Dom sióstr

- Nie powinienem był pakować się tutaj tak bez zapowiedzi - stwierdził Bartek i zaczął się rozbierać. Zdjął z głowy czapkę i odgarnął dłonią do tyłu ciemne włosy. - Drzwi były otwarte, więc...

Zdanie pozostało niedokończone, jakby w tych niewielu słowach podał wystarczające wyjaśnienie swojej wizyty. Zdjął z ramion duży plecak, którego Martyna w pierwszej chwili w ogóle nie zauważyła. Z ulgą postawił go na podłodze.

- Dobry Boże, ależ to waży! - powiedział.

Wreszcie Martyna odzyskała mowę.

- Skąd pan właściwie się tutaj wziął? - zapytała.

- Z domu. Przyjechałem na nartach. Na szczęście pani dom jest oświetlony jak choinka, więc miałem punkt orientacyjny dobrze widoczny już z daleka. W sumie jednak droga zajęła mi co najmniej trzy razy więcej czasu niż latem, kiedy przychodzę na piechotę.

- Dlaczego?

- Dlaczego zajęło mi to tyle czasu? No cóż, jest...

- Nie to mam na myśli. Dlaczego odwiedza nas pan w taką okropną pogodę?

Wskazał ręką plecak.

- Pamięta pani nasze krótkie spotkanie przed świętami w sklepie Oliwii? Zauważyłem wtedy, że kupiliście ledwo tyle, żeby starczyło dla wróbla. A zaraz potem zasypał nas śnieg. Poza tym znam poczciwą Annę Dobrowolską. Wyjeżdżając, nigdy nie zostawiłaby zapasów żywności. Pomyślałem więc sobie, że pani i pani mąż jesteście już na pewno nieźle wygłodzeni.

Martyna poczuła nagle miękkość kolan. Wskazała plecak.

- Chce pan powiedzieć, że jest tu coś do jedzenia? - zapytała ochrypłym głosem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania