Do pracy rodacy !

Średnio co dwa lata obserwowałem apokalipsę, w postaci nabrzmiałego brzucha własnej matki, która sprowadzała na ten świat coraz więcej Bogu winnych istot. Czasami zastanawiałem się czy każdy z moich braci i sióstr jest dziełem ojca. Nigdy się o tym nie dowiedziałem, jednak mój najmłodszy brat był do złudzenia podobny do kolegi ojca, z którym często po robocie piliśmy wódkę. Dla sprostowania, piliśmy wszyscy, dopiero kiedy skończyłem lat czternaście. Wcześniej ojciec w ramach nagrody dawał mi papierosy w podziękowaniu, za zaszczyt być pierworodnym synem, który stał się współżywicielem rodziny od siódmego roku życia.

Szkoła była nikłym wspomnieniem, spośród którego pamiętam słowa, ,,zdolny jesteś’’ ,, szkoda chłopaka’’ i inne tego typu frazesy. Jak już pisałem, byłem współżywicielem rodziny.

Po tym jak rzuciłem szkołę na rzecz pomocy ojcu, moje ręce do reszty pochłonął zapach trocin, zaś palce pożółkły od coraz większej ilości wypalanych papierosów.

Pracowałem wraz z ojcem przy wyrębach lasów, jednak na początku moja praca polegała głównie na przenoszeniu ciężkich bali.

W pewnym sensie lubiłem kiedy moje ciało było wyczerpane po wielogodzinnej pracy do tego stopnia, że zapominałem o krzykach bitej matki i wrzaskach rodzeństwa.

Lubiłem do granic możliwości przedłużać proces omdlewania. Wtedy słyszałem tylko przyjemny szum krwi uderzający w skronie, wstrzymywałem oddech po którym następowała błoga cisza. Po chwili mój stan przechodził w swoistego rodzaju majaki. Zazwyczaj to właśnie wtedy widziałem młodziutką Hankę, tzn prawie zawsze Hanię.

Po pracy często siadałem na wilgotnej trawie i czytałem wszystkie książki, które mi podarowała, kiedy po raz ostatni się widzieliśmy. Najbardziej lubiłem ,, Dziewczynę, która kochała Toma Gordona’’. Nie żeby podobała mi się sama fabuła książki, jednak lubiłem do niej wracać przez sam fakt, że czytałem ją w lesie, gdzie rozgrywała się również niepokojąca akcja powieści.

Czasami chciałem wrócić do szkoły, jednak ten pomysł odszedł w zapomnienie zaraz po tym jak pewnego majowego popołudnia zauważyłem Hanię, którą całował najbogatszy chłopak z całej okolicy. Rozwścieczony chciałem spalić w tamtym momencie wszystkie książki, które mi podarowała, ale nigdy nie potrafiłem tego zrobić przez sam sentyment. Nie mogłem jej winić za to , że zapomniała o szkolnym zauroczeniu, które z góry było skazane na porażkę, zaś od naszego pocałunku minęły już cztery lata.

Reszta czasów nastoletnich była mało istotna, z wyjątkiem mojego pierwszego razu i kilkunastu imprez w pobliskiej remizie. Nie byłem tam nigdy z kolegami, lecz jako obstawa dla dwóch sióstr.

Matka była przerażona wizją kolejnych nastoletnich ciąż swoich córek, więc wpadła na pomysł, abym był najskuteczniejszą forma antykoncepcji. Oczywiście nie zdołałem w pełni upilnować Marysi, która zaraz po Agnieszce została najmłodszą matką w historii wioski.

Na szczęście Krzysiek podołał zadaniu i po kilku złamaniach z przemieszczeniem przegrody nosowej, zgodził się wziąć ślub z moją siostrą. Był tak przerażony wizją wejścia do naszej rodziny, że chlał na umór przez siedem dni wraz z moim ojcem i Bogdanem. Tchórz. Ja musiałem wrócić od razu do roboty. W końcu ktoś musiał wyżywić matkę i dzieciaki.

Kiedy miałem siedemnaście lat ojciec znalazł dla nas fuchę kilkanaście kilometrów od domu, co oznaczało to, że oprócz pracy mogłem pójść na pierwszą w życiu imprezę bez potrzeby niańczenia wiatropylnych sióstr.

To wtedy poznałem przyszłą żonę, Dankę. Nie była zbytnio inteligenta ani ładna, jednak do porodu to nie przeszkadza. Śmiała się kiedy potrzeba i wszędzie za mną łaziła. Kochała mnie za nic, w przeciwieństwie do matki i sióstr , które chciały abym zaorał się z ojcem na śmierć. Trochę tęskniłem za bardziej ambitnymi rozmowami, którymi mogłem się dzielić wcześniej z Hanką, jednak własne echo z ust Danki też nie było takie uporczywe. W końcu miałem już siedemnaście lat. Trzeba było myśleć o ślubie i dzieciach. Matka nie akceptowała Danki bo nie dość, że brzydka to jeszcze głupia, ale chociaż nie pazerna. Dobra kobieta była.

Pamiętam, że często pożyczała mi na bilety MZK kiedy ledwo wiązałem koniec z końcem, wynajmując pokój na Starym Fordonie, zaraz po tym jak pokłóciłem się z ojcem i postanowiłem żyć na własny rachunek. Krótko później postanowiliśmy zamieszkać razem. Oczywiście nie stać nas było na własny kąt, dlatego zamieszkaliśmy zaraz po ślubie u Danki.

Po tym wydarzeniu coraz częściej zacząłem marzyć o mojej Hani i czuć większą odrazę do Danki, która w wolnych chwilach zapadała się w fotelu lub była bita przez chorego psychicznie ojca.

Kiedy postanowiłem od niej odejść dowiedziałem się, że będę miał córkę. Długo biłem się z myślami, jednak ostatecznie zapiłem się prawie na śmierć z ojcem i Krzyśkiem i postanowiłem nie stchórzyć.

Nie ma tego złego mówią. Pogodziłem się chociaż z ojcem. Nawet matka i siostry wskrzesiły więzy ze swoim synem marnotrawnym, tzn. nie z mojego wyboru.

Po narodzinach Kaliny, Danka już nawet nie była moim echem. Zamilkła na wieki. W sumie dobrze się stało bo już nie chciało mi się słuchać tych bzdur. Mój mózg do reszty wydrylował spirytus i czternastogodzinna zmiana w fabryce.

Od rozwodu uratowała mnie tylko praca za granicą, jako monter rusztowań w Norwegii. Danka miała w końcu pieniądze jak moja matka i siostry, a ja święty spokój.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zsrrknight 3 tygodnie temu
    ciekawe. Taki trochę naturalizm, choć podkolorowany, bo jednak chodzi o pracę i rozmnażanie, czyli coś, co nawet z mrówkami mamy wspólnego...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania