ją przedstawiła. Nie inaczej jestem zaintrygowany spotkaniem z Ritą. Nie zapowiadałem się, gdyż uważam, że moja osoba nie musi tego robić. Oczekuję, aby każdy zawsze znalazł dla mnie czas. Rita nie znam mnie osobiście, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że wie o mnie wystarczająco dużo, aby zapamiętać, że nie przyjmuję odmowy.
Nawigacja pokazuję, że powinienem być na miejscu za trzy minuty. Dostrzegam już imponujący podjazd, jak i wielkie mury. Przy bramie wita mnie ochroniarz, który po szczegółowym sprawdzeniu oraz odebraniu broni wpuszcza mnie do środka. Nie spodziewałem się takiej ochrony. Podjeżdżam na posesję, wysiadam z auta, podziwiając ogród. Lubię ogrody, więc postanawiam poświęcić mu chwilę. Ogród jest przestronny, nowoczesny i jak dla mnie za bardzo elektryczny. Widać, że kobieta lubi takie gadżety. Ledowe elektryczne fontanny, hologramy różnych rzeźb, jakże wspaniała relaksacyjna muzyka oraz obrazy pojawiające się na wodzie i murach. Cud miód z lekkim przekąsem.
Zanim zdążyłem podejść do frontowych drzwi, witam mnie starsza Pani, która prawdopodobnie jest gosposią tego miejsca. Zaprasza mnie do środka, wskazują na kanapę w holu i znika za drzwiami, prowadzącymi w głąb domu, dając mi do zrozumienia, że idzie po gospodarza.
Czekam dobre piętnaście minut i już powoli się niepokoje, gdy naglę, wyrasta przede mną postawny mężczyzna, mniej więcej w moim wieku. Wstaję i podaję mu rękę.
– No nie spodziewałem się tu Króla Dylana, witam – uśmiecha się do mnie, podając mi rękę. – Jestem Ricardo, przyjaciel i wspólnik Rity.
– Cześć, darujmy sobie przydomki... Ricardo... Rozumiem, że Rita do nas zaraz dołączy tak?– pytam, zerkając na niego nieco już zdenerwowany.
– Niestety Ri nie dołączy, ale przesyła wiadomość. „Odezwę się, jak będę miała terminy, jestem zapracowaną kobietą" – odpowiada, posyłając mi przy tym wredny uśmiech.
– Nie jestem w nastroju na żarty. – krzyżuję ręce na piersiach, moja mina wcale nie okazywała, aby żart mnie rozbawił.
– Ale to nie są żarty. Pani Marin naprawdę jest zapracowana i nie przyjmuję nowych zleceń.
– Nie zdążyłem nawet powiedzieć, po co przyszedłem, więc skąd ona kurwa wie, że to nowe zlecenie?! – syczę przez zęby, próbując powstrzymać wybuch gniewu.
– A po co przyszedłeś? – zapytał i uśmiechnął się do mnie tak, że miałem ochotę przywalić mu w zęby.
– O tym porozmawiam z Ritą.
– Okej w takim razie jak będzie mogła, skontaktuję się z tobą.
– Słuchaj Ricardo, doskonale wiem, że wiesz, kim jestem…
– I? – przerwał mi kurwa mać…
– I, nie przerywaj mi kurwa, bo nie przyjmuję odmowy oraz nie będę czekał rozmowę, kiedy potrzebuję jej już!
– Nic na to nie poradzę to jej decyzja nie moja. Skoro z ciebie taki król to znajdź jej numer telefonu i męcz o spotkanie, a nie mnie! – zmarszczył brwi, odgryzając mi się.
Domyślam się, że na pewno od niego go nie uzyskam. Nie pozostaje mi nic innego, jak skumulować swój gniew, żebym nie zrobił niczego głupiego, co mnie spali jeszcze przed rozmową z nią. Jest dla mnie bardzo ważna, więc nie mogę tego spierdolić, jeszcze przed spotkaniem.
– Mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy. W innym przypadku nie ręczę za siebie.– odwracam się, kierując w stronę wyjścia.
Zza swoich pleców słyszę wesołe „do zobaczenia", które kompletnie ignoruję. Wychodzę z domu, kieruje się na podjazd, gdzie zostawiłem samochód. Wsiadam do auta, marząc, aby w końcu odjechać.
Rita
Obserwuję, jak mój gość wsiada do samochodu i odjeżdża z piskiem opon. Oho musi być naprawdę zły, co bardzo mi się podoba, tak samo, jak on sam. Z tego, co zdążyłam zauważyć, jest przystojnym postawnym mężczyzną a przede wszystkim stanowczy i dominujący, w skrócie chodzący ideał. Śmieje się na głos na myśl, która właśnie zaszczepiła się mojej głowie, ideał dla mnie nie istnieje. Nikt mi nie dorówna ani nie zawróci w głowie. Moje emocje, uczucia umarły trzynaście lat temu. Leżą gdzieś skopane na ulicach stolicy.
Schodzę na dół w naprawdę dobrym humorze. Rica znajduję w gabinecie sączącego szkocką ze szklanki.
– Pamiętasz jak kiedyś, mówiłem, że jesteś najgorszą osobą, jaką poznałem?– pyta mnie masując sobie przy tym czoło.
– Yhyyym – uśmiecham się szczerze do swojego przyjaciela.
– Cofam to moja królowo! Nikt tak nie podnosi ciśnienia, jak pieprzony Dylan, ty to przy nim aniołek.
Śmieje się, udając, że nie wiem, co się wydarzyło, aby jeszcze bardziej go zdenerwować opowiadaniem.
– O niee, widzę, że rozmowa nie poszła za dobrze – robię smutną minę – Chcesz o tym pogadać skarbie? Opowiesz mi o tym?– mówię pełnym współczucia tonem, podchodząc do niego, aby wymasować mu kark.
– Nie rób sobie ze mnie jaj Bella, wiem, że podsłuchiwałaś! Nie wkurzaj mnie!– unosi się, wystawia do mnie palce, którym od razu mi grozi.
– Tak dokładnie tak było, jestem ciekawa co to za pilna sprawa, która nie może poczekać.– Chciałam trochę nad tym pomyśleć, ale Rico zamierzył mi to przerwać.
– Może stwierdził, że ma już wszystko i brakuję mu kobiety? Byłabyś idealną partią.– spojrzał na mnie tak, jakby naprawdę myślał, że byłabym w stanie związać się z kimś na przykład z Dylanem. Uniosłam ze zdziwienia brwi.
– Czy ty naprawdę myślisz, że na tym świecie istnieje mężczyzna, z którym mogłabym stworzyć związek?– nie potrafię powstrzymać śmiechu, ale Rico jest poważny.
– Kochana jesteś coraz starsza nie młodsza! Najwyższy czas myśleć o partnerze i dzieciach! Masz fortece, pieniądze, władze! Brakuję męża dzieci i psa! – nie wierzę w to, co słyszę.
– Nie, to jeszcze nie jest mój moment i nigdy nie będzie. Nie muszę Ci chyba przypominać dlaczego.
– Nie musisz Ri, ale minęło tyle czasu. Ile można czuć żal i chować urazę? – tymi słowami, przyjaciel sprawił, że całe rozbawienie z obecnej sytuacji ze mnie uciekło.
– To nie jest kurwa żal ani uraza!– krzyczę i walę pięścią w stół – To mój styl życia i nie zamierzam oddawać siebie nikomu. Należę do siebie i zawsze, będę!
– Uczucia, na które możesz sobie pozwolić, nie sprawią, że stracisz siebie i będziesz czyjąś własnością – Przyjaciel podszedł do mnie i lekko mnie objął. – Jesteś silną kobietą i zawsze możesz sprawiedliwie podzielić się władzą czy jak ty to nazywasz w związku.
– Ale zrozum, że nie mogę sobie pozwolić na uczucia, bo ich nie mam. Jeżeli tobie to przeszkadza, zawsze możesz odejść. – posłałam mu surowe spojrzenie. – Nie mów do mnie jak moja terapeutka. To nie twoje zadanie. – Wychodzę wściekła z gabinetu, nie mam zamiaru słuchać więcej tych bzdur. Nie mam uczuć, nie mam potrzeby małżeństwa i nigdy nie będę miała. Żyję dla siebie, mojej siostry i przyjaciół. Reszta świata może się pieprzyć.
***
Wchodzę na strzelnicę, aby rozładować emocje, dawno nie byłam tak wkurzona. Słowa Rico utknęły mi w głowie. Nie potrafiłam przestać ich analizować. Jak mogę analizować coś, co się nigdy nie wydarzy?
Przez dwa lata pracowałam ze swoją terapeutką. Maria starała się robić wszystko, aby poukładać, mi w głowię. Od początku byłam sceptycznie na to nastawiona, ale uległam namową Rico. Nie dowiedziałam się od niej niczego nowego. Mam traumę, dosyć głęboką. Dużo przeszłam z mężczyznami, nie ze swojej woli. Te wykorzystania odcisnęły piętno na mojej psychice. Może właśnie dlatego, nie widzę dla siebie nadziei na normalny związek. Nie ufam mężczyznom, niechętnie z nimi przebywam w życiu prywatny. Nie znoszę ich dotyku. Rico jest obecnie jedynym mężczyzną, którego dotyk nie wywołuję u mnie ataku paniki, czy obrzydzenia. Jestem na takim etapie w życiu, gdzie większość mężczyzn się mnie boi, a reszta darzy ogromnym szacunkiem. Jestem niebezpieczną kobietą i oni o tym wiedzą. Długo pracowałam sobie na tę pozycję, dążyłam do tego, aby w końcu, to oni bali się mnie, a nie ja ich. Terapeutka mówiła, że to przez brak normalnej relacji z ojcem w dzieciństwie. Ja traktuję to jako małą zemstę, każdy sobie radzić z traumą inaczej, prawda? Oczywiście, nie jest to zdrowe dla mnie, ale prawdziwych uczuć, po prostu już nie mam. Odeszły razem z dawną Ritą.
Mam wszystko, czego potrzebuje, a nawet ponadto. Posiadam ogromną willę, na której znajduje się między innymi strzelnica, prywatne spa, sushi bar, Jezus jak ja kocham sushi, garaż pełen aut, siłownia, kręgielnia i wiele innych nieprzydatnych, tak naprawdę rzeczy.
Musiałam przejść naprawdę wiele w swoim żałosnym życiu, aby to wszystko mogło teraz należeć do mnie. Trzynaście lat temu, kiedy znalazłam się na ulicy, po dwóch tygodniach szwendania się po ulicach Meksyku, przegrałam pierwszy raz walkę. Walkę o siebie, walkę o swoje życie.
Pewnego dnia zostałam przyłapana na kradzieży jedzenia. Było to piąty dzień głodówki. Byłam już naprawdę bardzo głodna, z racji tego, że nie miałam pieniędzy, uznałam, że muszę niestety ukraść kawałek chleba.
To był słoneczny dzień. Wybrałam małą piekarnię, gdzie chodziło wiele ludzi. W tamtym momencie myślałam, że nikt nie zauważy, kiedy jeden chleb zniknie. Myliłam się, tak bardzo się wtedy myliła. Zostałam złapana, przez chłopaka kilka lat ode mnie starszego. Nie krzyczał na mnie, nie uderzył mnie. Zaproponował, abym poszła z nim na zaplecze. Obiecał, że da mi się umyć, napić wody oraz poczęstuje chlebem. W tamtym momencie wydawało mi się, że los się w końcu do mnie uśmiechnął. To był ostatni raz, kiedy byłam taka naiwna.
Na zapleczu był również drugi chłopak, mniej więcej w jego wieku. Owszem dostałam wodę, chleb, nawet słodką bułkę. Zapłaciłam za to wiele, bardzo wiele. Złapali mnie niespodziewanie, unieruchomili i wykorzystali. Potraktowali mnie jak szmacianą lalkę. Nigdy nie byłam tak upokorzona. Po kilku godzinach okropnych tortur wyrzucił mnie na ulice, rzucając we mnie kawałkiem chleba. Śmiał się przy tym wesoło, krzycząc na całą ulicę, abym przyszła, kiedy będę znowu głodna.
To mnie złamało. Ktoś wykorzystał mnie kolejny raz w ciągu ostatnich czternastu dni. Była już późna noc, kiedy spacerowałam po ciemnych uliczkach stolicy. Płakałam. Tak strasznie płakałam. Z bólu, upokorzenia, z niechęci. Spojrzałam na swoje odbicie w rozbitym lustrze pod śmietnikiem. Wyglądałam żałośnie. Nie chciałam tak wyglądać, nie chciałam, aby więcej ktoś mnie wykorzystał dla swoich korzyści.
Podjęłam wtedy decyzję, aby zakończyć swoje beznadziejne życie. Podniosłam kawałek lustra, usiadłam pod ścianą i podcięłam sobie żyły. Poczułam ból, po którym nastąpiła ulga. Uśmiechnęłam się przez łzy i zamknęłam oczy. Kiedy powoli życie ze mną uciekało, z każdą kroplą krwi, wyobrażałam sobie, że w końcu spotkam moją mamę. Ukochaną mamusię, która czeka na mnie po drugiej stronie. I zasnęłam. Zasnęłam z nadzieją, że zaraz się z nią spotkam. Tak się nie stało.
Obudziłam się w szpitalu. Obok mojego łóżka siedział mężczyzna w średnim wieku. Na oko miał około czterdziestu pięć lat. Jak się potem okazało, miał na imię Charlie i miał czterdzieści siedem lat.
Znalazł mnie wtedy w tej uliczce, oddychałam, więc zabrał mnie od razu do szpitala. Byłam na niego zła, za to, że odebrał mi prawo wyboru. Znowu mężczyzna zdecydował za mnie. W tamtym momencie uważałam go za wroga numer jeden. Nie odzywałam się do niego wcale, za to on mówił do mnie godzinami, opowiadając mi o swoim życiu. Wiedziałam, że kiedy tylko stąd wyjdę, ponowie swoją próbę. Charlie zapłacił bardzo dużo lekarzom za to, aby mnie uratowali oraz nie dopytywali o nasze pokrewieństwo. Na tamten moment, nie miałam jak, spłacił długu, za to mężczyzna uśmiechał się i mówił mi, że załatwimy tę sprawę. Domyślałam się jak. Miałam już doświadczenie.
Wyszło jednak tak, że wróciłam z mężczyzną do jego domu. Po wielu rozmowach i prośbach zaufałam mu. Mieszkał w pałacu, dosłownie. Dom był ogromny. Dostałam własny pokój za swoją łazienką. Na łóżku czekały na mnie, kluczę oraz strzykawka. Kiedy zapytałam Charliego, co to jest, odpowiedział mi, że mój wybór. Miałam wybrać między nowym życiem a śmiercią. To była strzykawka śmierci. Pierwszy raz ktoś dał mi wybór. Dostałam kilka dni na to, aby się zastanowić.
Tak poznałam Rico. Okazało się, że Ricardo również został przez niego uratowany z ulicy. My oraz kilka innych dzieciaków. To Rico przegadał ze mną wszystkie noce, to on pomógł mi dokonać wyboru. To on mnie wspierał, pozbierał i uczył życia razem z Charliem.
Dał nam dach nad głową i traktował nas jak własne dzieci. Pracowaliśmy dla niego. Okradałam dla niego mafie z danych, bazy klientów, informacji o transportach, jak i przelewów, które potrafiłam przekierować na nasze ukryte zagraniczne konta. Tak odkryliśmy mój informatyczny i matematyczny talent. Zawsze powtarzał mi, że jestem wyjątkową, silną kobietą i kiedyś będę najcenniejsza w tym okrutnym świecie. Sukinsyn miał rację. Rico w tym czasie szkolił się na chodzącą maszynę do zabijania. Byliśmy świadomi, że pewnego dnia domyślą się kto, okrada ich z pięćdziesięciu milionów rocznie i przyjdą po nas, a my będziemy musieli się bronić. Pewnego dnia Charlie oznajmił mi, że również powinnam zapoznać się z bronią, bo komputer i moje umiejętności mnie nie uratują. Kiedy pierwszy raz wzięłam pistolet do ręki, poczułam coś dziwnego. To nie był strach ani lęk, lecz pewnego rodzaju więź. Każdy pistolet pasował do mojej ręki idealnie, był wręcz przedłużeniem jej. Tak właśnie z Charliem odkryliśmy kolejny mój niesamowity dar, mianowicie świetny słuch, umiejętność skradania się oraz pewny celny strzał. Pokochałam broń od razu z powodu władzy, jaką daje w ręce odpowiedniej i pewnej osoby. Zdecydowaliśmy wspólnie, że zacznę zajmować się płatnym zabójstwami. To były równie, jak nie lepiej dochodowe niż moje „drobne" włamania komputerowe. Mieliśmy nadzieję, że w ten sposób mafia, która była przez nas okradana zauważy znaczny spadek, co doprowadzi do tego, że nas nie znajdą. Byliśmy wtedy w okropnym błędzie…
Tak oto osiemnastoletnia płatna morderczyni, stała się sławna i coraz bardziej zagrożona. Byłam poszukiwana za zabójstwa oraz hackerskie sprawy. Raczej nie byłam lubiana no ale kto by się spodziewał, że tak będzie. Charlie zajmował się zleceniami, to on rozmawiał z klientami, a ja dostawałam tylko teczkę z informacjami i datą egzekucji. Dzięki temu nikt nie wiedział, kim jestem i jak wyglądam, byłam cieniem, który okradał i zabijał. Tak też powstał mój przydomek. Dostawałam za każde morderstwo określoną kwotę na specjalne konto, gdzie mężczyzna odkładał mi je na start, kiedy go zabraknie. Nie uzbierało się w tamtym czasie na tyle, żebym mogła sobie pozwolić na to, co teraz mam.
Byliśmy tak zajęci nową specjalizacją, że nie zauważyliśmy, kiedy mafia nas wytropiła. Pojawili się nagle, kiedy spaliśmy. Zabili całą ochronę i przedostali się do domu. Charlie ja i Ricardo próbowaliśmy się bronić, ale nic nam to nie dało. Rico uciekł tylnym wejściem po samochód, aby zabrać mnie stamtąd. Mój drugi ojciec, żegnając się ze mną, podał dane do konta. Zapewniał, że wszystko będzie dobrze, że jest gotowy umierać. „Byłaś moim promykiem szczęścia przez ostatnie lata, dziękuję Ci za to, Piękna Ri. Podbij ten świat, pomścij mnie i wszystkich mężczyzn, którzy Cię skrzywdzą. Nigdy się nie poddawaj i nie zapominaj, że jesteś wyjątkowa" Tymi słowami mnie pożegnał.. Kiedy miałam już uciekać w stronę samochodu, do pokoju weszło kilku mężczyzn. Szybkim kopnięciem obalili Charliego, a potem wykonali egzekucję na moich oczach. Mimo że sama to robiłam, byłam przerażona. Moje serce rozpadło się na milion kawałków, po czym stanęło na sekundę. W tamtej chwili odebrano mi osobę, która była dla mnie ojcem. Dostałam ataku paniki, ręce, czoło oraz plecy oblał zimny pot. Czułam, że ja będę następna. Zapłakanymi oczami spojrzałam oprawcy w oczy, twarzą pełną dumy. Ja również byłam gotowa. Zamknęłam oczu, pomodliłam się, czekając na strzał, który nigdy nie nadszedł. Mężczyzna mnie podniósł, przerzucił przez ramię. Rozmawiał z innymi, w języku, którego nie rozumiałam, chyba to był rosyjski. Kiedy zanosił mnie do auta, klepiąc, po tyłku wiedziałam, że czekają mnie rzeczy gorsze od śmierci... Dojechaliśmy do celu po niecałej godzinie.
Raz, dwa, trzy, cztery... siedem. Siedem strzałów z rzędu. Za każdego faceta, który skrzywdził mnie w tamtym magazynie.
– No, no widzę, że ktoś jest nieźle wkurwiony, sądząc po tej serii. – z zamyślenia wyciągnęła mnie Bree.
– To nic takiego, codzienność z Rico.– odpowiedziałam, nie patrząc nawet w jej stronę.
– Skoro tak to nawet nie dopytuje. Waszej dwójki to nigdy nie zrozumiem. Z wami to jak w starym małżeństwie, raz się kochacie, raz zabijacie, nikt nie nadąży – skończyła zdanie westchnięciem, na co ja się uśmiechnęłam, bo w sumie ma rację.
Ja i Rico to idealny przykład typowego rodzeństwa. Kłócimy się, obrażamy, grozimy sobie. Jednak każde z nas stoi za sobą murem i jest w stanie poświęcić własne życie dla drugiej osoby.
Bree jest moją najlepszą przyjaciółką od ośmiu lat, bardzo mi pomogła pozbierać się po wydarzeniach z magazynu. Była równie świetną informatyczką, jak ja. Tak dołączyła do naszej małej rodzinki. Jest przepiękną kobietą. Ma długie szczupłe nogi jak modelka, figurę w kształcie klepsydry, duże naturalne piersi. Piękne niebieskie oczy oraz długie czarne włosy. Rico marzy o niej od zawsze, ale rodzina to rodzina, nie jest do ruszenia.
– Z czym do mnie przychodzisz kochana?– zapytałam bez zbędnego gadania.
– Jest robota, która może cię zainteresować. Bardzo dobrze płatna. Zainteresowana?
– Mów dalej.
– W piątek odbędzie się charytatywny bal, pamiętasz? Odbędzie się w domu Antonio. Ma dla ciebie zlecenie i z tego, co słyszałam, wynagrodzenia ma być sześciocyfrowe – Bree uniosła kącik ust. Wiedziała, że to musi być specjalna robota, jeśli ktoś tyle płaci.– Dostałaś specjalne zaproszenie VIP z dopiskiem „nie mogę doczekać się spotkania panno Rito".
Spojrzałam na nią, kiedy ona szczerzyła się jak mały rekin.
– Nie lubię Antonia, muszę to przemyśleć. – odpowiedziałam.
– Zrezygnujesz ze zlecenia za miliony dlatego, że nie lubisz gościa?! Poza tym pomyśl o tym, że mogłabyś zakraść się do serwerowni, wgrać nasz super program i mieć na niego haka!
Ten argument do mnie przemówił. Bycie w domu Antonia daje mi dostęp do wszystkiego, czego zapragnę, aby sobie skorzystać z tej wiedzy, gdyby ktoś inny coś chciał o nim wiedzieć. Takim sposobem nie spędzę ośmiu godzin na łamaniu kodów i zabezpieczeń tylko będę miała dostęp do tej cennej wiedzy od ręki.
– Możesz tylko z nim pogadać, nie musisz przyjmować zlecenia. Pomyśl, w takim przypadku możesz zostawić po sobie ślad, który pozwoli nam i tak zarobić miliony bez pocenia się przy tym.
Bree mówiła coś jeszcze, aby mnie przekonać. Wpatrywałam się w nią, podziwiając jej nieustępliwość. Wkręciła się w to. Domyślam się, że ma w tym jakiś interes.
– No już, już przekonałaś mnie. Potwierdź wizytę i omów szczegóły.
Posłała mi uśmiech, klaszcząc w dłonie.
– No ale musisz powiedzieć mi, dlaczego aż tak ci zależy? Nie wmawiaj mi, że chodzi o rodzinę, kasę, interesy, bo ci nie uwierzę. Czuję, że coś się dzieje.
– No oczywiście, że chodzi mi tylko i wyłącznie o nasze dobro!
– Bree. Zmienię zaraz zdanie – krzyżuje ręce na piersiach, patrząc jej głęboko w oczy.
– Ach no dobra. – Bree opuściła wzrok, wlepiając go w buty. – Bo tam pracuje taki mężczyzna....
Osz kurwa…
Dylan
Wyjeżdżam z podjazdu, dalej nie wierząc w to, co się stało przed chwilą. Rita nawet nie raczyła mnie przywitać. Zamiast tego wysłała jakiegoś swojego pachołka, aby mnie odprawił. Nikt nigdy mnie tak nie potraktował, moja duma cierpiała. Potrzebowałem jej, jej wiedzy i umiejętności co wkurza mnie jeszcze bardziej, bo nie mogłem nic im za to zrobić.
Podjeżdżam pod magazyn, w którym wciąż znajdują się moi bliźniaczy goście. Muszę jakoś wyładować swoją złość. Wchodzę do środka, podwijając rękawy. Sięgam po łom i wale jednego z braci w kolano. Jestem szczerze zaskoczony, bo widząc, jak obydwaj wyglądają, mieli naprawdę ciężka noc z moim katem, a i tak nie puścili pary z ust.
– Kurwa mać!– krzyknął jeden z braci. Złapałem się na tym, że nie pamiętam jak, mają na imię. .
– Dla. Kogo. Pracujesz.?– Posyłam im morderczy wzrok, zaciskam pięści ze złości. Nie pozwolę sobie dzisiaj na to, aby ponownie ktoś nie dał mi tego, czego chce. Albo mi wszystko wyśpiewają, albo umrą. Nie odpowiada, więc kopie go mocniej w brzuch.
– Więcej nie zadam tego pytania, więc radzę ci się skupić. – mija kilka sekund, a on tylko pluje krwią i dalej się nie odzywa. Cóż nie mam mocnej cierpliwości. Sięgam po broń, odbezpieczam i strzelam drugiemu z braci w nogę, a potem w bark.
– To co teraz widzisz, to kurwa nic, co zrobię z twoją rodziną. Twoja matka i siostra będą tu za około pięć godzin. Bardzo chętnie je tu przyprowadzę, aby zabić matkę na waszych oczach. Następnie zajmę się słodką Amelką. Wychowam ją sobie na posłuszną żonę, a ona podaruję mi gromadkę potomków…
– Antonio!!!– krzyknął nagle ten drugi, przerywając mi zdanie – Antonio nam pomagał. Poszliśmy do niego po pomoc, bo wiedzieliśmy, że sami nie damy sobie rady. Ten stary debil był wręcz zadowolony z naszej propozycji! Nienawidzi cię i jeśli nam nie udało się ciebie zabić, to on to zrobi za nas.– pluje mi krwią pod buty. Uśmiecham się lekko i posyłam mu kulkę między oczy. Jego bratu również.
Ta wizyta miała mnie uspokoić, a jestem jeszcze bardziej naładowany.
***
Siedzę w gabinecie, ze szklanką szkockiej zastanawiając się, czy bracia mówili prawdę? Antonio na mnie polował? Dlaczego? Prędzej on powinien spodziewać się, że ja uderzę na niego. Może właśnie tego się obawia i postanowił pozbyć się mnie pierwszy? Po cichu w ukryciu nie swoimi rękami... Ta myśl jest całkiem prawdopodobna.
– I jak wizyta u ukochanej Alexa?– Hugo usiadł na kanapie, nalewa sobie również szkockiej, wyciąga nogę i masuje czoło. Stwierdzam, że jego dzień był równie ciężki, jak mój.
– Znieważyła mnie. Nawet mnie nie przywitała. Posłała jakiegoś pachołka, który mi powiedział „Rita odezwie się, jak będzie miała wolny termin, jest bardzo zapracowana"– zaciskam rękę na szklance i patrzę w blat biurka.
– Ou, kiedy pogrzeb? – zapytał zdziwiony.
– Jeżeli chodzi o naszych zamachowców, to pewnie już są w rowie. Możecie przekazać wieści matce i siostrze. Już ich nie potrzebuję, możesz je odesłać do Panamy.– po twarzy towarzysza zauważam, że nie o to pytał.– A co do dzisiejszej porannej wizyty to nic kurwa im nie zrobiłem. Nie mogłem, co wkurza mnie jeszcze bardziej. Są mi potrzebni żywi, ale rozliczę się z nimi, jak wykonają dla mnie robotę. Pieprzony Ricardo kazał mi znaleźć jej numer telefonu i zadzwonić. On ma mnie chyba za idiotę kurwa mać. Doskonale wiem, że jest nie do namierzenia.– dźwignąłem szklankę, wypijając jej zawartość duszkiem.
– To może będziesz miał szansę spotkać się z nimi szybciej, niż myślisz.– spojrzałem na niego pytająco, po czym wyjaśnia.– Pamiętasz, że stary Antonio za tydzień organizuje bal charytatywny, na który jesteś zaproszony? Ponoć zaprosił Ritę z wejściówką VIP, bo ma dla niej robotę. Będzie tam i będziesz mógł z nią porozmawiać.– Hugo również opróżnia swoją szklankę i wychodzi, rzucając mi dobranoc.
Może jednak bracia mieli rację? Antonio zorientował się, że nie ma z nimi kontaktu, więc musiałem ich złapać, co wiąże się z tym, że są trupami. Chce mnie zniszczyć od środka i potrzebuję do tego Rity? Chce wykraść moje dane i przepis na towar? Martin jest też również płatnym idealny zabójcą. Może po to jej potrzebuje. Przez moją głowę przelatuje milion pytań, na które brakuje mi odpowiedzi. Wiem jedno, muszę zaproponować kobiecie lepszą ofertę niż on. Tylko jak? Nikt nawet nie wiem, jak wygląda. Jak mam rozmawiać z kimś, kto codziennie jest kimś innym? Jak mam ją dostrzec na balu?
Na te pytania jednak otrzymuje odpowiedź, szybciej niż myślałem. Podnoszę telefon i widzę SMS-a z zastrzeżonego numeru.
„Do zobaczenia na balu w piątek. Liczę na jeden taniec.
Ps. Poznasz mnie po broszce z mieczem
Kochana Ri"
Ta mała coś kombinuje i nie do końca jestem pewien czy wyjdę na tym dobrze. Muszę być ostrożny i przede wszystkim ubezpieczony.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania