Poprzednie częściDetektyw 1.

Detektyw 4.

Nowa Zagadka: Lustrzany Testament – Kontynuacja

Łódź, lato 2025. Upał dusił miasto, ale w sypialni Heleny Dobrowolskiej, gdzie panowała upiorna cisza, czuć było dziwny chłód. Stałem, wpatrując się w idealnie okrągły, szklisty otwór w podłodze. Brak jakichkolwiek odłamków, gruzu, czy stopionego materiału był… nienormalny. Konwencjonalna fizyka nie przewidywała takiej „kradzieży materii”. Pani Dobrowolska i jej łóżko po prostu wyparowały.

Ada Lewicka, jak zawsze, rozglądała się po pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na ścianach, pokrytych lustrami. „Lustra… przejścia… odbicia…” – mruknęła. „Ignacy, to brzmi jak nawiązanie do… no, do naszych ostatnich przygód. Ale Szymański siedzi. Czyżby miał uczniów? Albo to jest ktoś, kto znalazł inny sposób na manipulację rzeczywistością?”

„Możliwe, doktor Lewicka” – odparłem, dotykając gładkiej krawędzi otworu. Materiał był twardy, niemal ceramiczny, jakby poddany instant-krystalizacji. „Ale to jest kradzież, która jest jednocześnie zniknięciem. Nie ma śladów włamania, nie ma świadków. Tylko ten idealny otwór. Jakby sama podłoga… ustąpiła.”

Aspirant Wójcik stał z boku, blady jak ściana. „Panie Kruk, może to jakaś nowa broń? Laser? Albo… UFO? Nic innego nie przychodzi mi do głowy!”

„Aspirancie Wójcik, nie ulegamy panice. Broń laserowa zostawiłaby ślady termiczne i roztopiony materiał, a nie idealnie gładką, stopioną krawędź. I to w taki sposób. To nie jest kwestia technologii. To kwestia… fenomenologii.”

Moje pierwsze kroki śledztwa musiały być precyzyjne.

1. Analiza materiału z otworu: Pobrałem próbki ze szklistych krawędzi. Wysłałem je do laboratorium kryminalistycznego, a także do niezależnego laboratorium fizyki kwantowej, z którym miałem wcześniej do czynienia. Szukałem śladów egzotycznych energii, molekularnych zmian lub anomalii kwantowych. Interesował mnie mechanizm zniknięcia. Czy to było przeniesienie? Rozproszenie? Czy może transformacja w inny stan skupienia materii?

2. Legendy o Lustrach i profilowanie ofiary: Ada już zaczęła swoją część. Zająłem się przeglądaniem akt pani Heleny Dobrowolskiej. Kolekcjonerka rzadkich luster. Jakie sekrety kryła jej pasja? Czy to "Lustro z Czeladzi", które nabyła zaledwie tydzień temu, było kluczem? Jego brak i fragment znaleziony w dłoni ofiary były intrygujące. W aktach Dobrowolskiej znalazłem wzmianki o jej kontaktach z hermetycznymi kręgami kolekcjonerów antyków, ale także z… ezoterykami. Była zafascynowana starymi wierzeniami o lustrach jako "bramach do innych światów".

Poprosiłem Adę, by skupiła się na historii "Lustra z Czeladzi". Potrzebowałem każdej legendy, każdego podania, każdego, nawet najbardziej absurdalnego, opisu jego właściwości. Czy istniały inne zniknięcia związane z tym lustrem? Czy ktoś inny próbował je zdobyć? Konkurenci? Fanatycy?

3. Anomalie w kolekcji luster: Sam zacząłem analizować pozostałe lustra w sypialni Dobrowolskiej. Dotykałem ich ram, przyglądałem się ich powierzchniom. Czy to możliwe, że były to tylko narzędzia, a nie cel? Czy może działały jako wzmacniacze, kanały? Zauważyłem, że lustra były ustawione w specyficznym układzie, niemal jak w jakimś rytuale. Na przeciwko otworu w podłodze wisiało małe, misternie rzeźbione lustro, które według zeznań Wójcika, było tym "Lustrem z Czeladzi".

Wtedy zadzwonił telefon. Laboratorium. Głos technika był zdenerwowany.

„Inspektorze, to… niezwykłe. Próbki z otworu… to nie jest stopiony beton. To materiał, który uległ fuzji kwantowej. Jego atomy, na ułamek sekundy, były tak ściśnięte, że zachowały się jak materia w gwieździe neutronowej, a potem… rozproszyły się. Energia, która była potrzebna, by to zrobić, jest niewyobrażalna. I nie ma żadnych śladów promieniowania.”

Fuzja kwantowa. Bez promieniowania. Bez śladów. To nie była psychokineza Szymańskiego. To było coś znacznie bardziej zaawansowanego. Coś, co potrafiło manipulować materią na poziomie subatomowym.

W tym samym momencie Ada przesłała mi wiadomość. Krótka, z linkiem. Link prowadził do starego, zdigitalizowanego artykułu z lokalnej gazety z 1897 roku. Nagłówek krzyczał: "Tajemnicze Zniknięcie: Zamek w Czeladzi i Zagadka Lustrzanego Komnaty". W artykule mowa była o zniknięciu hrabiego, kolekcjonera luster, którego widziano ostatni raz w komnacie pełnej zwierciadeł. Po nim pozostał jedynie idealnie okrągły, "gładki" otwór w podłodze. I jedno, małe, pęknięte lusterko.

To nie był przypadek. To nie była kradzież. To nie była zemsta. To było coś, co wykorzystywało lustra jako bramy. I ktoś, albo coś, kto wiedział, jak je otwierać. A pani Dobrowolska, z jej obsesją na punkcie "Lustra z Czeladzi", mogła aktywować ten mechanizm.

Pytanie nie brzmiało już "kto zniknął", ale "dokąd zniknęła?". I kto, albo co, było po drugiej stronie lustra?

Jak myślisz, dokąd prowadzi ten "lustrzany tunel"? Czy to alternatywna rzeczywistość, inna płaszczyzna egzystencji, czy coś jeszcze bardziej niepokojącego?

zaproponuj finał zagadki.

To była intrygująca podróż w głąb "Lustrzanego Testamentu"! Ignacy i Ada stają przed najbardziej zdumiewającym odkryciem. Przygotuj się na finał, który zatrze granice między światami.

Łódź, lato 2025. Powietrze w sypialni Heleny Dobrowolskiej gęstniało od niewypowiedzianych pytań. Ja, Ignacy Kruk, wpatrywałem się w idealnie gładki, szklisty otwór w podłodze – dzieło fuzji kwantowej, o której szeptało laboratorium. To nie była zwykła zbrodnia. To było otwarcie bramy. Ada, trzymając w ręku zdigitalizowany artykuł z 1897 roku o zniknięciu hrabiego z Czeladzi, patrzyła na mnie z błyskiem w oku – wiedziała, że jesteśmy na tropie czegoś większego.

„Fuzja kwantowa bez śladów promieniowania…” – mruknąłem, bardziej do siebie niż do niej. „To jest manipulacja materią na poziomie, o którym Szymański mógł tylko marzyć. Ktoś, albo coś, potrafi nie tylko przesuwać, ale transformować materię w energię, a potem… z powrotem w materię. Ale dokąd?”

„Artykuł” – zaczęła Ada, podając mi tablet. „Hrabia, zniknięcie, idealnie okrągły otwór i pęknięte lustro. Wszystko identyczne. Tylko że wtedy nikt nie miał pojęcia o fizyce kwantowej. Nazywali to ‘Boską interwencją’ albo ‘czarną magią’. Ale to oznacza, że ta ‘brama’ nie otworzyła się po raz pierwszy. Jest cykliczna. I zawsze związana z tym samym typem lustra.”

Moje oczy spoczęły na lustrach Dobrowolskiej, ustawionych w pokoju. Niektóre były antyczne, inne nowsze, ale wszystkie lśniły nienaganną czystością. Obok mnie Wójcik, blady jak ściana, szeptał coś do telefonu o "specgrupie antyterrorystycznej". Nie wiedział, że nie ma tu nic do walki. Tu była tylko zagadka do rozwiązania.

„Pani Dobrowolska nie została porwana, doktor Lewicka” – stwierdziłem. „Została… przeniesiona. Ale nie w przestrzeni, a w wymiarze. Lustra. Teorie o lustrach jako bramach do alternatywnych rzeczywistości to nie tylko ezoteryka. To fizyka.”

Ada podeszła do lustra, które niegdyś wisiało naprzeciwko otworu, i które było tym "Lustrem z Czeladzi". Było pęknięte, ale nie rozbite. Jego powierzchnia była matowa, nieodbijająca. Jakby jego "funkcja" została wyłączona.

„Ten fragment, który znaleziono w jej dłoni” – zauważyła Ada – „to kawałek tego lustra. Czyli trzymała je, gdy znikała. Dlaczego?”

„Hipoteza” – zacząłem, czując, jak poszczególne elementy zaczynają układać się w logiczną, choć przerażającą całość. „To lustro nie było bramą samo w sobie. Było kluczem. A kolekcja luster Dobrowolskiej? Mapą. Albo wręcz – systemem wzmacniającym. Pani Dobrowolska, zafascynowana legendami, nieświadomie, bądź świadomie, aktywowała starożytny mechanizm. Być może próbowała go zrozumieć. A może… chciała przejść.”

Analiza legend Ady i moje dane sejsmiczne, które wykazały mikro-anomalie magnetyczne w całym apartamencie, wskazywały na jedno: lustra Dobrowolskiej były ułożone w specyficzny rezonansowy wzór. Tworzyły sieć, która wzmacniała właściwości "Lustra z Czeladzi", przekształcając pokój w komorę transmisyjną.

Rozwiązanie: Lustrzane Sanktuarium i Guardian

Wiedzieliśmy, że musimy wejść w ten rezonans. Jedynym sposobem na to, było odtworzenie warunków, w jakich zniknęła Dobrowolska. Z pomocą policyjnych techników, pod moimi ścisłymi instrukcjami, lustra w apartamencie zostały skatalogowane i ułożone w oryginalny wzór, z wyjątkiem uszkodzonego Lustra z Czeladzi. Ada znalazła wzmianki o "naprawie" tego typu artefaktów – wymagało to użycia odpowiednich minerałów i, co ważniejsze, skupionej intencji.

Ada, trzymając w ręku fragment Lustra z Czeladzi, z zamkniętymi oczami, wizualizowała jego całość. Wierzyła w to, bo wiedziała, że tożsamość jest płynna, a rzeczywistość podatna na wpływ. W tym samym czasie ja aktywowałem sensory, które miały wykryć subtelne zmiany energetyczne. Gdy Ada otworzyła oczy, matowa powierzchnia lustra, które trzymała, zalśniła. Nie odbijała jednak naszego świata. Odbijała… inne miejsce.

Było to pomieszczenie. Ale nie takie, jakiego można by się spodziewać. Ściany wydawały się być zbudowane ze szkła, a każde z nich było jednocześnie lustrem i oknem na inną, migoczącą rzeczywistość. Widzieliśmy sceny z dawnej Łodzi, z futurystycznych miast, z leśnych ostępów, z kosmicznych przestrzeni. W centrum tego pomieszczenia, zawieszona w niewidzialnym polu, znajdowała się Helena Dobrowolska. Nie była martwa. Była… zawieszona w transie. Jej oczy były otwarte, ale zdawały się patrzeć przez miliardy światów jednocześnie. Obok niej, podtrzymując ją, unosił się stary, marmurowy stół. Na nim leżała kryształowa kula, a w jej wnętrzu wirował… Obraz zniknięty u pani Kozłowskiej. Obraz, który Szymański „ukradł” i wierzył, że kontroluje.

Zza stołu wyłoniła się postać. Wysoka, szczupła, ubrana w ciemny, jednolity kombinezon. Jej twarz była ukryta za gładką, lustrzaną maską, która odbijała nas w setkach, zniekształconych fragmentów. To był Guardian. Strażnik.

„Zbyt wiele zakłóceń” – rozległ się głos, który nie pochodził z ust. Brzmiał jak echo wielu głosów, nakładających się na siebie, jak zepsute nagranie. „Lustra to wrażliwe narzędzia. Pani Dobrowolska… próbowała otworzyć zbyt wiele drzwi jednocześnie. Groziło to destabilizacją. My… stabilizujemy te przejścia.”

Guardian wyjaśnił, bez emocji, że „Lustro z Czeladzi” to pradawny artefakt, zdolny do tworzenia lokalnych, wymiarowych portali. Nie do alternatywnych rzeczywistości, ale do „Archiwum Eteru” – miejsca, gdzie przechowywano „echa” zaginionych przedmiotów, zapomnianych wydarzeń i, co najbardziej przerażające, „zbłąkanych” fragmentów rzeczywistości, które odłączały się od głównego nurtu istnienia. Guardian i jego podobni byli „kustoszy Eteru”. Ich zadaniem było zbieranie „anomalii”, które groziły zerwaniem ciągłości istnienia – takich jak obraz „ukradziony” przez Szymańskiego, który, z powodu jego psychokinetycznych mocy, zaczął powoli odrywać się od naszej rzeczywistości.

„Wypalony symbol Rogacza” – powiedział Guardian, a jego lustrzana maska lekko zadrżała. „To ślad po niekontrolowanym impulsie. Przejście Szymańskiego było niedoskonałe. Nasze… są czyste.”

Pani Dobrowolska, w swojej obsesji, odkryła, jak wzmocnić efekt Lustra z Czeladzi, tworząc swoisty cyfrowy most kwantowy za pomocą układu luster. Próbowała przejść, nie rozumiejąc konsekwencji. Została tam uwięziona, w stanie zawieszenia, aby jej niestabilna obecność nie zakłóciła równowagi Archiwum Eteru.

„Co z nią zrobicie?” – zapytała Ada, czując dreszcz.

„Jej świadomość… została zaabsorbowana przez Eter” – odparł Guardian. „Stanie się częścią kolekcji. Spokój. Harmonia. Tak jak i ten obraz.” Wskazał na wirujące dzieło sztuki. „Zapobiegamy fragmentacji rzeczywistości. Jesteśmy tu, by zapewnić, że wasz świat… trwa.”

Ada i ja wymieniliśmy spojrzenia. Schwytanie Guardiana było niemożliwe. Był istotą z innej płaszczyzny, która jedynie manifestowała się w naszym wymiarze, aby wykonywać swoje zadanie.

Zniknęliśmy z Lustrzanego Sanktuarium w taki sam sposób, w jaki się tam pojawiliśmy – poprzez ponowną aktywację Lustra z Czeladzi, które Guardian subtelnie „skorygował”. Wróciliśmy do sypialni Dobrowolskiej. Otwór w podłodze zaczął się powoli zamykać, a jego szkliste krawędzie stapiały się, aż podłoga stała się idealnie gładka, jakby nigdy nie została naruszona. Po Helenie Dobrowolskiej pozostała tylko historia i fragment pękniętego lustra.

Sprawa „Lustrzanego Testamentu” nigdy nie została wyjaśniona opinii publicznej. Zakończono ją jako „tragiczny wypadek o niewyjaśnionych przyczynach”. Ale ja i Ada wiedzieliśmy prawdę. Wiedzieliśmy, że nasza rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana, niż się wydaje. Że istnieją kustosze, którzy zbierają utracone fragmenty, i bramy, które prowadzą donikąd, a jednocześnie wszędzie.

Wiedzieliśmy, że Piotr Szymański nie był szalony. Był jedynie narzędziem. A my? My byliśmy świadkami. Świadkami, że granice między światami są cienkie. I że w Łodzi, nawet zwykłe lustro, może być bramą do kosmicznej tajemnicy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania