Doświadczenia z Pogranicza ~II~ Duchy, zjawy i demony.

! Uwaga: tematyka drażliwa, czytasz na własną odpowiedzialność!

 

W drugiej klasie gimnazjum, cały tydzień bolało mnie serce, do tego stopnia, że czasem leciały mi łzy. Ból był niewytłumaczalny bo pojawiał się znikąd. Przychodził i odchodził, czasem kołatało mi serce i wyprowadzało z skupienia na lekcjach. W momencie jak ból ustał dowiedziałam się, że moja prababcia miała zawał i zmarła. Klatka piersiowa bolała ją od dłuższego czasu, ale nie chciała jechać do szpitala, po prostu chciała umrzeć w domu. Wiedziała, że jej czas jest bliski, tak jak czułam, że czas bliskiej mi osoby dobiega końca.

Mając 16 lat pozwoliłam sobie na krótki czas zapomnieć o śmierci, chciałam wtedy żyć dla długich spacerów ,imprez i… trawki. Prawdopodobnie to ostatnie pozwalało mi zapomnieć jak bardzo w tamtym czasie byłam zakompleksiona. Jaranie powodowało odmienny stan świadomości. A mi jedynie chodziło o doświadczenia, które dadzą jak największe emocje. Nie zwracałam uwagi na skutki uboczne i luki w pamięci, które z czasem stawały się większe. Po ponad roku intensywnego haju rzuciłam trawę, skutki uboczne odczuwałam jeszcze przez bardzo długi czas, często zapominając wiele rzeczy i chęci doświadczania czegoś bardziej niebezpiecznego.

 

Przed moimi osiemnastymi urodzinami poznałam chłopaka, którego domu był nawiedzony. Duchy/ demony materializowały się, straszyły, drapały w ściany, zrzucały meble na pustym strychu. Dom pewnie do dziś jest opętany. Po doświadczeniach niżej, takie rzeczy nie robią na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, bardziej wprowadzają w stan irytacji.

 

Pewnej nocy śpiąc w tamtym domu, zbudziłam się słysząc kroki i grający telewizor. Przez szybkę w zamkniętych drzwiach widziałam migotające światła ekranu i słyszałam jak do pokoju zbliżają się kroki. Z pewnością "ludzkie" podłoga skrzypiała pod ich naciskiem.

Nikogo prócz mnie i psa nie powinno być o tej porze w domu! Przez moment obserwowałam drzwi i myślałam, że jeden z domowników nie pojechał do pracy. Kątem oka zobaczyłam postać, stałą ona na wprost mnie obok dużej zielonej szafy, miała na sobie kask motocyklowy i ubrania, które chłopak nosił dzień wcześniej. Czułam niepokój i paraliżujący strach, to coś po prostu stało i gapiło się na mnie. Emanowało morderczą energią, której nie mogłam znieść . W momencie jak się uspokoiłam, odwróciłam głowę w drugą stronę i powtarzałam sobie” to tylko sen”. Wtuliłam twarz w kołdrę i próbowałam zasnąć. Do pokoju wbiegł pies i położył się ze mną. Co dziwne wbiegł przez drzwi które z pewnością zamykałam przed snem. Rano gdy domownicy wrócili z nocnej zmiany z pracy, pytałam się wszystkich, czy czasem ktoś nie wrócił się po coś do domu, ale nikt tego nie zrobił.

Kask którego nie widziałam wcześniej na oczy powinien być w schowku na rupiecie, a był na szafie! Ubrania które powinny być w koszu na pranie znajdowały się w miejscu gdzie stała postać.

Chłopak potem opowiadał mi jak z tej szafy na której leżał kask, kilka razy spadły wszystkie rzeczy, jakby ktoś specjalnie je zrzucił. Dziwne rzeczy pojawiały się cały czas, gdy nocowałam w tamtym domu!

 

W tamtym czasie, dokładnie w przed dzień moich osiemnastych urodzin przeżyłam pierwszy raz siny atak zmory, naukowo nazwany paraliżem sennym. To moment w którym umysł wybudza się ze snu, a ciało nadal jest w głębokiej fazie rem. Mogą nastąpić halucynacje, a jak ktoś wierzy w zabobony, to raczej bliżej mu do zrozumienia zmory niż halucynacji. Tamtej nocy nie miałam snu, w pewnym momencie przebudziłam się leżąc na brzuchu, czułam jak moje ciało jest sparaliżowane, a po nogach wspina się coś ciężkiego i siada na plecach w okolicach klatki piersiowej. Ciężar był ogromny, to tak jakby ktoś przygniótł mnie betonowym blokiem, a moje ciało powoli zostawało przez nie zgniatane. Nie mogła się ruszyć, oddychać, przekręcić głowy, mrugać, a nawet krzyczeć. Całe ciało było sparaliżowane, z ogromnym trudem i wysiłkiem przekręciłam głowę na bok i ujrzałam pomarszczoną twarz z długim garbatym nosem, wyłupiastymi oczami i elfimi uszami. Podobną do zgredka z władcy pierścieni.

Wystraszyłam się i wybudziłam się z paraliżu. Jeszcze chwilę nie czułam swojego ciała, ale już nie miałam zwidów. Powoli odzyskiwałam oddech, którego nie było po przebudzeniu, więc to prawda że rzeczywiście się dusiłam. Tej nocy nie mogłam zasnąć do puki nie zrobiło się jasno na dworze i nie musiałam iść do kuchni po ciemku, przez spory korytarz z lustrem, kilkoma oknami i schodami w dół. Przez długi czas nie mogłam się ogarnąć po tym doświadczeniu. Spojrzałam na swój nogi, które były całe podrapane!

Następnej nocy miałam podobne uczucie niepokoju. Tylko tym razem nie czułam swojego ciała od pasa w dół, moje nogi były całkowicie sparaliżowane. Leżałam na plecach a nogi miałam zgięte w kolanach, postawione na stopach. Spojrzałam na nie, a zmora opierała się na moich kolanach. Mając swoją ogromną dłoń pod brodą i jestem pewna, że przez moment widziałam jej uśmiech. Znowu się przestraszyłam, ale tym razem nie było to tak tragiczne. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do jej obecności. Choć ciężko było znieść aurę, pełną strachu. Gdy zbudziłam się z tego snu, moje nogi były sparaliżowane, zaczęłam skupiać się na nich i powoli odzyskiwać czucie. Zrozumiała bym zdrętwienie nóg ,gdybym spała w jakiejś dziwnej pozycji, ale ja leżałam na plecach, a nogi miałam wyprostowane!

Następnego dnia trochę poczytałam w necie na temat tego zjawiska, tak jak zalecali przyniosłam do swojego pokoju nóż i skibkę chleba. Podobno nawiedzenia przez zmory, spowodowane są ich głodem.

Fakt, że karmią się strachem, to już inna para kaloszy.

Nóż symbolizował odcięcie energetyczne, a skibka chleba pokarm dla przybysza.

Tamtej nocy trzymała moją dłoń i siedziała obok łóżka, czułam strach tylko trochę. Najdziwniejsze było uczucie spokoju i przyzwyczajenia do tej postaci, strach zanikł całkowicie, a ja odczuwałam większą swobodę. Przekazałam jej telepatycznie „możesz już odejść” wtedy nie wiedziałam, że te słowa w sanskrycie runicznym są zaklęciem pożegnalnym i odcinającym energię. Zmora znikła a ja miałam spokój z paraliżami sennymi na kolejne kilka lat. Nie pomijając faktu, że w tamtym domu nadal miałam koszmary i słyszałam hałasy na strychu.

Kilka tygodni później, nocując u ex, widziałam jak ostre białe światło wpada do pokoju przez okno, a w miejscu które oświetliło słońce pojawiła się postać mężczyzny.

Mogłam dokładnie się mu przyjrzeć, stał tam chwilę i przekazał mi wiadomość telepatycznie:

„jeśli zaopiekujesz się nimi, będziesz mieć spokój”

Zgodziłam się...

Następnego dnia rozmawiałam z mamą tego chłopaka i opisałam dokładnie wygląd zjawy. Kobieta wyciągnęła zdjęcie swojego zmarłego ojca…

To był on !

Przestałam mieć materializujące się koszmary, do czasu jak byłam z tamtym chłopakiem, po zerwaniu minęło, a koszmary wróciły. Nie każdej nocy, bardziej tej w której miałam problem z zaśnięciem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania