Lewitacja domowa
Zaczął żyć bezosobowo. Bowiem w gorące popołudnia, zdarzało się jemu przysnąć,
że można było go wynieść w pozostałość wczorajszego, chłodnego wieczoru. Nikt nie
czuwa nad jego snem. Mimo dobrotliwości różnego szczebla.
Zerknął do zapisków, by uniknąć rysującego światła w nieprzewidywalne plamy.
Najlepiej byłoby, żeby układ pierwiastków migotał jednym rytmem.
Wszelkie zamieszania naukowe, byłyby niemożliwe.
On doskonale rozumie, że życie artystyczne, wymaga pewnej dyskrecji, azylu.
Mruknął pod nosem i dźwignął pod niebo powieki. Bo ma status wąsacza, z oczami
rozstawionymi szeroko na boki. Gdy widzi niegodziwości, twarz jego wykrzywia się
w sposób charakterystyczny, tak zwany sardoniczny, niczym u chorego na tężec.
Chce żyć rozradowany dla samego życia i być pijanym tylko ze szczęścia.
Doznawać zawsze uczucia trzeźwego jutra.
Inni chełpią się swoimi dokonaniami twórczymi, a on uśmiecha się bez zazdrości
i sobie szepcze:
Mój stworzony świat, będzie o wiele lepszy od wszystkich tutaj blasków i fanfar.
Nagle wzrok wbił w podłogę. Gdzie zagościło światło dzienne z dworu. To smutny
dzisiaj dzień. (pomyślał) Podszedł do ściany i ostrożnie przyłożył ucho.
Z przytłumionych dźwięków nie udało się uchwycić nic konkretnego.
Wścibstwo, to domena nowoczesnych artystów. Też występek przeciwko morałom
i naturze.
Trawiony lękiem, zazgrzytał zębami. Wydaje się jemu, że jest artystą. Ze względu na
szczupłość czasu, czeka do następnego zaćmienia, słońca lub księżyca, by rozpocząć
seans w bardziej melancholijnej fazie. Przeczuwa, że stworzy coś nieśmiertelnego.
Jak wielu jemu podobnym. Choć talentu nie ma, tak twierdzą niektórzy znajomi.
Tylko jakieś niecierpliwe próby.
Zaczął się wydzierać, jak po pijacku. To duch buntu. Patron wszystkich
duchów wolnych. Na ile to możliwe, to nie daje się wepchnąć w jarzmo tego
społeczeństwa. Bowiem wierzy, że jest uwzniośloną istotą. Bosymi stopami dudni po
podłodze, jak zagubione dziecko.
Tupot i krzyk są jego przyjaciółmi.
Zagląda często w niemoralną otchłań. Bo chce zapanować nad światem.
(tak mu się wydaje)
Problem polega na tym, że nie zawsze wybiera motyw i temat do naprawy.
Wówczas wypełzają absurdy i bzdurne myśli.
W takich sytuacjach sięga po swój destylat, ze śliwek węgierek i zalewa nim całego
siebie.
Integralność osobista ze światem zaczyna zanikać.
przedmioty tańczą i przewracają się.
Bezpowrotnie wicher natchnienia odpływa.
Tylko cienie migoczą.
Tłumaczy sobie, że to trening przed ostatecznością.
Nic mnie już nie zaskoczy, cholera!!
Komentarze (4)
cmoknij mnie.
NO!
NO!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania