Dojrzałe do spontanicznego porodu
Stanąć w kałużach słonej wody.
Spojrzeć po gniewnej otchłani i srogim obrazie,
mrugać powiekami pod wiatr, pod ołowiany blask morza.
Daleko, przed horyzontem krzywy kształt łodzi
i garby zgięte nad patykami wioseł, umierają bez namaszczenia.
Morze łuszczy się jak druciana kolczuga, nieme i puste.
Czasem ptak zaleci i zakrzyczy.
Głębina napęczniała istnieniem i mrowiem wodnych błąkanów.
To dlaczego dla oka wydaje się ono martwym?
Zastraszone czekoladowe urwisko posypane niebieskim łupkiem.
Jak latarnia patrzy na wzburzone fale,
które wyszorowały jego kamienne pięty do białości.
Jest i cisza. Morze staje się płaskie jak stół.
Wtedy przychodzą nieznane westchnienia, regularne i ciężkie.
W zetknięciu z lądem zmienia swe oblicze.
Przychodzi i zatrzymuje się, by nagle walnąć pięścią o skalną ścianę.
Po chwili odchodzi spokojnie wzdychając, aby w dali zapienić się na sterczącej grani.
Na prawo niebo huczy i wbija fale w wybrzeże.
Po lewej uniżone z ciemną zielenią północy.
W ten szczelny kocioł, z każdym przypływem wtłacza się słony wlew.
Otchłań załamuje się promieniem w pryzmacie.
Zjawia się rozpalony żywioł, napływ podchodzi
jak pierwiastka przed porodem, wpada w ten wylot ze stękaniem,
pomiędzy skurczami ma czas, by się cofnąć odbiciem.
Skosem nadbiega parcie i tnie jak kosa, napotyka trzecią zapaśniczkę.
Zawahanie, chaos i strzał w górę rzygającym gejzerem.
Ogromny wachlarz wściekłości zawodzi w powietrzu.
Rzuca deszczem i mgłą. Wybucha gniewem.
To nie narodziny to taniec śmierci,
a diabeł do taktu potrząsa monstrualną tykwą.
Spienione grona jak zaśniady groniaste czepiają się kamieni.
Płaczą słonym spazmem nad pustą kołyską.
A morze ryczy i pluje.
Niezrozumiałe i obojętne, bije bezpamiętnie i pożera ziemię,
ostatni kęs czekolady zabiera spod stóp urwiska.
Na horyzoncie już krzywej łodzi nie widać…
*https://www.youtube.com/watch?v=drJNAFwRQHs - muzyka nadająca klimat
Komentarze (21)
Serdecznie :)
Dziękuję za ciekawy komentarz. Pozdrawiam
Serdecznie pozdrawiam!
Treść również w niesamowitej aurze. Taka Blake'owo Turner'owa - ciężka, bogata, klimatyczna. Niesie ze sobą ogrom obrazów, poszum, a miejscami ryk morza i niepokój...
Tekst zdecydowanie zapadający!
Jedyne co bym wywaliła to słowo "rozbisurmaniony" ("Zjawia się rozbisurmaniony żywioł, napływ podchodzi").
https://zapodaj.net/0d8466239881a.jpg.html
Aż przytłacza tym, co sobie można wyobrazić. To rzecz jasna, nie zarzut:) Przeciwnie.
Pozdrawiam:)↔5
P.S↔To jeno próba bez się:)→bo mam na tym tle odchyłkę:))
W ten szczelny kocioł, każdy przypływ wtłacza słony wlew.
Promieniem zniekształca otchłań w pryzmacie.
Nadciąga rozpalony żywioł, napływ podchodzi
Dzięki za wizyjny i za przytłoczenie. Powtórzenie się pozostanie, bo jest w tym wypadku celowe. Daje ciągłość obrazu. Twoja sugestia już nie ma tej wyobraźni.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania