Dowolna rozmowa pod specjalnym nadzorem↔Dekaos Dondi
- Panie doktorze psychiatryczny. Mniemam, iż pan jest normalny, tak? Na litość boską, proszę nie zaprzeczać, gdyż przyszedłem, by się wyleczyć...
- Chyba nawet wiem z czego.
- No co pan. Nic pan nie wie, co ja wiem.
- Skoro mam panu pomóc, zagubiony człowieku, to proszę spocząć na kozetce, kaj przystało na normalnego…
- Chyba jak?
- No przecież mówię!
- Nie ważne. Normalnego wariata. To chciał pan powiedzieć. Proszę się przyznać, bom wnerwiony, zanim przyszedłem do siebie. Rajzer fiber mnie dopadł przed wizytą, a pan mi raczy insynuować, żem wariat.
- Dobry człowieku. O co panu właściwie chodzi?
- O paczkę młodzi. Przepraszam. Chciałem się tylko pochwalić, że zrymowanym poetą jestem. Ale o tym później. Mam zasadnicze pytanie.
- Słucham.
- Czego? Przecież jeszcze nie zadałem pytania. Koniecznie chce pan zrobić ze mnie czubka, żeby zyskać klienta i kasę zgarnąć.
- Rany julek. Mówże pan wreszcie.
- Nurtuje mnie taka kwestia, czy dowolna dowolność, jest bardziej dowolna, od dowolności, bez dowolna na początku, czy i tak jest zupełnie dowolna, bez żadnego wspomagania.
- Panu by się przydało wspomaganie.
- To znaczy.
- Darujmy sobie szczegóły, bo nawet pana polubiłem. Dowolność jest dowolna. Zadowolony?
- Ojej jak fajnie. To takie proste?
- Czasami rozmowa uszlachetnia.
- Z takim jak pan?
- Chociażby. A pan to w ogóle jaki jest. Przydatny, czy nie za bardzo?
- Do czego niby? Nie rozumiem. Pan mnie znowu podpuszcza. Ja pana znam, o trzynastu minut i swoje wiem.
- No jakim jest pan człowiekiem?
- Prawidłowym. No wie pan. Pra widły. Takie stare zardzewiałe, ze wściekłą rdzą. Jak się zdenerwuje, to je przyniosę i panu w dupę wcisnę, jako szatańskie wspomaganie. Pamięta pan swoją wypowiedź, sprzed sześciu minut, sześciu sekund i sześciu chwil?
- Pan się we mnie zakochał, że tak się ze mną przekomarza? Bo to możliwe. Tęczę we śnie widziałem.
- A ile miała kolorów, że zapytam chytrze pana doktora?
- Dowolną ilość. Tyle pamiętam.
- To ja w swoim śnie widziałem tęczę jednokolorową.
- Naprawdę? A w jakim kolorze?
- Dowolnym. Czyli dupa. Też nie pamiętam.
- Proszę się z łaski swojej, brzydko przy dzieciach nie wyrażać.
- Jakich dzieciach?
- Moich. Są grzeczne. Nie takie jak pan.
- To czemu siedzą cicho, żebym ich nie widział?
- Właśnie dlatego.
- A wie pan co doktorze czubkowy, mogą mnie podejrzewać, że zmyłkę piszę. Że drugi raz to ja. Że tego, no, robię im wodę z mózgu.
- Ha ha. Dobre.
- Co racja to racja. Tylko że niektórym nie muszę. Aż się wylewa. Fajny dowcip, co?
- Oby.
- Co oby. Oby wytrzymały wątroby, gdy z flaszki łup, prosto w dziób.
- Faktycznie z pana poeta. Pan mnie normalnie zawstydza.
- No wie pan. Media, noble i takie tam. Nie chce się za bardzo wychylać z moim talentem, bo innym zagrodzę drogę do sławy. Przecież nie jestem wariat.
- Ależ skąd. W żadnym stopniu.
- Wypraszam sobie. Nie jestem oknem. Proszę mi tu kitu sarkastycznego nie wciskać.
- Skoro pan taki frechowny, to wie pan, co ja panu powiem?
- Ciekawe co?
- Że jest pan oknem, bez widoku na przyszłość. O to co powiem. I jak panu jest? Zażenowany?
- Wcale. Odporny się stałem tu jakoś. Jak twardy kit na gniecenie.
- To jednak panu pomogłem. Cieszy mnie to niezmiernie. Okrzepł pan psychicznie, dzięki tej przemiłej konwersacji.
- A ile się należy, za okazaną pomoc i przemiłą?
- Składka dowolna.
- To z kim ja gadam?
- Ale dodatek już nie.
- Dodatek?
- A co pan myślał. Za darmo umarło.
- Te pana dzieci, to dziwne jakieś. Siarką zalatują.
- Nic nie czuję. Zdążyłem przywyknąć.
- Ogonki mają i kopytka i różki. Po co im te pudełko?
- Na nic takiego. Na pańską duszę.
- Jaja i wariata pan ze mnie robi. I te kurduple przebierańce też. Tak?
- Może pan sobie dowolnie pomyśleć.
Komentarze (4)
Coś mi się wydaje, że znów Dekaos zaszalał ?
Całkiem możliwe, spotkałam już piszącego doktorka w wirtualu, darliśmy koty łokrutnie ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania