Dobry człowiek
Janek był na najlepszej drodze. I na najgorszej.
Na najlepszej, bo szedł idealnie w ślady ojca, a to wydawałoby się dobrze.
Na najgorszej, bo ojciec był powszechnie znanym złodziejem po licznych wyrokach.
Pobyt na wolności to dla niego stan nienaturalny. Parę miesięcy wałęsania się po knajpach i melinach, obicie żony i syna jako wypełniacz czasu, nieudana kradzież i powrót za kraty.
Żeby chociaż był artystą w fachu. Niestety, zwykły nieudacznik.
To już Janek był lepszy.
Liczne kradzieże w szkole, obrobione torebki nauczycielek wiszące na krzesłach, plecaki kolegów i żadnej wpadki.
Do dziś.
Zegarek Andrzeja natychmiast przykuł jego uwagę, tym bardziej, że właściciel chwalił się nim na prawo i lewo. Super sprzęt z wieloma funkcjami i kosmicznym dizajnem.
Chwila nieuwagi w szatni po lekcji WF i Janek już witał się z gąską, która obciążała mu kieszeń.
Tylko nic z nim nie mógł zrobić. Ciągle wokół kłębił się tłum, więc artefakt podążył razem z nim na kolejną lekcję.
I poszło. Andrzej zorientował się w stracie i zadyma. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, spekulować. Niestety, znali również ojca Janka i coraz częściej spojrzenia kierowali w jego kierunku.
Niedobrze – pomyślał. Zegarek zaczął nu ciążyć w kieszeni, ale nie mógł nic z nim zrobić.
- Co tu się dzieje? - Do sali wszedł nauczyciel geografii, pan Maliszewski. Pięćdziesięciolatek z początkującą łysiną, ubrany staromodnie w przyciasną marynarkę z nieodłączną muchą pod szyją. Wszyscy się z tej muchy zbijali, ale Maliszewskiego powszechnie lubiano i ceniono. W zasadzie nie wiadomo dlaczego. Ani specjalnie komunikatywny, ani jakiś rewelacyjny nauczyciel. Może to, że był zawsze do bólu sprawiedliwy i wyjątkowo empatyczny? Nigdy nie wartościował uczniów po wyglądzie, sposobie mówienia, czy rodzinie.
Szum się wzmógł, bo zaczęli mówić jeden przez drugiego.
Tylko Janek milczał.
- Cisza – nauczyciel podniósł lekko głos. - Mariola, mów.
Dziewczyna pokrótce streściła sprawę.
- Bo panie psorze, uważamy że jest sprawca...
- Nie mów nic. - Maliszewski uścisnął jej ramię. Złapaliście za rękę?
Milczeli.
- Ale tak nie można zostawić panie psorze! - wyrwał się Adam. - Przeszukać i już.
- A jak nie on? Jak się wtedy będziesz czuł? Jak się przeszukany będzie czuł?
- A co mnie to obchodzi? - burknął Adam. - To na pewno on. - Wymownie spojrzał w stronę Janka.
Zapadła znowu niezręczna cisza. Janek czuł oblewające go na zmianę fale zimna i gorąca.
Zegarek już przepalał mu kieszeń.
Kurwa, jak wyjdzie kto, zgłoszą do dyrekcji i na policję. Będzie sprawa, zachlapane papiery i kurator. Później kolejna wpadka i poprawczak. I droga ojca. - Był bliski paniki i rzucenia zegarka na blat.
- To co? - wyrwało się komuś z końca. - Nic nie będzie?
Nauczyciel uśmiechnął się lekko.
- Wyjdźcie na środek i stańcie w koło.
Poczekał chwilę.
- A teraz zamknijcie oczy. I niech nikt nie patrzy!
Tu ujawnił się cały, nie wiadomo skąd wzięty, autorytet Maliszewskiego. Wiedzieli, że nikt nie otworzy oczu.
Po chwili słychać było charakterystyczne odgłosy przeszukiwania, klepanie, szuranie. Janek skoncentrował wszystkie siły, aby nie otworzyć oczu i zwyczajnie nie uciec.
I co potem? - pomyślał. - Niech się dzieje co chce.
Poczuł na sobie ręce nauczyciela. Po chwili kieszeń stała się pusta. Czekał na nakaz otworzenia oczu i wzrok wszystkich, kiedy zobaczą zegarek.
Ale nic się nie stało. Mężczyzna szedł dalej i przeszukiwał następnych.
- Możecie otworzyć oczy.
Na blacie leżał zegarek. Wszyscy wpatrywali się w niego jak w jakiś magiczny przedmiot.
- Panie psorze. - Andrzej zapinał zegarek na przegubie. - Ale kto...?
Ten uśmiechnął się lekko.
- Nieważne. Zostało piętnaście minut. Proszę zapisać temat...
Chłopak szedł ulicą ze wzrokiem wbitym w chodnik. Nie umiał nazwać uczuć, które nim targały, ale zwyczajnie źle mu było.
Kurwa, jak źle!
Kopnął ze złością puszkę, wywrócił kosz na śmieci i miał w dupie, co ludzie mówią za plecami.
Nagle stanął, podniósł głowę i ryknął na całe gardło.
Kurwa!, kurwa!, kurwa! Nigdy więcej!
Jan Wieczorkiewicz jechał do domu. Silnik mercedesa mruczał usypiająco i kierowca co chwila przecierał oczy. Był zmęczony. Uwijał się całą noc ze swoimi pracownikami, aby skończyć zlecenie.
I skończyli na czas.
Będzie niezły pieniądz. – Zatarł ręce. - pojedzie z Mariolą i dziećmi na wczasy. Będzie pewnie Grecja. Jego żona uwielbiała ten kraj.
Gwałtownie wcisnął hamulce. Auto zatańczyło na drodze, ale zaraz system ESP wyrównał tor jazdy.
Zatrzymał się tuż przed staruszkiem z laską.
Pieprzony dziadyga! Prosto pod koła!
Wysiadł.
- Dziadek, śmierci szukasz? Bo jeśli tak... o rany, pan profesor!
Człowiek przyglądał mu się załzawionymi oczami. Chyba go nie widział.
- Profesorze? - zachrypiał.
- No tak, To ja, Janek Wieczorkiewicz. Nie pamięta pan?
Ten uśmiechnął się smutno.
- Pan wybaczy, ale tylu uczniów...
Janek nie dał mu skończyć.
- Proszę do samochodu. Podwiozę. Albo nie. Zapraszam do mnie na kawę. Mój dom jest niedaleko.
- Chłopcze, kawa w moim wieku? Ale piwo... zarechotał. - W sumie mam czas. W moim wieku już się nigdzie człowiek nie śpieszy.
Janek gadał jak najęty. Nie dał dawnemu nauczycielowi dojść do słowa. Zresztą miał wrażenie, że ten często potakuje mu z uprzejmości. Chyba już wiele faktów nie pamiętał.
- Ale, ale panie profesorze. Muszę panu powiedzieć, że pan mi życie uratował. Prawie dosłownie. Pamięta pan historię skradzionego zegarka?
Staruszek trochę bezradnie tarł czoło.
- No jak pan nas przeszukiwał. I kazał zamknąć oczy.
- Aa... tak, coś kojarzę. Zegarek się znalazł.
- To pan go znalazł. W mojej kieszeni i nie powiedział nikomu. Gdyby pan to wtedy zrobił, byłbym kimś innym. Tym samym co mój ojciec. Drobny złodziejaszek. Zaczęłaby się policja, kuratorzy, sądy, poprawczaki. A po tej sprawie nigdy już niczego nie ukradłem i stałem się kimś innym. Bardzo byłem i jestem panu wdzięczny. Dobry z pana człowiek.
Maliszewski tarł dalej czoło. W końcu westchnął.
- Przeceniasz mnie chłopcze. Miałem ogromną ochotę odnaleźć złodzieja i oddać go w ręce sprawiedliwości. W końcu istnieje prawo i moralność. Dlatego, kiedy przeszukiwałem was, też miałem zamknięte oczy.
Komentarze (71)
Tak właśnie zrobiłem w wyobraźni swej:)↔Pozdrawiam:)↔%
...że pan mi życie uratował....
Dylemat i otwarty problem.
Dobrze zrobił nauczyciel, czy źle?
Jak widać po Janku, raczej dobrze.
Ale gdyby Janek miał inną psychikę i podejście do życia, to kto wie, co by z nim było.
To właśnie ''najciekawsze'' w życiu, że nie można przewidzieć skutków swoich działań,
a już na pewno na 100%. Stąd cudzysłów:)
I czułby się spełniony bo zadbał o prawo i moralność.
A ludziom trzeba dawać szansę.
Gdyby Janek popełnił ten czyn po raz drugi wtedy sytuacja się zmienia.
Przez lata był pewien, że Maliszewski wiedział, że to on ukradł i nie doniósł.
Rzeczywiście, nie umiem pisać spagetti-westernów, wyglądających jak raport policyjny, wypranych z emocji i narzucających odbiorcy nachalnie punkt widzenia.
Ich wywołanie, nie tylko zależy od autora, lecz w większym stopniu, od odbioru czytelnika, tego, co mu przekazano.
Jak on tekst odbierze. A to się wiąże z kolei, z jego psychiką. Na co np: uczulony, a na co nie, a co stanowczo odrzuca.
A to z kolei może mieć przyczyny różnorakie, np: sięgające głęboko w przeszłość lub zgoła skojarzeniowe inne.
A zatem resumując, emocje mogą wystąpić, ale oddzielnie. Nie współgrać z czymkolwiek:)
Kuźwa. Ale mnie naszło na wypowiedź. Czasami tak mam:))
I są gorsi przez to od innych.
Wrażliwość raczej powoduje skalę, czy głębię emocji, ale nie sam fakt ich odczuwania.
Gdybym ten tekst wyszczekał sucho, ograniczając się tylko do faktów nic by z tego nie było.
Refleksja zamknęłaby się co najwyżej na zakończeniu.
A tak jest tło, przeżycia Janka, dylemat nauczyciela.
Bo on w aureoli nie chodził.
Jego wielkość leży w tym, że zamknął też oczy, choć wiedział, że choćby z racji funkcji nie powinien.
Powinien odnaleźć złodzieja i oddać go w ręce sprawiedliwości.
''A tak jest tło, przeżycia Janka, dylemat nauczyciela''→no tak.
Ale czy każdy to zauważy w ten sposób? bez względu na to, jak tekst napisany?
Przecież każdy – trywialnie powtarzając – jest inny w czytaniu "tego samego"
A zatem można domniemać, że nie sposób napisać tekstu,
który w równym lub chociaż podobnym stopniu, wywoła emocje u innych?
To tak jak z filmem. Najtrudniej nakręcić komedię, która rozśmieszy wszystkich:)
(...)
- No tak, To ja, Janek Maliszewski. Nie pamięta pan?"
Świeżo z pieca poetyckiego wyjęte.
No, chyba że nasz detektyw stwierdzi, że już to wstawiałem kiedyś :)
I będę trzymać kciuki, żeby równie merytoryczne były komentarze ;) A najmocniej wierzę w to, że innym nie dasz się sprowokować.
Przestrzeń pod tekstem zostaje więc dla normalnych rozmów o tekście i rozważań, które on wywołał.
Dzięki.
Podziękował za opinię :)
Tekst powstał w oparciu o pomysł pewnej dykteryjki, który rozbudowałem, dodałem wątki, postaci, tło, emocje.
Obrobiłem literacko i fabularnie.
Warto było.:)
Czyżby to oznaczało, że plotki o mojej literackiej śmierci są jak zwykle przedwczesne i są tylko pobożnymi życzeniami bandy?
Na to wygląda :)))
To porządni "chrześcijanie" i na pewno nie mają klonów :)))
Ich usta to krynica prawdy.
Jestem bardzo happy, że nie mogą tu świnić jak dawniej.
Wielokrotnie prosiłem admina o zablokowanie oszołomstwa, bo robili u mnie totalną oborę.
Za którymś razem chyba się zorientował, że to poszło już za daleko.
I mam spokój.
Mnie czasami ich trochę żal. Plują jadem na wszystkie strony, smarują paszkwile, rzucają oszczerstwami, grzebią w cudzych dupach, ale pewnego poziomu nie przeskoczą.
Okna można śmiało otwierać. Orłami nie wylecą.
Ech, super belfer, no i pisanie też super ?
Zaryzykował.
Myślę, że dużo rzadziej udają się takie eksperymenty, co nie znaczy, że nie warto ponosić takiego ryzyka, jeśli jest jakaś szansa.
Gdyby Janek popełnił ten sam czyn po raz drugi, Maliszewski zapewne nie miałby litości.
Super, bo ponoć każdy zasługuje na drugą szansę ?
A co zrobiłby tepy belfer spod znaku oszołomstwa?
Doniósł by od razu i czuł się spełniony. Ukarał i upokorzył złodzieja.
Sprawiedliwość musi być!
Podobnie jak prawo.
Myślącego i otwartego.
Ale nie ideał człowieka, bo sam miał pokusę złapać złodzieja.
Jego wielkość polega na tym, że zdecydował się na to przeszukanie z zamkniętymi oczami.
Mógł to być zwykły wybieg, świadomie dał szansę chłopakowi, choć przecież najłatwiej trudnego ucznia wyrzuć ze szkoły albo zgłosić na policję.
I chwała mu za to ?
Dlatego nie odpowiadam nigdy w puentach na dylematy zawarte w treści.
To rola czytelnika.
I dlatego Twoje pisanie jest ciekawe. O!
Udanego dzionka ?
To już Janek był lepszy.” - tutaj pierwsze „to” wydaje się zupełnie zbędne.
„ Liczne kradzieże w szkole, obrobione torebki nauczycielek wiszące na krzesłach, plecaki kolegów i żadnej wpadki.” - dopowiedzenie „wiszące na krzesłach” raczej zbędne, bo podejrzewam, że nie przepuściły torebkom znajdującym się w innych miejscach.
Widać, że z każdym zdaniem się rozkręcasz zmierzając do założonego celu. Te drobiazgi, które wyłapałem nie rażą bardzo.
Czytając ciągle czekałem na zaskoczenie i kiedy już sądziłem, że nic nie może się wydarzyć, zakończenie wywróciło wszystko do góry nogami, nadając wydawałoby się, nie istotnym zdaniom, słowom na początku tekstu, inny wymiar a przez to koloru nabrało całe opowiadanie. Coś jak z gąsienicą i motylem :)
Dobry, dobrze zaplanowany i przemyślany utwór.
W drugim to kwestia osobistych doświadczeń. Kilkakrotnie obroniono torebki nauczycielek w mojej szkole.
Wisiały na poręczach krzeseł w pokoju nauczycielskim, czy zostawione w sali na przerwie. Ale oczywiście mogły równie dobrze leżeć na blacie biurka.
Dzięki za słowo i opinię :)
to jednak pokusa mogłaby być nieco większa, a Janka mógłby traktować – świadomie czy pod – inaczej niż wszystkich.
Z pewnym uprzedzeniem. To już by nie była taka sama relacja, między nimi.
Dobre opko.
A co do szansy, to oczywiście warto dać drugą i na drugiej poprzestać...
Moim bardzo skromnym zdaniem.
Nigdy nie wiadomo komu ją dajesz.
Dałabyś drugą szansę mordercy, który próbował Cię zabić?
Miałam na myśli typowo Jankowe przypadki. Lajtowe.
...
Złodziej zawsze pozostanie złodziejem i żadna ilość ludzi dobrej woli tego nie zmieni. Przyłapany na gorącym uczynku złodziej nie żałuje swego czynu (bo inaczej tak by nie postąpił), lecz tego, że dał się złapać. Następnym razem będzie ostrożniejszy. Walka ze złodziejstwem prowadzi do ulepszenia metod samego złodziejstwa. Oczywiście wszędzie są wyjątki, ale one jedynie potwierdzają regułę. Niemniej tekst świetnie napisany, plus końcówka zawiera bolesną, życiową prawdę — sprawiedliwość jest ślepa. Zmieniłbym w kilku miejscach (n.p. usunął wulgaryzmy z opisu), lecz taka już moja natura — lubię chlastać cudze opowiadania, zwłaszcza te mięsiste, a za to daję ☆☆☆☆☆
Zapewne bardziej prawdopodobny jest twój scenariusz zachowań, ale... świat jest różny podobnie jak ludzie.
Opisałem tylko jeden z przypadków, abyśmy sobie pospekulowali. Mogłem napisać, że złodziej został ujawniony i ukarany. Tak pewnie byłoby lepiej.
Ale napisałem tak i wcale nie uważam tego za s-f.
Każdy ma swoje oceny. Ty jako czytelnik masz taką i nic mi do tego. Ja nie uważam puenty za moralizatorską bo tu puenty zwyczajnie nie ma.
Za pozostałą ocenę dzięks :)
Ważna jest też bezstronność narratora, no i lekkość pisania. Poza tym oczywiście zaskakuje finał, czyli zamknięte oczy profesora. Spodziewałam się happy endu, ale niewiedzy nauczyciela, co do sprawcy - już nie.
Hm, nauka taka, że powinno się jak najmniej wiedzieć, aby nie być wkręconym w bezwzględne tryby reagowania :)
Fajna obyczajówka o zwycięstwie dobra życia nad jego złem, dzięki silnej emocji chłopaka podczas przeszukiwania. Wstyd? A może złość, że tak jak ojciec stanie nieudacznikiem. Po długiej serii kradzieży, wpadka na oczach klasy i nauczyciela. Horror. Może zrozumiał, że nie ma występku doskonałego, a przynajmniej podczas kolejnej recydywy.
Co poczuł? Upokorzenie, wstyd, wdzięczność? Pewnie trzy w jednym. Wdzięczność została na zawsze, co widać w ostatniej scenie.
Pomaganie czy karanie - co lepsze? Zależy kim jest winowajca. Tu mamy do czynienia ze stygmatyzacją chłopaka w środowisku.
Chociaż on miał pełną świadomość, że jest złodziejem jak ojciec. Tyle że lepszym, nie złapanym.
Duży plus opowiadania, że można dywagować o alternatywnych rozwiązaniach. Janek mógł uznać nauczyciela za frajera i kraść dalej. I to bardziej prawdopodobna opcja.
Na szczęście zaskomlił w nim duch perfekcjonizmu, mocno, mocno zraniony. Chłopak chciał się urządzić w normalny, mniej ryzykowny sposób. Wybrał uczciwość.
Wiele elementów złożyło się na porzucenie złodziejstwa. Dobry człowiek był jednym z nich, zapalnikiem zmiany.
Się rozpisałam, czyli mocno wciągnęło, Mirek. 5!
Aha, jedyna ma wątpliwość to uzyskany posłuch uczniów w kwestii długiego zamknięcia ócz (nie wierzę:) i przeszukiwanie na ślepo. Strasznie niewygodne musiała być owa czynność dla dobrego człowieka. Macanie kieszonek dziewczynek na ślepo?
Scena jest kluczowa dla przesłania opka, zatem trudno wiarygodniejszą alternatywę wymyślić.
Jak wspomniałem wcześniej w odpowiedzi dla Narratora, dużo bardziej jest prawdopodobne, że chłopak uznałby nauczyciela za frajera i bardziej się po prostu pilnował.
Ale ten scenariusz tez jest możliwy, dlatego warto spojrzeć na takie dylematy szerzej.
Opko jest po prostu miniaturką i ciężko było oddać wszystkie niuanse odczuć. Większość pozostawiłem czytelnikom do domysłu, sugerując tylko ich istnienie poprzez opis wydarzeń.
Niech się męczy! :))) Niech odczuje, a nie przeczyta! :)))
Opko nie ma puenty tylko zakończenie, bo nie daję odpowiedzi, czy takie postawy są dobre, czy złe (pomijając oczywiście fakt kradzieży). Zakończenie otwiera pole do spekulacji i zadawania nowych pytań.
Czy nauczyciel zrobił dobrze?
Dlaczego zdecydował się na zamknięcie oczu?
Jakie były jego motywacje?
Itd, itd.
To lubię najbardziej.
Co do zamkniętych oczu - masz rację. Scena jest kluczowa, więc nie bardzo wiedziałem jak wybrnąć z niej wiarygodnie. Można by o jakiś opaskach pisać, ale trochę już w śmieszność by poszło.
Dzięki za podzielenie się opinią :)
Nie uwierzysz, ale naprawdę nie przeczytałam nawet jednego komenta, nie zawsze tak jest, ale opko wciągnęło tak, że wręcz wymusiło natychmiastową pisemną interpretację.
Pozdrawiam :)
Bez komentarzowych uprzedzeń czy interpretacji, a więc Twoja ocena jest tylko Twoja.
Odzdrawiam :)
Nikt, to znaczy nikt. Zupełnie nikt. Także nauczyciel. To jest tutaj ważne - postać lubianego nauczyciela, który nie wywyższał się, którego "powszechnie lubiano i ceniono. W zasadzie nie wiadomo dlaczego".
Miałam kilku podobnych nauczycieli. Między innymi łacinnika, który też chodził "ubrany staromodnie w przyciasną marynarkę z nieodłączną muchą pod szyją".
Czasem myślę, że ludzie, którzy nie przywiązują specjalnej uwagi do stroju (staromodność to niezbyt precyzyjne określenie ubioru), są po prostu zajęci ważniejszymi sprawami, niż ubieranie się. Dlatego styl klasyczny jest taki bezpieczny. Niech żyje ta mucha pod szyją.
Ale faktycznie rechotał jest trochę niefortunne.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania