Dopiero po ślubie
Podobnie jak wielu Polaków od wielu lat przemierzam obce kraje w poszukiwaniu pracy i swojego miejsca do spokojnego dostatniego życia. Młodsza i najmłodsza cześć rodziny zachęca mnie do nieustawania w dążeniach do obranego celu. Kiedy nastał kryzys w bardzo wielu krajach, spowodowany przez chciwych finansistów i mnie dosięgły jego skutki. Miałem nawet zamiar powrócić do kraju, po utracie pracy w Hiszpanii. Wtedy straciłem wszystko, co wcześniej zarobiłem i nabyty na kredyt luksusowy apartament w Walencji z widokiem na Morze Śródziemne. Decyzję zakupu podejmowałem w oparciu o własne oszczędności i przyszłe dochody ze stałej pracy. Plany miałem ambitne, ale możliwe do zrealizowania, jednak nie przewidziałem gwałtownej recesji podobnie jak miliony innych ludzi nią dotkniętych.
Rodzinę poinformowałem o przejęciu przez bank mojego apartamentu i wobec tego niemożności spędzenia u mnie najbliższych wakacji. Jednak nie zostałem sam z problemami, z pomocą przyszło mi troje dalszych kuzynów przystępujących wtedy do pierwszej komunii. Dzieciaki zamieszkujące różne części kraju skrzyknęły się i wysłali mi zebrane na uroczystościach pieniądze. Dzięki nim stać mnie było, aby przenieść się do Burgas, bułgarskiego miasta portowego położonego nad Morzem Czarnym. Tylko tam mogłem wtedy podjąć pracę w porcie lotniczym zgodnie ze swoimi kwalifikacjami i wyjątkowo szybko zadomowiłem się tam. Obecnie mieszkam w wieżowcu przy ulicy Dimitar Dimov niedaleko hotelu restauracji Milan. Okna salonu wychodzą na wschód i z nich podziwiam codziennie piękne ciepłe Morze Czarne.
Na ten dzień pracę skończyłem, tylko zaraz po niej nie udałem się prosto do domu, jak miałem w zwyczaju to robić, tylko poszedłem do ogólnodostępnej części terminala. Miałem tam za niespełna dwie godziny przywitać przylatującą do mnie na wypoczynek rodzinę, kuzynki sponsorki, której jako współ inwestorce zawdzięczam swój przyjazd tutaj. Czas oczekiwania umilałem sobie spacerując po holu gdzie zobaczyłem bar oferujący egzotyczne jak dla mnie przekąski. Bardziej zachęciła mnie do wejścia ciekawość niż głód, a zwłaszcza aromatyczny zapach. Wnętrze lokalu zasadniczo nie różniło się od lokali oferujących szybki posiłek, nad barem wywieszone było menu po angielsku i bułgarsku z cennikiem. Nazwy potraw sugerowały kuchnię turecką, lecz było kilka całkowicie mi nieznanych. Powodowany ciekawością zacząłem wypytywać o nie, pana z obsługi, który podszedł do lady, kiedy usłyszał otwieranie drzwi. Szczególnie zainteresowały mnie dwie o nazwie lahmacun i manti, ostatecznie zdecydowałem się na tą pierwszą.
- Proszę zająć miejsce i chwilę poczekać, niedługo ktoś z obsługi poda posiłek – usłyszałem.
Długo nie czekałem na realizację zamówienia, potrawę przypominającą pizze podała mi bardzo ładna młoda kelnerka. Przeurocza dziewczyna z gracją położyła na stoliku jedzenie.
- Dziękuję - powiedziałem i z wielką przyjemnością obserwowałem ją jak wracała do kuchni.
Bardzo smakowało mi jagnięce mielone mięso z pomidorami i świeżymi warzywami, położone na cienkim cieście i polane sokiem z cytryny. Niespiesznie jadłem i czekałem na przyjazd gości. Rodzinka przyjechała i po dwóch tygodniach wypoczynku wróciła do kraju. Natomiast ja zacząłem przebywać przed i po pracy w orientalnym barze. Stałem się ich stałym gościem, miałem okazję jeść dania i desery, które bardziej i mniej mi smakowały. Przez dłuższy czas starałem się zwrócić uwagę kelnerki na siebie, ale ona, choć miła, kompletnie nie zwracała uwagi na moje wysiłki. Okazja bliższego poznania jej nadarzyła się po siedmiu miesiącach od mojego pierwszego pojawienia się w lokalu. Okres przedświąteczny na każde lotnisko przyciąga tysiące podróżnych, lokale gastronomiczne i sklepy są pełne klientów. Jako stały bywalec baru dostałem w tym dniu miejsce przy stoliku służbowym, postawionym blisko drzwi zaplecza kuchennego. Obsługa uwijała się jak w ukropie, kelnerzy i kelnerki lawirowali pośród tłumu. Zamieszanie było spore i już zacząłem żałować dzisiejszej wizyty. Wtedy jakieś zamówienie wylądowało na mnie, byłem cały w miniaturowych pierogach z jagnięciną, polany jogurtem naturalnym i posypany przyprawami ostrą papryką, czosnkiem i pieprzem.
- Szlag by to trafił – wyrwało mi się po polsku.
Jestem przed pracą i do tego cały wyświniony. Mało brakowało i zrobiłbym straszną awanturę, jednak swój wygląd zawdzięczałem kobiecie, w której się po cichu podkochiwałem. Musiałem poskromić swój temperament i żeby zachować się jak dżentelmen bez słowa wyszedłem. Zmianę zaliczyłem nader niekomfortowo w pożyczonych ciuchach od kolegi, który skończył pracę.
Minął tydzień, jak złość na kelnerkę mnie opuściła, a chęć ujrzenia jej była silniejsza niż moja duma. Tylko tym razem dla własnego bezpieczeństwa zjawiłem się po pracy. Obsługa jak wszedłem wyglądała na mocno zaskoczoną. Prawdopodobnie pomyśleli, że moja noga po afroncie, jaki mnie spotkał, więcej nie przekroczy progu ich baru. Musieli dać znać na zaplecze, ponieważ po chwili w drzwiach od kuchni pojawił się starszy mężczyzna. Zaraz za nim szła piękna kelnereczka, minę na swojej ślicznej twarzy miała bardzo smutną. Jegomość przedstawił się, jako właściciel lokalu i przeprosił za zniszczenie mi ubrania służbowego.
- To jest moja córka Ayla – dodał po słowach przeprosin.
Panienka chcąc zademonstrować swoje europejskie maniery podała mi rękę i przedstawiła mi się. Natomiast ja zgodnie z zwyczajem przodków zamiast tylko uścisnąć, nogi złączyłem, pochyliłem się i pocałowałem ją w dłoń. Następnie przedstawiłem się z imienia i nazwiska. Mój gest zaskoczył wszystkich obecnych w lokalu, taki sposób uhonorowania kobiety widzieli tylko w filmach i to kostiumowych. Ayla patrzyła na swoją rękę jakby ona przed chwilą została przyszyta. Chcąc wyjaśnić swoje nietypowe postępowanie, powiedziałem.
- Jestem Polakiem i my w ten sposób okazujemy szacunek kobiecie.
Gospodarz zaczął opowiadać o swoich przodkach walczących z Polakami. Wspomniałem mu jak moi przodkowie bili się w 1621 roku pod Chocimiem i zwyciężyli pomimo szesnastokrotnej przewagi Turków, walczyli też w odsieczy wiedeńskiej w 1683 roku. Wspomniałem również, że pamiętamy.
- Turcja, jako jedyny kraj na świecie nie uznał rozbiorów Polski.
Moje słowa widocznie właścicielowi się spodobały, ponieważ zostałem zaproszony na uroczysty obiad w niedzielę. Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawiłem się z kwiatami, butelki nie brałem, ponieważ nie wiedziałem czy wypada. Bukiecik jak i moje całowanie w rękę kobiet zrobił spore wrażenie na rodzinie gospodarza. Dopiero przy stole wśród sympatycznych ludzi zacząłem zdawać sobie sprawę, jak kulturowo jesteśmy odmienni. Gdziekolwiek byłem zapraszany gościnnie w Polsce to w kuchni i przy stole zawsze decydujący głos miała pani domu. Tutaj było inaczej to pan domu decydował o wszystkim, gospodyni bez zgody męża nie miała prawa się odezwać. Starsza córka gospodarza bardzo młodo została wdową, jej mąż zaraz po ślubie zginał w wypadku i już do końca życia musi pozostać sama.
Wiele było zwyczajów tureckich, które mi nie odpowiadały, lecz wszystkie pokonałem by być z Aylą. Bez akceptacji ojca byłoby to niemożliwe, jednak usunąłem wszystkie przeszkody na drodze do szczęścia. Kiedy zostaliśmy małżeństwem myślałem, że już więcej nic mnie nie zaskoczy. Jednak bardzo się myliłem, podczas trwania narzeczeństwa jedynie mogłem liczyć na causa. Noc poślubna miała mi wszystko wynagrodzić, lecz zamiast tego dostałem kubłem zimnej wody. Małżonka przyszykowała się do skonsumowania związku w łazience, a ja rozgrzany do czerwoności nie mogłem się jej doczekać. Tak bardzo chciałem zobaczyć ją całą bez tych niepotrzebnych ciuszków. Mało nie eksplodowałem jak otwierała drzwi do sypialni, jednak zamiast gołego kobiecego ciała zobaczyłem grubą długą koszulę nocną. Miałem nadzieje, że zrzuci ten worek, a ona zgasiła światło i w pełnym uzbrojeniu wcisnęła się pod kołdrę. Grube zasłony w oknach, jakie założyła nie przepuszczały najmniejszych promieni światła, czułem się jak w grobie. Natomiast ona podciągnęła koszulę jak żaluzję do pępka i mówi.
- Jestem gotowa.
Jeszcze próbowałem wyłuskać ją z tego materiału, jednak na to mi nie pozwoliła, więc powiedziałem.
- Niestety na seks z workiem kartofli to ja nie jestem gotów.
Zrezygnowany przekręciłem się na bok i zasnąłem. Prawdopodobnie przez wcześniejsze podniecenie przyśniła mi się piękna blondynka, ta w przeciwieństwie do żony wyskoczyła z skromnej bielizny i ujrzałem ją w całej okazałości.
Następnej nocy żona postąpiła podobnie jak pierwszej, niestety wychowanie w pewnej kulturze ma wpływ na to jak się zachowujemy. Mijały kolejne dni i noce, w których odwiedzały mnie rude, blondynki, szatynki, brunetki o różnych kolorach skóry, a one zawsze chciały i mogły.
Kiedy wracam z pracy do domu wszystko jest wysprzątane, smacznie ugotowane, tylko najważniejszego nie ma. Przecież pragnę oprócz doznań fizycznych mieć i psychiczne, a to nie jest to samo. Jak tak dalej pójdzie to kupię sobie lalę dmuchaną. Chyba, że uda mi się przerobić żonę na Europejkę.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania