Do pełna

Walczę… kolejny raz; Bóg wie, który już raz. Leżę na wznak – pusty, niekompletny, nieszczęśliwy. To minie – mówili, lecz jakoś nie mija. Leżę, do oporu, ja, kurwa, nie dam rady? Pod zamkniętymi powiekami kusząco dryfują cudowne cudowności, celowo utrudniając mi nic nierobienie.

Leżę, już nie na wznak, gniję na jednym boku, na drugim, łóżko zrobiło się strasznie niewygodne. Cudowności się rozmnożyły, są wszędzie, i każda inna. Do wyboru, do koloru, wystarczy opuścić barłóg.

Pękłem. Podnoszę się z trudem, wysysany przez niezdrową chcicę. Jestem jak kolos, taran, który bez trudu mógłby przejść przez ścianę, zmiatając wszystko na swojej drodze. Gdyby ktoś zobaczył mnie w nocy, pomyślałby, że olbrzymy ze strasznych baśni ożyły i kierowane instynktem, plądrują dom. Nie bójcie się, to nie olbrzymy, nie monstra, to tylko ja. Nie demoluję, nie wyrządzam krzywd, chcę tylko dostać te pierdolone cudowności. Teraz, natychmiast, i dużo!

Człapię ciężko, niczym tłusta lokomotywa, z wysiłkiem ciągnąc po schodach tonę siebie. Ale gra jest warta świeczki, prawda? W końcu jest – meta! Otwieram czeluści czarodziejskiej skrzyni – me oko głaszcze kojące światło i one – cudowne cudowności. Chyba umarłem i jestem w niebie.

Sięgam łapczywie, nie dopuszczając do siebie faktu, że to nie niebo – to piekło, podziemie pchających mnie do trumny żądz.

Eee tam, nieważne.

 

Leżę na wznak, zaspokojony, zadowolony, szczęśliwy. Wypchane do oporu wnętrze, wypełnione wszelkim dostępnym syfem. Oto jestem, w pełnej krasie i po swojemu. Na trochę wystarczy, a może nawet na dłużej? Zobaczymy.

Leżę jak pajac, sapiąc, napompowane „ja” z trudem łapie powietrze. „Ja” chce pić, lecz na „pić” nie ma już miejsca, podobnie jak na życiodajny tlen, który na chama wciska się, gdzie tylko może. Ociężały stan, lecz jakże przeze mnie uwielbiany. Czuję się tak miło przepełniony, iż mam wrażenie, że gdyby ktoś mnie teraz ukroił, wszystko wypadłoby ze środka. To nic, że prosili, kazali, doradzali, bo co z tego? Jestem za słaby, poza tym wszystko jest dla ludzi, prawda? Zresztą po co mi moc, skoro jest mi z nią źle? Owszem, miałem moc, ale szybko mnie opuściła, widocznie również stwierdziła, że to wszystko jest do dupy.

 

Noc minęła, a wraz z nią faza ważącej tonę nieważkości. Poranek jest zły, po co w ogóle się budzę? Pierdolone godziny, które przespałem, aby wstać, paskudnie żądny. Kretyn – przebimbałem cudowne cudowności!

Wciąż leżę na wznak, pocąc się coraz bardziej. Cudowności wróciły i znów mnie chcą. I ja ich chcę, lecz jak zawsze, jak głupiec, podejmuję kolejną walkę. Ale po co, przecież i tak przegram, poza tym nie chcę walczyć, nie warto. Pierdolę to!

 

Leżę na wznak, zaspokojony, zadowolony, szczęśliwy…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • maciekzolnowski 15.10.2023
    Fajny pomysł i dobrze zrealizowany, bardzo mi się... ten tego. :)
  • ZielonoMi 15.10.2023
    Zgłodniałeś? xd Dziękuję za komentarz. ;)
  • maciekzolnowski 15.10.2023
    Tak, Twój tekst mi bardzo to a bardzo podszedł.
  • ZielonoMi 15.10.2023
    Miło mi. :)
  • Dekaos Dondi 19.10.2023
    ZielonoMI↔Tekst aż płynie. Wartko niczym zburzona rzeka apetytu. Na dodatek ta nie do końca wyjaśniona tajemnica celu do spożycia. Faktycznie można zgłodnieć przy czytaniu:)↔Pozdrawiam😀:)
  • ZielonoMi 19.10.2023
    Dzięki. Pozdrawiam.
  • Where Is My Mind 5 miesięcy temu
    "Zresztą po co mi moc, skoro jest mi z nią źle?" - Czy po zresztą nie brakuje przecinka?
  • Where Is My Mind 5 miesięcy temu
    "Ale po co, przecież i tak przegram," - A to "ale" nie jest zbędne?
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Dzięki, poprawię.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania