Dni pełne miłości: 15. Pomidor

-Aomine, gdzie mój burger?!- krzyknął z kuchni z głową wetkniętą do lodówki. W środku jednak znalazł wyłącznie warzywa, których widok przyprawiał go o mdłości, trzy kartony soku i ostatni kawałek pizzy z wczoraj.

 

-Skąd mam wiedzieć? Ja go nie wziąłem!- krzyk jego przybranego brata rozniósł się po domu znacznie głośniej niż jego.

 

-Nie kłam! Zawsze wpierdzielasz mi żarcie! Odkupujesz go teraz!- wrzasnął, zatrzaskując stalowe drzwi. Nikt nie ma prawa tykać jego jedzenia, nikt. Opuścił kuchnię i wdrapał się po schodach. Z pokoju Daikiego słyszał ciche brzdąkanie gitary, którą dostał rok temu na urodziny. Otworzył drzwi z rozmachem i zamarł na chwilę.

 

-Mówiłem, że go nie zjadłem.- westchnął przewracając w dłoni telefon. Obok niego na łóżku siedziało drobne, czerwone "coś" z gitarą w dłoniach. Wpatrywał się w niego wielkimi, czerwonymi oczami i uniesionymi ze zdziwienia brwiami.

 

-Nie mam teraz ochoty się z tobą użerać. Jazda po burgera.- wysyczał odwracając od niego wzrok.

 

-Nigdzie nie idę. Mam gościa, jakbyś nie zauważył.- syknął wlepiając wzrok w ekran komórki.

 

-Aomine, za pół godziny przyjeżdża ojciec i wierz lub nie, nie mam ochoty na wspólną WEGETARIAŃSKĄ kolacje. Więc albo pójdziesz teraz z własnej woli, albo wywalę cię przez okno.- głodny robił się bardzo agresywny, a jego braciszek zawsze o tym zapominał.

 

-Więc idź sam...- burknął tylko, a dziwny chłopak zaczął ponownie brzdąkać jakiś wolny kawałek, którego Murasakibara nie znał.

 

-Dopiero co wróciłem do domu.- zacisnął pięści. Jaka ta piosenka była drażniąca, nie znosił depresyjnych emo.

 

-A ja nie wyjdę i nie zostawię gościa.- wskazał dłonią na czerwonowłosego, który nie zwracając na niego uwagi grał dalej.

 

-Twój gość wyraźnie ma cię w dupie...- prychnął wychodząc. Spojrzał jeszcze na "coś". Czerwone oczy otaczał wianuszek doskonałych, czarnych rzęs, które znacznie odwracały uwagę od szarego garnituru, który miał na sobie. Może gdyby nie ten dziwny ubiór byłby całkiem uroczy.

 

Zbiegł po schodach, by znowu zatopić się w czeluściach lodówki, w nadziei na cokolwiek z mięsem, ale ostatecznie zadowolił się pizzą, którą szybko podgrzał w mikrofali. Choć sztywna i nieco przesiąknięta zapachami lodówki, była o niebo lepsza niż gotowane warzywa bez smaku. Zaparzył kawę i usiadł zadowolony w salonie, rozkładając się wygodnie. Włączył telewizor, akurat leciał jakiś program muzyczny, więc przełączył na National Geographic. Film o małpach przypomniał mi na chwilę o Aomine, ale starając się zachować spokój, wrócił do kanału muzycznego.

 

-Um... Przepraszam...- o gdyby anioły mówiły, miałyby taki właśnie głos. Westchnął i z wiarą, że w drzwiach stoi jakaś piękna niewiasta odwrócił się. Chwila rozczarowania była bardzo bolesna, bowiem w drzwiach stało "coś", czyli znajomy Aomine i patrzył na niego w oczekiwaniu.

 

-Coś się stało?- zapytał, zastanawiając się czy głos mi się śnił, czy jednak on może tak mówić.

 

-Mógłbyś mi wskazać szafkę ze szklankami?- zapytał z dziwnym zakłopotaniem na twarzy. Aniołek w pieluszce jest dziwny, ale aniołek w garniturze jest co najmniej komiczny, zwłaszcza z takimi czerwonymi włosami.

 

-Na lewo od lodówki, na górze.- odparł wpatrując się w niego.

 

-Dziękuję.- ukłonił się lekko i zniknął za winklem. Wstał powoli i wyjrzał do kuchni.

 

Małe "coś" stając na palcach próbowało sięgnąć szklanek na najwyższej półce. Wyciągał rękę najwyżej jak mógł, przez co z drugiej strony koszula odrobinę się podciągała. Uśmiechnął się na ten widok, bo chłopak zabawnie się prezentował w tej pozycji.

 

Zrezygnowany stanął normalnie patrząc w górę. Rozejrzał się po podłodze, jakby szukając pomocy swoich siedmiu małych krasnoludków i warknął pod nosem. Chrząknął. Spojrzał na niego i zaczerwienił się.

 

-Pomóc ci?- spytał jak idiota. To chyba dość oczywista rzecz.

 

-Proszę...- przygryzł wargę, lekko kiwając głową.

 

Sięgnął po jedną szklankę. Wyciągnął rękę po nią, ale zamiast mu ją wręczyć, wyjął drugą ręką sok z lodówki.

 

-Może być pomarańczowy?- spojrzał na czerwone włosy. Patrząc na niego z dołu wydawał się delikatnym, drobnym chłopaczkiem. Skinął głową. Podał mu już pełną szklankę i schował karton.

 

-Może wyciągniesz tego debila z domu?- oparł się o blat patrząc na niego.

 

-Sam nie możesz tego zrobić?- spojrzenie miał tak powalające, że zaczął widzieć ponurą aurę wokół niego. Wziął łyk ze szklanki.

 

-Jak zauważyłeś nie mamy zbyt dobrego kontaktu.- burknął.

 

-Zauważyłem, ale nie będę robić nic wbrew jego woli.- oparł się obok niego, choć wciąż wydawał się sztywny.

 

-Właściwie jak masz na imię? Widzę cię nie pierwszy raz, ale nigdy nie pytałem.- skrzyżował ramiona na piersi przechylając głowę w bok.

 

Spojrzał na mnie jak na przygłupa.

 

-Akashi Seijuuro.- przechylił się tak jak Atsushi. Wyraźnie powinno mu to coś mówić, ale sklejenie wątków bez dawki fast food w jego diecie, zatrzymało procesy myślowe.

 

-Okej.- wzruszył ramionami. Parsknął krótko.

 

-Rozumiem, że mnie nie pamiętasz.- uśmiechnął się krótko i wyminął Atsushiego, by po chwili zniknąć na schodach.

 

Zamyślił się na chwilę. Nie pamiętał za bardzo żadnego takiego chłopaka, a miał ich nie mało. Z reguły były to albo pustaki, albo typowi inteligenci ze szkoły. Raz był tylko poważnie zakochany. On nie wydawał się być znajomy. Przerażający, nieco inny niż znajomi z jego klasy, który wiecznie darli się i gadali o kolejnych meczach.

 

Wrócił do salonu. Poskakał trochę po kanałach, ale nic go nie zainteresowało. Wygrzebał z kieszeni jeansów pendrive i podłączył go do kina domowego. Przejrzał jego zawartość i ostatecznie włączył jakiś horror.

 

Westchnął znudzony. Hektolitry krwi bryzgającej wszędzie, gdzie popadnie; przygłupy, które szukają mordercy zamiast uciekać. Miał dość...

 

Spojrzał za okno. Powoli robiło się ciemno. A ojca oczywiście nie było w domu. Znowu został po godzinach w firmie. Wyłączył telewizor. Jeść! Był głodny! Poczochrał włosy, wlekąc się powoli na piętro. Burczenie w brzuchu było złe. Wszedł do pokoju. Telefon leżący na szafce migotał.

 

Od: Kise

 

Wpadnę po 20. Jedziemy do Ciebie całą paczką :)

 

Jęknął. Znowu zwalą mu się na głowę ci idioci... Oby był Himuro. Jedna normalna osoba, w tym chorym towarzystwie.

 

Wziął szybki prysznic. Założył jakieś czarne spodnie i podkoszulek. Włączył tylko laptopa, na którym od razu wyświetliła się strona facebooka. Przejrzał znudzony nowości. Wiadomości od Kise. Wiadomości od nauczycieli... Jak dobrze być w radzie szkoły. To takie kłopotliwe. Wiadomości od Himuro. Szybko odpisał na każdą po kolei. Wysłał nauczycielce plany dni otwartych tego roku i odchylił się na krześle. Okazało się to złym pomysłem, bo w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi, a on runąłem jak długi.

 

-Przeszkodziłem w czymś?- uśmiech Himuro mówił wystarczająco dużo. Spojrzał na niego podnosząc się.

 

-Tak, nikt mnie nie kocha, więc rzuciłem się na podłogę.

 

-Wstawaj głupku. Chłopaki zaraz przyjdą. Kise zapowiedział się w towarzystwie skrzynki piwa...- westchnął pomagając mu wstać. Stanął prosto spoglądając na jego przydługie, czarne włosy.

 

-Czemu mnie to nie dziwi...

 

Usiedli obok siebie na łóżku. Himuro wciąż się uśmiechał. Ich cichą rozmowę "o pogodzie", przerwało jednak wtargnięcie ich trzech kumpli. Pierwszy z nich targał ze sobą wielką skrzynkę piwa, a dwóch za nim "wspierało go" okrzykami radości.

 

-Musimy to wypić. Skoro twojego tatuśka nie ma w domu!- krzyknął Kise machając z zadowoleniem głową w stronę jego łóżka, przy którym spoczęła skrzynka.

 

-Skąd wiesz, że go nie ma?- spróbował unieść jedną brew, ale wyszło to raczej nie ciekawie, bo Himuro zachichotał.

 

-Nie ma auta na podjeździe.- wyszczerzył się blondyn.

 

***

 

Godzinę później Kise spał pijany na kolanach Himuro, Kagami i Reo siedzieli przy półce z płytami, a on ze znudzeniem i bólem serca patrzył jak przewracają jego poukładane alfabetycznie albumy, popijając przy tym piwo.

 

-Zjadłbym coś...- westchnął Kagami przyglądając się okładce "Human" Three Days Grace.

 

-Ja też...- Atsushi odstawił butelkę na stolik.- Chyba zamówię pizze.

 

-O tak! Świetny pomysł!- krzyknął z entuzjazmem chłopak.

 

-Może lepiej coś zrobić? Wiem, że masz pełną lodówkę.- Himuro pogłaskał Kise po włosach z typowym dla niego uśmiechem.

 

-Warzywa. Tam są same warzywa, i owoce.- burknął obrażony. Nie znosił warzyw, ani owoców. W żadnej postaci, chyba że jest to ketchup, albo sok.

 

-Na noc nie powinno się jeść ciężkich potraw.- zauważył unosząc palec, jakby wygłaszał jakąś ważna teze.

 

-Dobra... Idę...- westchnął Murasakibara i opuścił pokój. Wzdychając ciężko zszedł po schodach do kuchni. Otworzył lodówkę i zamyślił się głęboko. Nienawidził warzyw. Co więcej? Nie umiał zrobić z użyciem warzyw nic prócz pizzy, hotdoga czy hamburgera... A wegetariańska wersja tego żarcia jakoś specjalnie go nie przyciągała... Jeeeść...

 

-Dobrze się bawicie?- o aniele...

 

-Co tu robisz?- spojrzał na zegarek. Dochodziła północ, a "coś" stało w drzwiach patrząc na niego wielkimi, błyszczącymi w półmroku oczami.

 

-Siedzę nadal z twoim bratem i pewnie nie zauważyłeś przez muzykę w twoim pokoju, ale od pół godziny szarpię struny.- uśmiechnął się delikatnie patrząc na niego jakby z pobłażaniem.

 

-Eeem... Mogłem przeoczyć.- mruknął i ponownie zajrzał do lodówki.

 

-Pokrój warzywa w słupki grubości palca, zrób do tego sos tysiąca wysp. Na przekąskę powinno wystarczyć.- rzucił. Atsushi wyjrzał zza drzwiczek lodówki.

 

-Dzięki.- burknął wysuwając kolejno szuflady w poszukiwaniu uwielbionych przez Reo marchewek.

 

-Proszę bardzo. A to dla Ciebie.- coś zaszurało. Wyjrzał ponownie. Na stole stała papierowa torba. Poczuł nagle znajomy zapach.

 

-Hamburger?- wszędzie poznał by zapach fast fooda. Wszędzie. Nawet w najgłębszych ściekach, zasypanych wysypiskiem śmieci, w gigantycznej kociej kuwecie. WSZĘDZIE.

 

-Wybacz za to, że pozwoliłem Aomine go zjeść.- uroczy uśmiech przyozdobił jego buzię.

 

Pomimo procentów krążących w moich żyłach przypomniał sobie. Przypomniał sobie chłopca z sąsiedztwa o czerwonych jak pomidory włosach i okrągłej, rumianej twarzy. Spojrzał na niego. Nie wyglądał jak on, ale przecież tak go nazywał. Pomidorek. Zawsze się o to wściekał i rzucał czym popadnie, kilka razy rzucił w niego talerzem, gdy z rodzicami byli u nich na obiedzie, ale teraz nie wyglądał na Pomidorka.

 

-Aka-chin... Pomidorek.- zaśmiał się opierając czoło o drzwiczki. Był idiotą. Miał na głowie pół szkoły, był w stanie zapamiętać listy wszystkich klas w szkole, a nie pamiętał małego owocka z dzieciństwa.

 

-To ja.- zrobił krok w tył i odwrócił się zgrabnie na pięcie.

 

-Czemu masz jedno oko inne?- spytał unosząc głowę. Zatrzymał się.

 

-W podstawówce Pomidorek był nawet zabawny, ale później przysparzał już tylko problemów. Mały wypadek.- wyjaśnił krótko. Zamknął lodówkę. Wszystkie warzywa leżały już na blacie.

 

-Taki wypadek, że zmieniło kolor? Były bardzo ładne...- wyjął nóż z szuflady i położył obok warzyw, które chwilę później wrzucił do zlewu.

 

-Były ładne... Dzieci są okropne.- zachichotał. Murasakibara zawisł nad zlewem, trawiąc tę informację.

 

-Dokuczali ci?- odkręcił wodę i wziął się za przemywanie marchewek.

 

-Można tak powiedzieć. Ale wiesz... Jeden chłopak mi pomógł.- przyłożył palec do podbródka udając zastanowienie. Westchnął, a on zaśmiał się.

 

-Powiedział mi, że wyglądam jak mały król.- powiedział i zniknął.

 

-Kurwa...- zaklął. Z palca poleciała krew, marchewka natomiast nie ucierpiała. Spojrzał na nóż.

 

***

 

Gdy obudził się następnego dnia rano, bolała go głowa. Leżąc w swoim łóżku rozejrzał się po pokoju, po czym wbił wzrok w sufit starając się ogarnąć co się wczoraj właściwie wydarzyło.

 

Po kilku minutach takiego rozmyślania doszedł do wniosku, że "coś" odwiedziało jego dom regularnie i podczas każdej wizyty migało mu gdzieś na korytarzu. Raz czy dwa nawet próbowało do niego zagadać, ale był zbyt zajęty żeby to zauważyć.

 

-Mendo!- zasłonił uszy. Jego brat wpadła do pokoju, prawdopodobnie kopnięciem otwierając drzwi.

 

-Czego?- jęknął Atsushi. Spojrzał na niego z największym mordem na jaki go było stać w obecnym położeniu, ale ten gówniarz jedynie zaśmiał się podchodząc do niego.

 

-Co żeś wczoraj robił z Akashim?- zapytał. Jego uśmieszek dotąd dziecinny przybrał perwersyjny odcień. Zmarszczył brwi.

 

-Kroiłem marchewkę?- nie wiedział czemu zapytał o to jakby sam nie był pewien... Bo w sumie... Nie był pewien czy go zatrzymał na tych schodach, czy to tylko sen...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania