Dobro, miłość i strach zaczyna się w domu

Zaczęłam zdejmować z siebie ubrania, które przemokły już wystarczająco mocno, aby podejrzewać, że jutro będę leżała w łóżku z termometrem i gorąca herbatą.

W moim wnętrzu trwało istne trzęsienie ziemi, ja była trzęsieniem ziemi. Rodzice lada chwila mogli się dowiedzieć o najskrytszej tajemnicy. O sekrecie, który jeszcze długo nie powinien wypaść z ust obcych ludzi, a jednak ta chwila nadejdzie lada moment. Przez głowę przemknęła myśl, aby uciec i przeczekać najgorsze, ale tak się nie stanie. Lepiej mieć to już za sobą, pomyślałam i poszłam się przebrać.

Po trzydziestu minutach do domu wtargnęła starsza siostra. Spojrzała na mnie gniewnie i zaczęła:

- Okłamywałaś mnie, obiecywałaś mi, przysięgałaś na wszystko i znów mnie zawiodłaś - patrzyłam na nią z dziwnym spokojem. Nienawidziłam jej całą sobą i jeszcze bardziej odkąd zdała sobie sprawę, że nie zdobędzie zbyt szybko, a nawet wcale, jej akceptacji. Wstałam i skierowałam się do drzwi frontowych. Zamknęłam je z hukiem, usiadłam na schodach i zaczęłam histerycznie płakać. Wzywałam Boga, który chyba jej już nie chciał słuchać, może jego też zawiodłam, wszystkich zawodziłam.

Szybkimi ruchami otarłam łzy gdy zauważyła srebrnego seata rodziców zbliżającego się do domu. Wiedziałam, że to nic nie da, ponieważ i tak na twarzy zostały czerwone ślady świadczące o płaczu.

Poczułam drżenie gruntu i dźwięk wjeżdżającego samochodu. Serce chciało wyskoczyć mi z piersi, oddech nie chciał się unormować, a nogi odmawiały jakiegokolwiek posłuszeństwa. Jeszcze na domiar złego znów poczułam kłucie w okolicach serca silne, jak nigdy wcześniej. Automatycznie położyłam dłoń na klatce i odczekała parę sekund aż minie. Zamknęłam oczy i wsadziłam twarz między kolana, a rodzice jak gdyby nigdy nic przeszli obok niej. Słyszałam krzyki swojej siostry, ale nie taty, nie mamy, tylko jej.

Wstałam i szybko uchyliłam się przed otwieranymi drzwiami. Maria wybiegła z domu, wsiadła w samochód i wyjechała z podjazdu nawet na chwilę na nie zerkając na mnie.

Powolnym krokiem wkroczyłam do salonu, oparłam się o framugę drzwi i patrzyłam to na jedno, to na drugie.

- Nie chce o niej słyszeć, nie chce jej widzieć, nie chce wiedzieć, że się z nią spotykasz - podniosła głowę mama i ze łzami w oczach stawiała warunki.

- Przez ten internet tobie już się w dupie poprzewracało. Nienormalne to wszystko. Wy jesteście nienormalne - tata się wściekł i gestykulując krzyczał. Ja z kolei patrzyłam tylko na niego nawet nie ocierając płynących łez na poliku. Odczekałam chwilę i wycofała się. Szybko wybiegłam z domu, wsiadłam na rower i odjechałam.

Nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Nie chciałam wracać do domu, więc kręciłam się po pobliskim lesie, gdzie wiedziałam, że nikt mnie nie znajdzie. Wyciągnęłam telefon i napisałam SMS do Grace:

Zadzwoń gdy tylko będziesz mogła. Jest źle.

Nie czekałam długo, cóż to żadna nowość. Ona nigdy nie zostawiła ją w złej sytuacji. Była dla mnie zawsze nieważne od wszystko, ale nie otrzymywała tego samego.

Pokrótce wyjaśniłam o co chodzi, oparłam się o korę drzewa i zsunęłam się na ziemię znów cicho szlochając. Łzy ciążyły jak torba największych kamieni. Emocje z oczu nie chciały przestań spływać, a Grace nie mogła nic na to poradzić. Starała się, to oczywiste i widoczne, nawet próbowała śpiewać piosenkę znienawidzonego przez nią zespołu, a ukochanego mojego.

Usłyszałam ciche ruchy parę metrów od niej i bardzo się przestraszyłam. Pośpiesznie rozłączyłam się z ukochaną, wskoczyłam na rower i z całych sił pedałowałam, aby jak najdalej oddalić się od tamtego miejsca. Odgłos łamanych gałęzi jakby w oddali dodało nieprzyjemniej adrenaliny. Nie lubiłam tego uczucia, czułam go zbyt często. Rozluźniłam uścisk dłoni na kierownicy i postanowiłam się delikatnie uspokoić i skupić.

Krzyknęłam z zgrozą w głosie czując uścisk szczęki na kostce.

Wzięłam jeden głęboki oddech, próbowałam wyrwać nogę. W głowie czułam pustkę, jedną wielką pustkę. Czułam zdarte gardło od krzyku. Tylko patrzyłam jak mnie rozszarpuje. Nie mogłam już. Zamykam oczy i liczę płynące łzy.

Obudziłam się w szpitalnym pomieszczeniu. Obok mnie siedziała mama, która od razu wybiegła z sali krzycząc, że się wybudziłam.

Głowa mimowolnie zsunęła się na drugi bok gdzie mogłam patrzeć na to co się dzieje za ścianą, gdyż mój pokój miał spore okienko. Zza ramy wyłoniła się Grace. Na moich ustać zagościł słaby uśmiech. Szybko wślizgnęła się do mnie i delikatnie, lecz długo przytulała. Oparła się o moją głowę swoją.

- Tak bardzo się bałam - powtarzała, a ja czułam jej emocje w ciekłym stanie spadające na moją twarz. Gdy się odsunęła to podziwiałam jej piękno, zawsze mnie to trochę uspokajało. Zaczęłam od głowy; jej wiecznie spięte włosy nic się nie zmieniły od ostatniego spotkania. Oczy czerwone od długiego płaczu patrzyły na mnie ze smutkiem i miłością. Usta lekko rozchylone; wspomnienie spotkań kiedy mogłam non stop je całować były dla mnie jak odległa przeszłość.

Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi, który zakłócił moją chwilę spokoju. Maria z gniewem spojrzała w stronę Grace. Przystanęła i czekała, aż ona wyjdzie. Ta natomiast po prostu spokojnie usiadła i złapała mnie za rękę, a ja znów zasnęłam.

Gdy następnym razem otworzyłam oczy za oknem były pozapalne wszystkie światła, gdy przekręciłam głowę to zauważyłam, że jest bardzo ciemno. Nastała noc. Lubiłam myśleć w nocy. Wtedy wszystko było ciche, spokojne i piękne, ale nie tutaj. Tutaj było słychać maszyny, tupot lekarzy na korytarzach i przyciszone rozmowy. Tęskniłam za swoim łóżkiem. Chciałam wrócić już do domu i zapomnieć o tym co się wydarzyło.

Postanowiłam zrobić krok ku temu i trochę się od regenerować. Nie zauważyłam wokół siebie żadnej kroplówki, więc sięgnęłam po drożdżówkę na stoliku obok łóżka i powoli usiadłam na brzegu materaca. Zsunęłam najpierw prawą nogę, potem lewą i odepchnęłam się mocno. Nogi się pode mną ugięły i upadłam. Huk przywołał pobliskie dwie pielęgniarki.

- Mogłaś nas zawołać, a pomogłybyśmy ci - podniosły mnie, a ja oparłam się o łóżko.

- Chciałam trochę pospacerować - ton mojego głosu mnie zaskoczył. Był chropowaty i nienaturalny. jedna z pielęgniarek podała mi kule.

- Uważaj na nogę, aby nie uderzyć nią w coś, bo może być nieprzyjemnie - podziękowałam a one wyszły. Podciągnęłam strasznie długą koszule nocną i ujrzałam zszytą ranę, która była długa i zaokrąglona. Jak sądzę ten wilk rozerwał mi trochę łydki. Na kostce widać było tylko odcisk szczęki, nic więcej.

Wychodząc z pokoju noga delikatnie stuknęła się z framugą drzwi, a ja poczułam ciągnący ból, choć w miarę krótki. Później już uważałam o wiele bardziej. Po kursie w jedną i drugą stronę korytarza czułam zmęczenie, więc wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Poszperałam w szafce i znalazłam swój telefon na szczęście naładowany. Czekała mnie do przeczytania piękna litania słodkich, podnoszących ego słów. Kochałam je i od razu wygodnie się usadowiłam, napisałam jej, że już się obudziłam i zaczęłam czytać. Mimo, ze wydawało się to bardzo długie to skończyłam po dwóch minutach, a wraz z końcem dostałam wiadomość:

Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Tak się o Ciebie bałam. Kocham Cię!

Uśmiechnęłam się i odpisałam jej. Zapytałam też, czy wie kiedy wychodzę, a ta odpowiedziała, że jeśli nie będę osłabiona to dziś rano. Ucieszona i spokojna, lekko obolała pisałam do z Grace do późna, do momentu kiedy niespodziewanie zasnęłam.

Obudziło mnie delikatne szarpanie za ramię.

- Jak się czujesz? - zapytał lekarz stojący za mamą.

- O wiele lepiej. W nocy nawet trochę się przeszłam i zjadłam.

- Wyniki masz w porządku, jak widać nie czujesz się źle, więc nie widzę przeciwwskazań do wypisania Lauren do domu.

Mama zapakowała wszystko do wielkiej torby. Ja w tym czasie się przebrałam, wyczesałam włosy i umyłam zęby. Wychodząc spojrzałam w wielkie lustro na ścianie, przybliżyłam twarz do niego i zauważyłam kilka zaczerwienień na polkach i czole oraz podkrążone oczy.

W drodze powrotnej nie zamieniłam z rodzicami ani słowa. Założyłam znalezione w samochodzie stare słuchawki, włączyłam po cichu Die Antrwood i patrzyłam przez okno.

Ludzie myślą, że gdy ktoś różni się czymś znaczącym od nich to od razu trzeba to tępić. Tak było też i ze mną. U mnie na wsi roznosiły się plotki o tym czego ja ie robię w odludnionych miejscach z innymi dziewczętami. Gdy zaczęłam ubierać się jak chcę to słyszałam o sobie jako ,,satanistka" mimo tego, że Bóg jest mi bliski. Nie aż tak abym przestrzegała każdej zasady, ale jednak.

Łapię Ją za rękę i delikatnie ciągnę ją do siebie. Stoimy nad ,,naszym" miejscem. Urwisko umiejscowione pięć trzy i pół minutowych piosenek od mojego domu. Widok stąd jest nieziemski z każdej strony. Patrzę w dół i widzę fale rozbijające się o ostro zakończone skały w ciemnym kolorze. Gdy spoglądam to myślę, że chciałabym to sfotografować dobrym sprzętem. Wyszłoby piękne zdjęcie.

Odwracam się i widzę las. Dużo iglastych drzew o zapachu tak pięknym, że nie chce wracać. Różne wysokości, różne objętości, różne kolorystycznie, a jednak to nadal to samo - drzewa, drzewa, drzewa. Identycznie jak ludzie - każdy z inną opinią, kolorem skóry, wielkością, a jednak ludzie to ludzie. Nienawidzę ich wszystkich, bo nikt nie potrafił nas odciągnąć od tego momentu jak ten.

Jedna łza zsuwa się po policzku, druga się pojawia, ale nie ucieka. Nie pozwolę. Przekręcam głowę i uśmiecham się. Grace wygląda dziś niesamowicie. Specjalnie na tę okazję rozpuściła włosy, okulary położyła obok stóp. Pastelowa, dziewczęca sukienka, którą podwiewa wiatr. Już na mnie to nie działa. Byłoby tak gdyby nie okoliczności naszego spotkania. Powoli zdejmuje buty, a ja kładę jej rękę na plecach i zsuwam na jej pośladki. Uśmiecham się i zabieram rękę.

- Boisz się? - pytam patrząc na horyzont. Słonce niedługo zajdzie. Wtedy wybije nasza godzina.

- Boję się, że to co jest w biblii jest prawdą. Że Bóg mnie odepchnie za ten grzech i za ciebie - jej mina posmutniała, aby zabrać smutne wspomnienia wpijam swoje usta w Grace, dłonią przyciągam ją w pasie a drugą sunę po plecach.

- Kocham cię, Lauren, najmocniej na świecie cię kocham i boję się bardziej od Boga, tego że nas tam rozdzielą - jej białka oczne przybierają czerwoną barwę, a ciekłe emocje spływają jedna po drugiej.

- Ja ciebie też kocham, Grace. Odejdź jeśli chcesz. Nie chcę cię zmuszać do niczego.

Zamyka oczy, ściskamy dłonie.

Zastanawiam się co jest dalej. Czy naprawdę jest tak jak mówią? Nikt tego nie przeżył, a każdy się wypowiada, to takie ludzkie.

- Już czas.

Zdejmuję buty kiedy czuję przeszywający ból po ugryzieniu wilka. Działo się to tak dawno, a nadal boli.

Powoli podchodzimy do końca urwiska. Patrzymy w dół, później na siebie i uśmiechamy się. Szczery, choć nasycony cierpieniem uśmiech spoczywa na nas do końca.

- Nie puszczaj mnie - wymuszam na niej obietnice, chociaż wiem, że zrobi wszystko aby ją dotrzymać.

- Nigdy już tego nie zrobię.

Ostre ukłucie trawy,

szybkie bicie serca,

mocny uścisk dłoni ukochanej

odepchnięcie

i wiatr.

Wreszcie czuję prawdziwe szczęście. Odważny skok z wysokości wreszcie się ziścił w moim życiu.

Zamykam oczy, aby zmusić do lepszej pracy innych zmysłów.

- Grace - wypowiadam. Widzę jej wzrok na sobie. Ostre ból w czaszce, ostry ścisk dłoni.

,,To koniec" pojawia się w mojej głowie i jednym szybkim dotknięciem wystającego kamienia wyłącznika życia zasypiam.

*

Sąsiedzi wokoło już gadają, że była chora, że rodzice ją do tego sprowadzili albo że Bóg ją wreszcie ukarał za to wszystko. Gdy patrzą mi w oczy to mówią jak współczują i jaką wspaniałą osobą była moja córka.

- Caroline? - słyszę przez drzwi męski głos, który jako jeden z niewielu potrafi mnie uspokoić.

- Wyjdź stąd! - krzyczę mimo tego, że w głębi pragnę, aby usiadł obok mnie, przytulił i powiedział, że Lauren tak naprawdę do nas wróciła. Marzę, żeby weszła do pokoju roześmiana do łez razem z Chrisem. Pobrudzili by mi całą pościel a ja udawałabym wielce oburzoną.

Kolejna fala łez wylewa się ze mnie. Tak bardzo nienawidzę siebie, że nie potrafiłam jej zaakceptować. Dusiłam siebie w myślach za moje zachowanie.

*

Piekły mnie oczy od nocnego wycia. Caroline ciągle siedziała w naszej sypialni a ja nie miałem się gdzie podziać. Marii wciąż nie było w domu. Nie rozumiałem jej zachowania. Jej siostra popełniła.. nie powiem tego, nie pomyślę o tym. Jej siostra odeszła, a ona co?

Łapałem się za głowę i próbowałem uspokoić myśli. Jednym szybkim ruchem ściągnąłem wszystko ze stołu. Słyszałem trzask rozbijanych naczyń, których nikt nie chciał myć od kilki dni.

Głos Lauren tuż przy moim uchu wypowiada słowo ,,tato". Odwracam się a jej nie ma.

Krzyczę z całych sił i upadam na zimną posadzkę. Zimną jak jej martwe ciało.

*

Wybiegłam z domu jak wiatr. Nie zważając na niczyje błagania, krzyki. Nie płakałam. Byłam tak bardzo wściekła. W pewnym momencie znalazłam się pod wielkim drzewem na skrzyżowaniu dróg, na których niezbyt często jeżdżą samochody.

Miałam ochotę zburzyć wszystkie domu, własnoręcznie przewrócić wszystkie drzewa i zniszczyć wszystkim ich siostry. Chciałam, aby ludzie czuli to co ja. Jak można uważać to wszystko za normalne? Nikt mnie rozumiał. Każdy miał poczucie winy, że tego nie zaakceptowali. Ona miała poprzestawiane w głowie i nic nie dałoby się zrobić.

- Nienawidzę cię! Słyszysz? - krzyczałam do nicości.

Powolnym spacerkiem wracałam do domu. Nie chciałam, aby rodzice mieli dokładane do swoich problemów. Poczułam nieprzyjemne uczucie na plecach. ,,Jakby ktoś na mnie patrzył", pomyślałam chociaż wcześniej nigdy nie zdarzyło mi się nic podobnego. Odwróciłam się szybko gotowa biec. Przerażona krzyknęłam widząc słowa wymalowane kredą na drodze.

Ja Ciebie też nienawidzę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania