Dni i noce, część 1

Wszystko znikło i nie ma już nic. Można byłoby usiąść na środku pola i zasnąć. Ta cisza już nie przeminie. Lód nie stopnieje. A ogień nie wskrzesi się. Wiatr nie ustąpi. A niebo nie rozchyli się. Nie poda Ci skrzydeł. Cisza, a w niej tylko twarz dziewczyny roniącej rzewne łzy.

 

*

Bo to nie było snem. Błądzę w miejscach, w których cię już nie ma. Mimo to, wciąż jesteś. Czuję twój dotyk. Twój delikatny dotyk i tęsknię za tym, choć wszystko jest już stracone. Jest czarne, brzydkie, pochmurne. Wciąż pada. Cały czas pada deszcz z oczu mych. Ulewny deszcz a w nim Ty.

 

¹

Opowiedziałam Ci - jak minęły mi -

zeszłoroczne dożynki;

Wspominałam słoneczników kastę, zbóż pełne wazony i mój uśmiech tak zmęczony;

Mówiłam o ciągnikach cudnie ozdobionych, o wiankach wpiętych we włosy, o sukniach długich, białych i ludowych;

Oznajmiając zaproszenie na tegoroczne świętowanie;

Miałam w głowie nasze ponowne spotkanie;

Kręciłeś głową na znak, że się zgadzasz;

Podając swoj numer, bym zapamiętała i o tym wielkim wydarzeniu Ci przypomniała;

 

²

Głęboko wpatrywałam się w twoje ciepłe spojrzenie. Byłeś tak cudowny i było mi jak w niebie. Czułam twoje ciepło. Zapamiętywałam każde twoje słowo. Byłeś jak narkotyk. Pragnęłam widzieć cię na okrągło. Rysować na twojej twarzy palcami twoje rysy. Dotykać cię tam - w polu przenicy. Czuć twój żniwny zapach piekła. Gorąc na policzkach przykrywała tęcza.

 

³

- Halo, skąd wracasz? - nie wytrzymałam, zadzwoniłam.

- ...- odpowiedź dotarła do mnie tak głęboko, tak jak głębokie jest morze. Zaproponowałeś spotkanie. Teraz, już, dzisiaj, za chwilę. Natychmiast!

Upał. Mimo, że księżyc na niebie. Daje coś znać, lecz ja nie wiem. Może nie powinnam, może zapaść pod kołdrą się powinnam. Może jak normalna, młoda dziewczyna spać już winnam. Lecz chciałam tam iść, mimo że nie powinnam.

 

Wyglądałam przez liście zielonego pola;

W tle palił się księżyc, a gdzieś w oddali leżała słoma;

Z boku twoje auto, a w nim byłeś Ty;

I wtem otworzyłeś delikatnie mi drzwi;

Zdziwienie moje nie małe, nie trwałe;

Uśmiech sam narysował się, zmęczone spojrzenia spotkały się;

Co było dalej - tego nie pamiętam;

Wstrząsnąłeś mną, z miłości serce klęka;

Pamiętam nasz powrót, niektóre pytania;

"Masz mi coś do powiedzenia?" kochana;

Wtedy nastała cisza, jakby sama wiedziała;

No, że ja zawstydzona mam coś do dodania;

Chyba rumieniec zakwitł na moich policzkach;

Zakazana miłość zakwitła w doniczkach;

Ja, zakochana w Tobie bez pamięci, bez wstydu;

Rozkładasz ręce, pełen podziwu;

"Jak ja starszy o kilka dni i kilka nocy od ojca twojego, mogłem namieszać Ci w głowie młoda kobieto?";

 

*

Bo to nie było snem. Błądzę w miejscach, w których cię już nie ma. Mimo to, wciąż jesteś. I pamiętam nasze każde spotkanie. Nasz nieuchwytny romans, słowa, morale. Nie chcę zrozumieć tego, że tak nie można. Ja kocham cię, chcę za tobą podążać. I dotykać twojej twarzy, dłoni. Płaczę, bo jestem teraz w niewoli. Nie mogę cię już zobaczyć, mam zakaz. Tęsknię za tobą, chcę cię i to jest nakaz. Nigdy nie pogodzę się z tym, że nas już nie ma. Błagam otwórz raz jeszcze te drzwi, znajdź mnie, rozbierz do naga.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania