Dolary

Zdarzyło się to w 1978 roku.

 

Troje zaprzyjażnionych dzieci z tej samej wioski spotykało się regularnie na łące pod lasem.To tam dzieliły się problemami i jedzeniem, gdyż pochodziły z ubogich rodzin.Zaczynała się wczesna jesień, w ciągu dnia było jeszcze ciepło, natomiast wieczór był chłodny i wietrzny.Mirek i Heniek siedzieli jak zwykle na starym przewróconym drzewie, które od dawna służyło im za ławki a Renia na jej ulubionym worku wypchanym słomą z pobliskiego stogu.Mirek chłopiec ok 13 lat był najstarszy i to on rozpoczynał tematy.Jednak tym razem Heniek zaczął.

- Wiecie, że kiedyś byśmy sobie tu tak spokojnie nie siedzieli bo by nas dinozaury dopadły?!

Renia uśmiechając się drwiąco powiedziała.

-Gdyby potop był to też byśmy stąd odpłynąć musieli.

Na to Mirek.

- Cha cha cha albo meteoryt gdyby spadł na ziemię to by wydusił z nas soczek...

Henio się trochę naburmuszył, że jego temat został zignorowany i zamilkł.

Nagle Renia.

- Słyszeliście tam w krzakach?, coś się rusza!

Mirek obejrzał się za siebie i obojętnie powiedział.

- Nikogo tam nie ma, wiatr jest coraz większy i łamie suche gałęzie z drzew, macie coś do żarcia bo bieda w chacie, nic prawie dzisiaj nie jadłem.

Heniek wyciągnął z kurtki kawałek chleba i boczek zawinięty w gazetę.

- Wez-burknął.

Mirek spojrzał na Renię i zapytał.

- Chcesz?

Mała odparła.

- Jestem głodna ale nie lubię boczku.

Chłopak zaśmiał się głośno.

- To więcej dla mnie!

Przez chwile milczał łapczywie jedząc, w pewnej chwili zapatrzył się obojętnie przed siebie odkładając resztę chleba na bok i powiedział.

- Dość mam tej nędzy, widzę jak w szkole nauczyciele patrzą na mnie z politowaniem, kiedy byłem mały nosiłem za duże buty a teraz za małe bo noga urosła a matka kasy nie ma na nowe, chciałbym mieć pieniądze,kupiłbym sobie ciuchy i rower, matce meblościankę , taką jak ciotka Irena ma i telewizor kolorowy, w takim to się filmy ogląda!

Heniek choć młodszy to realnie zagadał.

- Wiesz co marzyciel z ciebie , tak moja mama by ci powiedziała, mi mówi, że ciężkie czasy są i , że biednych ludzi jest zawsze więcej niż bogatych.

Na to Renia radośnie z uśmiechem wrzasnęła.

- To znaczy, że należymy do większości a nie mniejszości, jesteśmy potężniejsi chociaż biedni!

Na to Mirek z grymasem niezadowolenia skomentował.

- Mam w dupie taką większość!, wolę już do nadzianej mniejszości przynależeć, oni mają gdzieś te naszą przewagę!

Heniek ciągnął dalej swoje.

- Mama mówi , że jak się Boga w sercu odnajdzie to się jest bogatym.ł

Wtedy starszy chłopiec poirytowanie.

- Wiesz co?bzdura i tyle!

Heniek nie dając za wygrana.

- Tak?, to gdyby teraz tu przyszedł diabeł i chciał kupić twoją duszę to byś mu ją sprzedał?

Dziewczynka podkuliła jak by ze strachu nogi i wyszeptała.

- Ja nie oddałabym mu duszy za pieniądze bo potem bym musiała iść się smażyć w piekle.

Mirek jeszcze chwilę się zastanawiał ale udzielając odpowiedzi był już pełen spokoju.

- Też nigdy nie wyrzekłbym się Boga dla bogatego diabła, wolałbym głodny chodzić niż za taką cenę opływać w dobrobycie.

Renia nagle poderwał się nerwowo z miejsca na ,którym siedziała wrzeszcząc.

- O jej zapomniałam odpisać lekcje od koleżanki, jeśli nie będę miała na jutro to dostanę niedostateczny a już mam dwie takie oceny!

- A gdzie ona mieszka?- zapytał Mirek.

Dwa kilometry stąd, trzeba kawałek iść ulicą- powiedziała mała.

- Mi się nie chce ryknął głośno Henio.

Mirek spojrzał na Renatkę i jakby w złości oznajmił.

- Ostatni raz tak pózno z tobą pójdę, dostanie mi się w chacie jak wrócę.

- Dziękuję, dziękuję!- zawołała Renia.

Heniek na myśl, iż będzie musiał iść sam do domu jeśli tamci pójdą w przeciwną stronę, też zatem przyłączył się do reszty.Wyszli z polnej drogi na szosę i mięli do przejścia nią jakieś 500 metrów.Ulica była bardzo wąska więc za każdym razem kiedy jakieś auto się zbliżało, dzieci schodziły na pobocze.Dziewczynka nie chętnie to robiła, gdyż miała tylko tenisówki na nogach a pobocze wysypane było kamieniami, które nadeptując uciskały ją w stopy.Właśnie zbliżały się 2 samochody z przeciwnych stron w tym jedna duża ciężarówka.Cała trójka żeby zachować bezpieczną odległość od ulicy oddaliły się tak bardzo na pobocze jak tylko było to możliwe.Wtedy Renia potknęła się i upadła.

- Ała- zawyła z bólu.

Mirek pochylił się szybko by pomóc jej się podnieść.

- Nic ci się nie stało- zapytał Mirek.

- Nie - odpowiedziała dziewczynka.

- Ale natrafiłam ręką na jakiś rulonik- po chwili dodała.

- Pokaż- powiedział starszy kolega.

Jednak robiło się już ciemno i nie mogli zobaczyć co to takiego.Przeszli jeszcze kawałek do miejsca w, którym zaczynał się chodnik a tuż przy nim oświetlające drogę lampy.Teraz wreszcie mogli przyjrzeć się rulonikowi, który znalazła Renia.Był podłużny i cały dość masywnie owinięty taśmą bezbarwną.Ostrożnie odwijali i z zaciekawieniem patrzyli.Pierwszy wyrwał się Henio.

- Zobaczcie 7 papierków, to jakieś bony, moja mama miała takie podobne kiedyś.

Jednak Mirek był starszy i lepiej zorientowany w odgadywaniu cóż to jest.

- Nie to nie żadne bony,kiedyś widziałem na filmie w kinie,poczekajcie 100 Dollars, kurcze zielone, to są dolary, każdy po 100, to dużo forsy!- krzyknął.

- To Bóg nam zesłał bo powiedzieliśmy, że duszy diabłu byśmy nie sprzedali- zawołała Renia.

Heniek spojrzał na Mirka.

- Nie jesteśmy pełnoletni, gdzie to sprzedamy i co powiemy rodzicom jeśli sobie coś za to kupimy?- zapytał mały.

Mirek po chwili namysłu.

- Znam gościa, on może sprzedać walutę jednemu lekarzowi, który lata do Ameryk, wezmę to i jutro pójdę do niego ok?

Renia i Henio Chórem.

- ok!

W nocy każdy z nich się wiercił nie mogąc spać, myśleli o pieniądzach i co sobie będą mogli kupić a marzenia były tak piękne i bliskie zrealizowania.Następnego dnia dzieci po powrocie ze szkoły nerwowo oczekiwały Mirka w miejscu stałych spotkań.W końcu się pojawił i już z daleka oznajmił.

- Załatwione dałem panu Włodkowi walutę, powiedział, że sprzeda i da mi pieniądze, nie chciał uwierzyć, że znalezione, długo mnie wypytywał skąd mam i czy nie ukradłem.

Wieczorem o umówionej godzinie poszli we trójkę do mężczyzny, który miał sprzedać dolary.Jednak nie zastali go w domu.Pożegnali się a Mirek miał zajrzeć do znajomego następnego dnia z rana.Kolejny dzień dzieci w szkole był pełen emocji.Kiedy ostatni dzwonek minął, pędem ruszyły w kierunku domu.Na ganku stał ich starszy kolega.

- I co i co - zawołali jednocześnie Renia i Heniek.

Mirek ze smętna miną odpowiedział.

- Pan Włodek powiedział, że były fałszywe i niedługo miałby problemy z policją ale ja mu nie wierzę, były prawdziwe, myślę, że nas wykiwał!

Heniek spóścił głowę w dół i powiedział.

- Mogliśmy lepiej iść do mojej mamy.

Chwila milczenia a po niej Renatka.

- Pójdzmy jeszcze raz w to miejsce gdzie znalazłam może leży tam więcej ruloników i wtedy upewnimy się czy są autentyczne i udowodnimy panu Włodkowi, że nas okłamał i zażądamy zwrotu, należą do nas!

Henio się przyłączył.

- Właśnie,chodzmy tam!

Mirek jak bez energii w glosie jednym tonem powiedział.

- Byłem tam rano, stał samochód policyjny, kiedy się zbliżyłem zawołali mnie i pytali czy czegoś przypadkiem nie widziałem bo był wypadek w tym miejscu przed tygodniem, odpowiedziałem, że nie, przecież nie mogłem powiedzieć o dolarach, których już nie ma, tak by mi nie uwierzyli i wezwali rodziców, którzy nic o tym nie wiedzą, to jednak oznacza, że ktoś przewoził w ten sposób pieniądze i , że były prawdziwe.

- Szkoda- z nuta zawodu w głosie powiedziała Renia po czym po chwili dodała.

- Nigdy dorosłemu już nie zaufam!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania