Dni pełne miłości: 18. Lost on you

Raz, dwa, trzy... Lewa, prawa, lewa... Wdech, wydech, wdech...

 

Śnieg sypał niemiłosiernie, gdy przemierzał wolno chodnik zasypany śniegiem, który skrywał pod swoją powierzchni oblodzone płyty. Tłumy ludzi kręciły się wokół niego w pośpiechu biegając od sklepu do sklepu w poszukiwaniu świątecznych prezentów. Dzieciaki krzyczały jakie chcą dostać zabawki, kobiety chichotały miedzy sobą wybierając drobiazgi dla rodziny, a mężczyźni siedzieli na ławka, załamani obserwując jak ich żony czy kochanki buszują po sklepach.

 

Grupka roześmianych chłopaków z jego szkoły stała nieopodal głośno rozmawiając o wyborze prezentów, ale on skierował się w przeciwną stronę do sklepu z odzieżą.

 

Gdy wybierał z zapałem szal dla matki, ktoś szturchnął go w plecy. Odwrócił się lekko i uśmiechnął szeroko dostrzegając swojego przyjaciela. Niebieskowłosy wyszczerzył się do niego szeroko.

 

-Cześć Kagami!- Aomine powitał go klepnięciem w plecy. Czerwonowłosy uśmiechnął się na ten gest.

 

-Cześć Daiki.- odparł buszując między wieszakami. Aomine zaśmiał się głośno i pomachał do stojącego w oddali chłopaka.

 

-Co ty tak sam? Kuroko nie chciał iść na zakupy?- zapytał drepcząc obok niego i również oglądając kolorowe koszule. Taiga odwrócił się lekko zerkając na jego chłopaka przeglądającego ubrania na dziele męskim i westchnął. Miał fioletową bluzę zupełnie taką jak On.

 

-Powiedział, że nie ma ochoty na wybierania i łażenie za mną z torbami.- odparł odkładając bluzkę. Ubranie Kise zupełnie zaburzyło jego myślenie. Dlaczego ubrał się akurat tak?

 

-Spoko. Mam jeszcze trochę do kupienia. Masz coś przeciwko jeśli się dołączymy? Kise dziś robi ze mną za wielbłąda.- zażartował i podskoczył z warknięciem, gdy wspomniany uszczypnął go w bok. Kagami uśmiechnął się do siebie na ten gest i poczuł, że sam tęskni za takimi rzeczami.

 

-Jesteś okrutny. Cześć Kagamicchi.- rzucił mu z uśmiechem na ustach. Skinął mu tylko na powitanie, wracając do ubrań dla swojej koleżanki.

 

-Co słychać tak poza tym? Nie odzywałeś się chyba z dwa tygodnie.- Aomine obrzucił go srogim ciemnym spojrzeniem. Taiga uśmiechnął się przepraszająco. Oczy Aomine były tylko trochę ciemniejsze niż Jego.

 

-Wiem. Wybacz, ale miałem kupę roboty. Mama wymyśliła sobie odmalowanie pokoi przed samymi świętami, później Kuroko był w szpitalu, bo na treningu oberwał od Hanamiyi z łokcia prosto w twarz. Ostatnio tyle krwi widziałem jak mama postanowiła sama zabić kurczaka...- wyjaśnił przewracając oczami. Opuścili sklep. Aomine oddał Kise dwie torby i złapał Kagamiego za szyję ciągnąc go do drogerii po perfumy dla Satsuki.

 

-On zawsze coś sobie zrobi. Wybaczam. Ale za karę zostajesz u mnie w Sylwestra. Mam zamiar zrobić małą imprezę. Rodzice jadą do jakiegoś hotelu, więc mamy wolną chatę. Spoko?- Aomine chwycił z półki perfumy i powąchał. Skrzywił się na ich woń i odstawił na półkę. Kagami patrzył na niego w tym czasie.

 

-Zobaczymy. Postaram się, ale nie obiecuję.- na te słowa Daiki nadął policzki, a jego luby parsknął śmiechem, domyślając się, o co chodzi jego chłopakowi.

 

-Nawet nie myśl, że będziesz siedział w domu.- fuknął Aomine. Rudy westchnął, kiwając głową. Równie dobrze mógłby iść i się rozpłakać do domu. Oczywiście, rozumiał czemu Daiki to robi, ale nie potrafił tego tak po prostu przyjąć. Nawet po roku wszystko mu o Nim przypominało.

 

Kagami nie spodziewał się, że jego przyjaciel może mieć tyle energii. Po dwóch godzinach, nie tylko Kise był obładowany, ale i on wziął od niego sporo toreb, widząc, że ten ledwie daje radę wszystko utrzymać. Aomine zaś cały w skowronkach biegał od sklepu do sklepu, wybierając prezenty dla całej rodziny. Zarówno Taiga jak i Kise byli tym co najmniej zszokowani, bo Daiki nigdy nie lubił robić zakupów. Kagami szedł za nim wciąż przyglądając się jego postawie.

 

Przez chwile, przez ułamek sekundy miał wrażenie, że widział Jego. Sprężysty krok, fioletowa bluza, czarne rurki, które tak uwielbiał i ciężkie buty. Odwrócił się do niego i posłał szeroki, ujmujący uśmiech.

 

-Chodźmy jeszcze tam!- pisnął Kise biegnąc przed siebie. Aomine warknął, ale nie powiedział nawet słowa, tylko posłusznie jak pies poszedł za nim, zmęczony już własną rundą. Rudy potrząsnął głową, jakby chciał odgonić od siebie myśli. Wszystko przez jedną, głupią bluzę.

 

Duże niebieskie oczy patrzyły prosto na niego. Gdzieś w nich skrzyły się wesołe iskierki, a czarne włosy otaczały przystojną bladą twarz. Uśmiechnął się do niego.

 

Jęknął, gdy ktoś uderzył go w ramię, kiedy przechodził przez drzwi sklepu. Wyjąkał przeprosiny i odszukał wzrokiem przyjaciela. Aomine westchnął radośnie.

 

-Wystarczy na dziś. Mam wszystko.- wyciągnął się w górę. Kagami parsknął równo z Kise.

 

-Na szczęście.- odetchnął chłopaka.

 

-Dobra. My zmykamy. Do sylwestra!- Daiki podał mu rękę i popędziła przed siebie. Kise jęknął męczeńsko, machnął do niego i ruszył za ukochanym.

 

Rudy przełknęła nerwowo ślinę. Z daleka Kise wyglądał dla niego zupełnie jak On.

 

***

 

Aomine szedł obok niego za rękę z Kise. Kagami czuł się przybity, choć wokół kłębiło się od światełek i ozdób świątecznych. W dłoniach trzymał wielki bukiet kwiatów, herbacianych róż, które zapewne przy śnieżniej pogodzie nie wytrzymają długo.

 

Przeszli kilka ulic i mijając kościół, skierowali się na cmentarz. Kagami przy samym wejściu poczuł jak wielki ciężar spada na jego plecy, mimo to twardo stąpał po chrzęszczącym śniegu.

 

-Może jednak wrócimy do domu?- zapytał Ryouta zauważając, że dłonie jego przyjaciela drżą delikatnie.

 

-Nie. Dziś rocznica.- odparł przyspieszając. Minął szybko alejkę po alejce, aż w końcu dotarł do celu. Duży, czarny nagrobek z marmuru przyozdabiał napis: Himuro Tatsuya. Dalej była data urodzenia i śmierci.

 

Pochylił się, wkładając kwiaty do wazonu. Spojrzał na zdjęcie na nagrobku.

 

-Cześć dupku. Wszystkiego najlepszego.- powiedział uśmiechając się lekko. Za sobą usłyszała jak Kise pociąga nosem.

 

Promienie słońca przyjemnie grzały jego skórę, gdy siedział przy basenie w domu Kise. Ryouta leżący obok niego sączył zimny sok przez słomkę, a on patrzył jak dwóch chłopaków walczy w wodzie. Przez chwilę myślał intensywnie, wpatrując się w jednego z nich. Śmiał się głośno, a słońce idealnie komponowało się z jego cerą.

 

Aomine potarł delikatnie nos i wyjął z torby znicz. Kise zapalił go i postawił obok grobu. Kagami podniósł oczy ku niebu, z którego powoli spadały płatki śniegu, wracając do zeszłego roku. W jego głowie pojawiła się głupia myśl. Był spóźnialski. Ta myśl była tak banalna jak na to miejsce, że aż skarcił samego siebie w głowie. Ale to prawda. Gdyby zebrał się na odwagę dzień wcześniej...

 

Najpierw myślał, że to żart. Później że to nic takiego. Dopiero po kilku minutach to do niego dotarło. Upuścił pudełko z prezentem i nawet nie pytając czy może, wszedł po schodach na piętro, a potem do Jego pokoju. Zapach Jego perfum uderzył w niego z całą mocą. Padł na łóżko, zaczynając szlochać. Aomine który pojawił się chwilę po nim, stał w drzwiach. Również zapłakany, podszedł do niego i położył się obok. Tamtej nocy spali w Jego pokoju razem.

 

Kise skinął na Aomine. Poklepał Kagamiego po plecach.

 

-Wracajmy.- powiedział. Rzucił jeszcze spojrzeniem na zdjęcie i wyszedł na chodnik.

 

Kagami stała jeszcze chwilę. Gdy odchodził od nagrobka, Aomine czekał już z chłopakiem na parkingu. Odwrócił się jeszcze do zdjęcia i powiedział, jakby był tam ktoś żywy:

 

-Ja cię kocham, a ty nie żyjesz.- po czym odszedł, zarzucając kaptur na głowę, by ukryć łzy.

 

"Hej Taiga.

 

Przepraszam. Za to co zrobiłem. Przepraszam. Ale tak będzie lepiej. Nie obwiniaj się. Powinienem był bardziej się postarać. Pokazać Ci co czuję, ale wiem, że kochasz Kuroko. Nie mam Ci tego za złe. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. Zostawiam Ci mój pierścień. W końcu już od dawna nie jesteśmy tylko braćmi.

 

Kocham Cię,

 

Tatsuya."

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania