Pokaż listęUkryj listę

DETEKTYW DUPO'NT: NA TROPIE ŚLADÓW - odcinek 1 - Jatka na Sześćdziesiątej Ósmej Ulicy

To był upalny dzień. Tylko człowiek bez wyobraźni założyłby garnitur i kapelusz. Widocznie ubrany na szaro mężczyzna, idący Sześćdziesiątą Ósmą ulicą piątego dystryktu Dzielnicy Tapeciarzy, nie należał to garderobianych wizjonerów. Chmurka dymu buchająca raz po raz, spod znoszonego kapelusza zastygała w gęstym powietrzu, którego nie musnęła choćby smużka wiatru.

Przechodzień zatrzymał się przy budynku z numerem piętnaście. Kilkoma szybkimi zaciągnięciami dopalił papierosa, po czym wdeptał niedopałek w betonowy chodnik.

Rozejrzał się po pustym osiedlu, jakby chciał się upewnić, że nie jest obserwowany. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni szarej marynarki i wyciągnął płaski metalowy przedmiot. Wiedział, że po wczorajszych wydarzeniach pod piętnastką mieszkańcy uliczki nie kwapią się do beztroskich spacerów. Przyglądając się budynkowi pociągnął mały łyk cieczy z płaskiego metalowego przedmiotu i ruszył podjazdem w kierunku drzwi wejściowych. Kładąc rękę na klamce zastygł, jakby się zawahał. „Kto oszczędza spławik, ten nie powącha węgorza”, przypomniał słowa wuja Alexandra. Wziął głęboki wdech i nacisnął mosiężną wajchę.

- Dupo'nt... Witamy w piekle! – rzucił zaczepnie McCallahan do stojącego w drzwiach detektywa

- Zapomniałeś kwiatów na moje powitanie – sprawnie odgryzł się Dupo'nt

- Kwiatki zachowuję dla prawdziwych glin, a nie emerytów bawiących się w podchody – z wyższością palnął McCallahan – Szybko cię zwerbowali, czyżby ktoś nie ufał policji...?

- Skoro taki z Ciebie wyżeł Inspektorze McCallahan, to dlaczego mnie wynajęto? Żeby wycierać Ci nos i nosić tornister? - z buńczucznym uśmieszkiem sarkał Dupo'nt

- Wystarczy tego szczania sobie po nogawkach – uciął Inspektor – Żarty się skończyły... Schowaj swoją paplaninę do dziurawej kieszeni tych zabytkowych spodni i wejdź do salonu... Skoro już musisz tu węszyć jak zbłąkany szczeniak... Musisz to zobaczyć... Uprzedzam, to nie Disneyland...

Dupo'nt ostrożnie przemknął przez korytarz i wszedł do salonu. Stanął jak wryty na widok mrożącej krew z żyłach scenografii.

Ściany salonu były opryskane krwią jak piekło w śmigus dyngus. Rozbryzgane wnętrzności zwisały z żyrandola, a podłoga przypominała maziste bajoro zaraz po świniobiciu.

- W tym domu brakuje kobiecej ręki – w swoim stylu błysnął Dupo'nt

- No wiesz... Panie „Detektywie”... Mógłbyś być bardziej delikatny – udając wrażliwego odparł McCallahan – Mógłbyś wykazać się odrobiną taktu w obecności damy...

Dopiero teraz Dupo'nt zauważył kobiecą dłoń spoczywającą na oparciu stojącego tyłem fotela. Jego ciekawość szybko została zaspokojona, kiedy fotel powoli się obrócił, ukazując rudowłosą kobietę około trzydziestki. Absurdalnie zgrabne nogi odsłonięte przez nieskromną kreację stanowiły wybuchową mieszankę seksapilu, w połączeniu z oszałamiająco wyrazistymi zielonymi oczami i kształtnymi ramionami, zarysowanymi lekko prześwitującą białą bluzką.

Dupo'nt stał dłuższą chwilę jak tępy kogut na klepisku, zapominając języka w gębie.

- „Jestem Twoja...” – powiedziała patrząc mu beznamiętnie w oczy

- Yyyyy... - wybełkotał dławiąc się własnym zmieszaniem

- Jestem Tvojah... - powtórzyła – Marina Tvojah – doprecyzowała z wyczuwalnym wschodnim akcentem

- Nazywam się Dup... Dup... Dup...

- Dupo'nt...! - wrzasnął McCallahan, chcąc ocucić gapiącego się na Marinę jąkałę - Ściślej rzecz biorąc... Detektyw Dupo'nt

- Miło mi... – wypowiedziała bez wyrazu – Jeśli w takiej sytuacji w ogóle może być miło...

- Bardzo mi przykro z powodu okoliczności w jakich się widzimy – zatroskał się Dupo'nt – Na pewno jest Pani w szoku, ...ale mimo wszystko muszę zadać kilka pytań

- Dziękuję za troskę, ale nie trzeba – nie zdradzając emocji odparła Marina – Pracowałam w Moskiewskich delikatesach...

- Rozumiem... - przytaknął Dupo'nt – Dawno Pani wyemigrowała?

- Dwa lata temu... Musiałam, ponieważ... - zająknęła się nerwowo sięgając po torebkę - Nie sądzę, aby to miało związek z tą sprawą...

Detektyw starał się zachować resztki profesjonalizmu. Nie było to łatwe... Coś łaskotało go w żołądku jak koci język. No tak... Ostatnio czuł się tak niezręcznie tej pamiętnej nocy w jego biurze, kiedy zastał pewną młodą wdowę szukającą pocieszenia...

Na myśl o tych wspomnieniach zapragnął sięgnąć po płaski metalowy przedmiot, cierpliwie wyczekujący w wewnętrznej kieszeni marynarki. Kiedy obserwował puszyste włosy opadające na twarz Mariny szperającej w torebce, czuł się jak niedźwiedź w księgarni, z wypisanym na czole słowem „świntuch”.

Z zamyślenia wyrwało go pstryknięcie metalowej zapalniczki w dłoni Mariny.

- „Możemy kopulować...” – usłyszał

- Żeeee... Co...? - wybełkotał przez nos

- Powiedziałam, że możemy kontynuować... Jak na detektywa jest pan mało uważny

Dupo'nt przełknął pigułkę wstydu, jak rowerzysta muchę. Postanowił szybko wziąć się w garść. Jego wzrok przykuła zapalniczka.

- Ładny wzór... Mogę obejrzeć? - zapytał

- Wolałabym nie... - odpowiedziała oschle i jednym ruchem schowała zapalniczkę do skórzanej torebki od Castrucciego – To prezent od... Od przyjaciela...

- No dobrze... przejdźmy do sedna... - urwał Dupo'nt – Jak się Pani tu wczoraj znalazła?

- Byłam umówiona na odebranie pieska

- Pieska...? - powtórzył jak papuga – Jakiej rasy był ten...

- Zaoszczędzę twój czas Dupo'nt – wtrącił się McCallahan ocierając czoło mokrą chustką – Pani Marina znalazła ogłoszenie o odnalezionym piesku, który pasował do opisu jej zguby. Nie była świadkiem tego, co się tu stało. Zastała ten burdel... - żachnął się McCallahan zerkając na kobietę - To znaczy... Zastała ten ...„bałagan” i od razu wezwała policję

- Czy spotkała Pani kogoś w domu? A może po drodze, w okolicy? - kontynuował Dupo'nt

- Nie... - odparła bez zastanowienia – Drzwi były otwarte, a w środku, ani żywej duszy, ani mojego pieska...

Wyglądało na to, że dalsze przesłuchanie wydaje się bezcelowe. Przynajmniej na razie...

Po zapisaniu adresu Mariny Tvoyah, Dupo'nt pożegnał się i nie bez żalu zostawił ją ze spoconym McCallahanem w mieszkaniu. Nie zamierzał tracić czasu. Teraz należało przewertować policyjne akta w poszukiwaniu podobnych zbrodni. Po tym co zobaczył w mieszkaniu na Sześćdziesiątej Ósmej ulicy wiedział, że szykuje się niezła kabała. Stary pies wyczuł trop...

Kiedy Dupo'nt sięgnął do wewnętrznej kieszeni, zerwał się nagły wiatr, szarpiąc poły jego marynarki. Po upalnym przedpołudniu szybko zbierało się na burzę. Słoneczne niebo zastąpiła szara, bezkształtna powłoka chmur. Detektyw klął pod nosem próbując okiełznać rozchełstaną odzież. Kiedy w końcu wydobył płaski metalowy przedmiot, poczuł wiatr we włosach. Widział jak jego kapelusz zerwany podmuchem, toczy się jak cygańskie hula-hop w kierunku wysokiego dębu, a potem odfruwa i zawisa na gałęzi, jak na sklepowym wieszaku.

Kiedy stanął na palcach i sięgnął ręką po swoją własność, ku jego zdumieniu drzewo przemówiło...

- Senior... Proszę się nie bać, Senior... To Tylko Ja... Miguel... Stajenny u Gonzaleza... Z wypożyczalni słoni...

- Chłopcze...! Co robisz w dziupli...!? - krzyknął zbity z tropu Detektyw

- Proszę nie krzyczeć Senior...

- Ukrywasz się...? Ktoś cię szuka...? - schodząc z tonu zapytał Dupo'nt

- Nie Senior... Dziadek Huan wygonił mnie z domu, bo nie domyłem jego ulubionego słonia... Nie mam gdzie spać Senior... Schowałem się w dziupli dużego dębu Senior... Ale mieszkał tu wiewiór... Grande wiewiór...! Walczył z Miguelem... ale Miguel wygrał, Senior... Miguel jest silny od pracy w stajni...

- Jak Ci pomóc chłopcze...? - zatroskał się Dupo'nt

- Miguelowi tu dobrze, Senior... Tylko boi się, że wróci Grande wiewiór, z innymi wiewiórami... Ale jest coś jeszcze, Senior...

- Rozumiem... Ile potrzebujesz synu? - sięgnął do kieszeni

- Nie, Senior... Miguel nie chce dolares... Zaoszczędził na jedzenie dorabiając jako ośli fryzjer... Ale ma informację, Senior... Wczoraj Miguel słyszał z dziupli rozmowę dwóch Seniores... Szukali hacjendy numeros piętnaście, Senior... Mieli złe zamiary, Senior... Rozmawali Italiani i palili cytrynowe tabacos... Miguel nie zna Italiani, Senior... Jest za biedny, żeby chodzić do szkoły...

- Cytrynowe cygaro...? - wyszeptał Dupo'nt zaciskając zęby i natychmiast ruszył przed siebie

Na odchodne wrzucił srebrną dwu dolarówkę do dziupli.

- Auuuu... - jęknęła dziupla - Gracias Senior...

 

***

 

Krople deszczu szybko wzbierały na intensywności. Frywolny wiatr nie dawał za wygraną. Przytrzymując ręką kapelusz, Dupo'nt szybkim krokiem skierował się kilka przecznic dalej, do centrum Dzielnicy Tapeciarzy. Jednym ruchem ręki trzymającej płaski metalowy przedmiot zatrzymał walczącą z wiatrem rikszę zdenerwowanego Nepalczyka.

Siedząc w pojeździe zmierzającym w obranym celu, starał się ignorować wiązanki przekleństw płynące z ust przemoczonego kierowcy. Wiedział, że nie może zwlekać. Trop, który otrzymał od młodego pomywacza słoni, Miguela Gonzaleza otworzył starą furtkę do śmierdzącego podwórka zakamarków służbowej pamięci sięgającej czasów pracy w policji. Pogrążony w otchłani myśli o nierozwiązanej sprawie sprzed lat, zmarszczył brwi. Jego plecy przeszedł łechcący zmysły dreszcz. Niemrawy rekin, poczuł świeżą krew, w dawno nieczyszczonym basenie...

 

***

 

Dupo'nt odprawił rikszę u podnóża błotnistego wzgórza na obrzeżach miasta. Dalej musiał iść pieszo. Strome podejście rozmiękło po deszczu. Nogawki jego spodni brodziły w gliniastej mazi, kiedy wpatrując się w strzelisty budynek układał w głowie plan przesłuchania.

Przemoczony jak skarpeta wędkarza, dotarł pod bramę z wykutym w żelazie szyldem „Azyl Popaprańców”. Nacisnął zardzewiały przycisk. Jazgotliwy dźwięk dzwonka ukuł go w uszy. Mijając próg wolno uchylającej się bramy czuł się jak szczur wślizgujący do rury odkurzacza. Nie było odwrotu... Splunął za siebie i ruszył w kierunku budynku.

Czekając w sali odwiedzin bił się z myślami. Obawiał się tego spotkania, ale wiedział, że za wszelką cenę musi się czegoś dowiedzieć. Choćby ryzykując spokojny sen tej nocy...

Chciał zetrzeć z pamięci twarz Mariny Tvoyah i mniej przyjemny obraz drwiącej, tłustej i spoconej gęby McCallahana. Nigdy się nie lubili i przy każdej okazji obrzucali się upierdliwościami, jak małpy łajnem. Dobrze, że tłuścioch nie pokwapił się, żeby zapytać kto wynajął Dupo'nta. Detektyw musiałby wtedy uszyć na poczekaniu wiarygodną bajkę. Nie mógł przecież się przyznać, że był spłukany jak płotka i przyjął anonimowe zlecenie z podejrzanym czekiem w szarej kopercie. Jakby tego było mało, cynk od bezdomnego chłopca, na dobre napędził mu pietra. Dupo'nt dobrze wiedział, że włoskojęzyczni przechodnie palący cytrynowe cygara w pobliżu miejsca zbrodni nie spadają z drzewa jak kasztany w Jom Kippur...

Trzask stalowych krat uciął rozmyślania Dupo'nta, Z korytarza wyłoniło się dwóch nabzdyczonych klawiszy, ciasno trzymających wprowadzanego więźnia. Mężczyzna wielkiej postury miał ręce i nogi zakute w łańcuch. Pochyloną głowę zakrywał parciany worek oznaczony czerwonymi literami PWN, czyli „Psychopaci... Wykolejeńcy... Niewierzący...”

Strażnicy bezceremonialnie usadzili spętaną postać naprzeciw Dupo'nta. W ciszę pustej poczekalni coraz mocniej wdzierał się szum ulewy bijącej o szyby zakratowanych okien. Jeden z klawiszy szybkim ruchem ściągnął wór z głowy olbrzyma. Nagle błysnęło. Huk pioruna poniósł się nad wzgórzem...

- No plose plose. Witamy w naszej wariatowni – wyseplenił przestępca

- Cześć Freddie... - westchnął Dupo'nt

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Gromoptak 2 miesiące temu
    Zajebisty tekst 💖 w klimacie "Nagiej broni". Czekam na kolejne części 💪🏻
  • Szpilka 2 miesiące temu
    Hmmm, zastanawia mnie apostrof we francusko brzmiącym nazwisku - Dupont, według reguł deklinacji nazwisk obcojęzycznych apostrof stawiamy w dopełniaczu, celowniku i bierniku, a nazwisko Dupont w ogóle nie potrzebuje apostrofu ¬‿¬
  • ZatrutePióro 2 miesiące temu
    Dziękuję za wyczerpującą wykładnię! Doceniam zaangażowanie:) Nazwisko bohatera celowo zawiera apostrof w tym miejscu. Jest to zabieg mający sugerować wymowę nazwiska fonetycznie kojarzącą się z "tylną częścią"
    ciała.
  • Szpilka 2 miesiące temu
    Aha, tylko to się czyta - düpą, a nie dupą, podobne jaja były z pewnym profilem, który się nazwał du Paris i niemal wszyscy złośliwie zwracali się per dupa ¬‿¬
  • ZatrutePióro 2 miesiące temu
    Dokładnie o to chodziło! "Düpą"
  • Szpilka 2 miesiące temu
    ZatrutePióro

    Może tak być, bo większość nie umie czytać po francusku i przeczyta - dupą, nawet w znanym dowcipie o francuskich imionach jest nieścisłość:

    Trzech studentów przyjechało do Paryża, nazywali się Gustaw, Luiz i Hubert i zamierzali przedstawiać się z francuska, Gustaw ogłosił, że od teraz jest Gui, Luiz - Lui, a Hubert powiedział, że on zostaje przy polskim imieniu, bo jego wychodziło - Hui ¬‿¬
  • ZatrutePióro 2 miesiące temu
    Nie można powiedzieć, że odnalazł swoje miejsce na ziemi...Niefart...
  • ZatrutePióro 2 miesiące temu
    Jest to element kreacyjny, żartobliwy:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania