Diphylleia grayi

z dzisiejszych przemyśleń: słowo szkielet nie powinno

być, przynajmniej w moim mniemaniu,

tym samym, co kościec.

 

wręcz konieczne jest rozgraniczenie:

na słowo oznaczające to, co porozkładowe,

pozostałości, artefakty istoty

— i wspomniany kościec, który ma każdy z nas

i bez którego byłby — dosłownie — mięczakiem,

kupą bebesząt i mięsiwa, rozdeptanym kotletem.

 

szkielet — to personifikacja zdechu. tańcująca.

coś, co krzyczy, bezgłośnie, pod ziemią,

smutno-radosna postać przeżuta i wydalona

przez masakrator. zwierzątko wyklute

w szatkownicy.

 

kolejne myśliwo, z godzin przedpołudniowych:

mam w sobie szkielet rośliny.

zastanawiam się, jakiej.

 

może to salsefia, inaczej: kozibród porolistny,

wężymord czarny korzeń

(zabawne nazwy, jakby kryły się pod nimi

patolskie i toksyczne diabłorosty, uprawiane

na dnie piekła przez lucyferów-ogrodników),

parasolnik, albo nieco schwaściałe zioło

o rozłożystych, porośniętych kolcami liściach

(ususzysz jeden, zrobisz skręta

- i poczujesz jak wnikam, rozchodzę się w tobie

niczym strzępki papieru wrzucone do strumyka)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Wrotycz 27.04.2021
    Sympatyczny wiersz : )
    A poza tym dostarczył sporej wiedzy, w tym o tytułowej roślince.
    5!
  • Florian Konrad 27.04.2021
    Dziękuję serdecznie i sympatycznie !!!!!!!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania