Do Zofii G.
Za szybą przyszło mi żyć,
a życie, nie czekając na groteskę, umyka.
Mijając domy w pamięci twardo zakotwiczone,
miejsca, w których nie tak dawno uczyłem się życia,
powróciłem.
Nic nowego za zwierciadełkiem prawdy.
Jedynie szarość codzienności oblekająca świat.
Wtedy z zniebowstąpiła jedyna światłość,
rozpraszająca czernie i marazmy.
Nie widziałem jej twarzy.
Nasze spojrzenia nigdy się nie przecięły.
Wargi nigdy się nie zetknęły.
Ręce nigdy niewinnie nie spotkały.
Nic o niej nie wiedząc, nigdy jej nie poznawszy,
czułem, że od dawna znam.
Ciepło rozlewające się, emanujące,
przepełniło mnie, zapełniło.
Zdołało na chwilę przesłonić świat,
i uciekłem, rozmarzywszy się.
A co, gdyby wtedy odwróciła choć na chwilę głowę?
Gdyby zechciała?
Gdyby wiedziała...
Ale nie zdołała.
Nie chciała...
Nie ujrzę już nigdy jej twarzy.
Spojrzenia nigdy się nie spotkają.
Wargi nigdy się nie zetkną.
A ręce nie będą co noc się obejmować.
Jedynie o tej chwili przypomina pusta, zimna szyba.
I tylko ona będzie pamiętać...
Ale czy ktoś kiedyś tu już nie stał?
Nie przeżywał, nie widział?
Widział i przeżywał.
Ale cóż z tego?
Świat dawno zasunął firany,
a ulice i chodniki dawno pogubiły się w rachubie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania