Dramat

dramat jednej osoby, sztuka najprawdopodobniej nie czuje się na scenie jak wyba w wodzie, wątpię czy spełnia się w samej deklamacji, zaciera oczywiście granicę pomiędzy gatunkami literackimi.

 

WYSTEPUJĄ:

 

POMYLONY - długa, biała potargana koszula, błyszczące oczy, nadprodukcja ślinianek - tylko niech reżysera nie ponosi wyobraźnia, aktor nie musi sobie wlewać przed odegraniem sceny wody do ust - najlepiej przetłuszczone, krótkie, rzadkie kręcone włosy.

 

ADWOKAT - młody, ogolony, czarne włosy, być może kwadratowa szczęka, okulary w cienkiej oprawie, zatrudniony w dużej i mającej doskonałą reputację kancelarii adwokackiej.

 

MELOMAN - z inteligentnym wyrazem twarzy.

 

OJCIEC - stary i młody jednocześnie. nie wiem jak to pokazać. to znaczy nie wiem w czym tak naprawdę tkwi sedno, w pewności siebie? niepeności? w tej dumie pomieszanej z poczuciem winy? nie wiem.

 

I

 

[pomylony osadzony w ośrodku psychiatrycznym, bynajmniej w izolatce, z dużą swobodą ruchów i audiencją w postaci łóżek (i tylko łóżek) innych osadzonych, szept sceniczny]

 

POMYLONY: czy można było mając tak mało mieć mniej?

 

[biega od łóżka do łóżka, nagle staje na jednym z nich trzymając jego poręcz w rękach, wypina się w stronę widowni, ten sam natchniony głos]

 

POMYLONY: czy można było mając tak dużo chcieć mniej?

 

[zwalnia, nie przestaje gestykulować]

 

POMYLONY: Ja nie jestem w ośrodku psychiatrycznym, nie zwariowałem. Jestem silny psychicznie, rodzice mnie kochali zanim się jeszcze począłem. To Wy jesteście pomyleni.

 

[chichot wariata]

 

POMYLONY: ja nigdy nie zrobiłem nic złego, wykonałem wszystko tak jak mi napisali w instrukcji, lecieć wysoko, spokojnie i równo, otworzyć luki w wyznaczonym momencie, przysłużę się dobrej sprawie, lepszej sprawie, wspaniałej przyszłości, mały czyn dla człowieka, ale wielki dla ludzkości, najpierw oni nas, to teraz my ich, równowaga musi zostać zachowana, jak nie ja to kto inny..

 

Całe dzieciństwo marzyłem, że zabijam ich. Czasami zabijałem z ukrycia, zatrutą strzałką, tak żeby nikt się nie domyślił jak będę chorował jak Raskolnikov, kiedy indziej odcinałem im po kolei kończyny napawając się ich wrzaskiem, a wszystko to dlatego, że myślałem, że ich życie wewnętrzne podobne jest do mojego, starałem się ich zrozumieć przez wiwisekcję własnej psychiki, nie mogłem mieć pojęcia, że przez różnicę w ilorazach inteligencji istnieje między nami przepaść jak między szczurami a psem, że zbierają się w stada jakby nie mogli istnieć inaczej niż w oczach innych szczurów, a warunkiem przynależności jest aprobata najgłupszego.

 

Jesteśmy w siódmej, ósmej klasie. Jest godzina wychowawcza. Pani wychowawczyni każe nam wymyślić reklamę alkoholu albo papierosów. Ctery szczury naradzają się, po czym wychodzą na środek sali, wzięły się za ramiona, zaczęły się śmiać i zataczać. Podnoszę rękę i po przyznaniu głosu tłumaczę, że nikt nie będzie pił alkoholu, bo przecież nie po to żeby być zataczającym się burakiem. Pani wychowawczyni pyta jak w takim razie ja zareklamowałbym którąś z zakazanych dla nas używek. Dziś stworzyłbym reklamę alkoholu przedstawiając jego wpływ na umiejętność improwizacji, albo korelację pomiędzy weną, byciem twórczym, a posiadaniem kaca, smakowaniem tej rekonfiguracji neuronów. Dziś powiedziałbym, że papierosy co prawda powodują raka, a palenie dużej ich ilości może spowodować zespoły amotywacyjne, ale od tego jesteśmy ludźmi żeby to co robimy miało dla nas sens. Przez stępienie zmysłów polepszają one pamięć i koncentrację. Gdybyśmy jedli połowę tego co jemy żylibyśmy dwa razy dłużej, ale po co? Wziąłem więc ołówek do ust, zaciągnąłem się, a potem wypuściłem powietrze i najniższym głosem jakim umiałem powiedziałem 'mocne w gębie'. Szczury skręcają ze wstrętem twarze. Do przerwy jestem górą.

 

[zamiera, podchodzi do ściany i zaczyna w nią walić głową - może to być cokolwiek, ale niech głuchy huk rozchodzi się po sali, niech audytorium to słyszy, a nie tylko widzi, wbiega dwóch łysych, ubranych na biało, bezosobowych sanitariuszy, obezwładniają go, zakładają kaftan i wyprowadzają, zza sceny słychać zamykane drzwi izolatki, wrzask z płaczem]

 

POMYLONY: niech to już będzie koniec! koniec, błagam kurwa! koniec..

 

[zza sceny, z izolatki, najlepiej metalicznie, drze się?]

POMYLONY: Po zakończeniu służby czytasz w gazecie wywiad z jakimś znanym pisarzem i on mówi, że musi być moment w którym wciskający przycisk w samolocie bierze odpowiedzialność za zabitych cywili na siebie, a w Ciebie to wali jak grom z jasnego nieba i nie wiesz już gdzie góra a gdzie dół, jaki co ma właściwie kolor, nie czujesz czy dotykasz czegoś, ani nie jesteś pewien czy cokolwiek słyszysz.

 

II

 

[Ogromne biurko na środku sceny, jakiś zgaszony w popielniczce niedopałek cygara, na biurku pistolet w który adwokat wpatruje się jak w relikwie, ołtarz, hostię w czasie podniesienia, wszystko to trzeba przedstawić za pomocą cienia ponieważ realistyczniej to będzie na końcu wyglądało, kiedy trzeba będzie przedstawić jak po swojej mowie popełni samobójstwo, mówi do siebie stanowczym, opanowanym głosem]

 

ADWOKAT: nie, to nie będzie koniec, tak będzie już zawsze. dlaczego nie miałbym walczyć o jego uniewinnienie? każdy człowiek ma prawo do obrony, nie ma ludzi złych i dobrych, są tylko różne sytuacje życiowe w których zostali postawieni, z całym bagażem wychowania i ograniczonością zdolności do racjonalnego myślenia, nie można uzależniać winy od tego co ta - właściwie - ubezwłasnowolniona istota sobą reprezentuje..

 

[stuka pulchnymi palcami o blat biurka, obraca chwilę głową, wzdycha tak ciężko i otwarcie jak tylko mężczyźni umieją]

 

ADWOKAT: są różne sytuacje życiowe do których świadomie bądź też podświadomie w mniejszym lub większym zaangażowaniem się dąży, z całym skrzywieniem życiowym, są czasem nienaturalne, wina leży tylko po części po stronie popełniającego zło, to znaczy wkraczającego w wolność osobistą drugiego cżłowieka..

 

[zaciska szczęki, uwidocznić się muszą kości policzkowe, musi być widać mięśnie pracujące nad zgrzytającymi zębami]

 

ADWOKAT: te zwierzęta z całą świadomością popełniają ten sam grzech raz za razem, po tym jak ja im na to pozwoliłem, chroniąc ich od kary, dopuszczając cierpienie osób niewinnych, nieodpowiedzialne, aspołeczne byty zbyteczne, które powinno się ukarać już po pierwszej zbrodni. mogłem to zrobić, ale zawiodłem. to ja jestem odpowiedzialny za cierpienie niewinnych i istnieje tylko jeden sposób, żeby już więcej z tego powodu nie czuć się winnym.

 

III

 

[można się domyślić jak i co ma pokazywać w czasie monologu]

 

Nie wolno słuchać radioheada tak, jakby leciał w radiu. Tym bardziej jeżeli

ściągnęło się jego nową płytę za darmo z jego oficjalnej strony. Nie powinno

się też go słuchać bez możliwości tańczenia, a przynajmniej chwiania się,

otwierania ust, a przynajmniej naciągania strun głosowych (w ogóle, to

pomysł do wykorzystania w teledysku, zawsze nienawidziłem playback'u).

A jeszcze jak ktoś mówi, że z nowej płyty podoba mu się tylko niektóre

piosenki i wymienia tytuły, spłyca całą filozofię nagrywania. Można zjeść z

sałatki sam groszek, ale to obraza dla kucharza! (właśnie, z 'in rainbows'

wchodzi mi najbardziej reckoner). Należy znaleć czas kiedy, nie będzie się

miało poczucia jego zmarnowania, najlepiej przed snem. Bzdura, trzeba

poświęcać tyle czasu ile tylko można. Naprawdę usłyszeć te powracające

przez całą długość życia motywy. Wracając do siły radiogłowych.

Jeżeli tematem będzie umiejętność dopasowywania słów piosenki

(w tym jedenym nadającym się do śpiewania muzyki rockowej języku)

do muzyki da się go porównać chyba tylko jeszcze z Watersem.

 

Patrzcie jak radiohead długo się trzyma. Nie to co wspomniany Pink Floyd,

sądy, procesy, prawo do opieki nad zespołem dla ludzi którzy nie napisali

tekstu do żadnej piosenki, ba śpiewanie tych piosenek na koncertach przez

gitarzystę zespołu, totalny debilizm i kretynizm, kto ma uszy niechaj słucha:

nauczył się radiohead na ich błędach, jak Thom Yorke chciał zrobić solowy

projekt to zrobił (abstrah*jąc od jego wartości), a potem wrócił do zespołu,

sprawy są rozwiązywane inaczej, rozszarpywanie się o prawa kończy się

stratą jakości najważniejszego - dobrej muzyki. Nie jest ona taka jak być

powinna i bynajmniej nie mam tu na mysli zaburzeń w rytmie, ten może być

dla postronnego obserwatora jak najbardziej prawidłowy, prawdziwy defekt

będzie siedział głęboko wewnątrz, nie będzie się objawiał śmiałymi,

energicznymi pacnięciami umazanej w farbie rączki na kartce, będzie się

objawiał w braku umiejętności uderzania w klawisze z tym samym

natężeniem i z płyty - tak właśnie - nie powinno być żadnych zysków, żadnych

ukrytych animozji pomiędzy członkami zespołu, wszystko powinno być

dopowiedziane do końca dla dobra muzyki, dla jej płynności, wdzięku,

pewności, ale nie sztucznej, wtórnie nabytej, tylko wynikającej z jej

właściwego rozwoju, spowodowanego uświadomieniem jej, jej absolutnej

potrzeby istnienia dla innych ludzi, jedynej możliwości istnienia przez nich,

żeby miała siłę, pewność siebie i wrażliwość. Nie wszyscy to posiadają.

 

IV

 

[musi absolutnie koniecznie palić papierosa, najlepiej w jakimś bezosobowym miejscu, może być klatka schodowa, w tle szyba z napisem <i>burn in hell</i>. musi epatować z tego miejsca, że jest sam, nie wiem czy nie można by się posunąć nawet do tego, żeby ktoś przeszedł obok niego i wymienił z nim skinienie głową, może pośpieszne 'dzień dobry!']

 

OJCIEC: można się upierać, że świat to jeden wielki chaos, ale jak się dobrze przyjrzeć kawałki informacji zaczynają przypominać rozsypane puzzle. A puzzle zaczyna się układać od krawędzi. I tworzysz sobie jak umiesz obraz świata, czytasz z kawałków które udało ci się dopasować. Najpierw dostajesz informacje: Życie istnieje bo materia dąży do obniżenia energii wewnętrznej, samorzutnie organizuje się w ściśle określone struktury o zadanych właściwościach oraz formie, a sensem istnienia życia jest jednostkowe istnienie życia. Jako istota zostałeś stworzony i jednocześnie zaprojektowany z myślą.

Kiedy już zaznajomisz się z tymi informacjami, dochodzisz do wynikających z nich prostych wniosków: Jeżeli dziewczyna jest z kimś w związku i ma kochanka to z kochankiem jest szczera, a przed partnerem zmienia hasło do poczty i czyści archiwum na gadu-gadu.

 

Mózg Ci dojrzewa do 25 roku życia i do tego czasu powinieneś słuchać się starszych, albo kierować się instynktem i bać się zrobić cokolwiek samemu ze strachu przed błędem. Powinnaś wiedzieć, że inteligencję człowieka da się określić po jego mimice. Powinieneś wiedzieć, że nie możne się dowiedzieć niczego o człowieku po silnym uściśnięciu dłoni i spojrzeniu mu głęboko w oczy. Musisz zrozumieć, że oprócz tego, że jesteś przekaźnikiem posiadasz rozum. Nie wiem po co.

 

No i dobra, w końcu jeżeli nie jesteś psychopatą, jesteś hetero/biseksualistą,

nie cierpisz na autyzm (lub inne z wrodzonych),

nie jesteś wyrachowany, nawet w stosunku do podwładnych pracowników,

nie jesteś homo i nie ćpasz to rozglądasz się za drugą połówką. I nigdy

nie jest tak że podobają Ci się takie którym się nie podobasz, bo by Ci się

nie podobały gdybyś im się podobał i podobają Ci się tacy, którym ty się

nie podobasz bo gdybyś im się podobała, to oni by Ci się nie podobali.

 

A tak naprawdę, to wszystkie Twoje zachowania da się wytłumaczyć nie bardziej skomplikowanie niż zachowania surykatki. Będziesz się tym przejmować?

 

Miej świadomość że Twoje istnienie sprowadza się tylko do tego co piszesz, mówisz, robisz lub myślisz. I nawet jeżeli pomiędzy tymi czynnościami nie ma dla nikogo z zewnątrz żadnej korelacji nie przejmuj się, dla Ciebie wszystko ma sens. Wszystkie elementy układanki są ułożone, nie brakuje ani jednego kawałka.

 

Wątp. Ludzie co innego myślą, co innego mówią, a co innego robią i brak pozytywnej, albo programowo negatywnej korelacji nie jest wynikiem ich przemyślnej dwulicowości, ale tym, że są jak ślepcy, mają spóźnione reakcje w rozumieniu poznawczym, nie poczują przedmiotu sprawy dopóki go nie obmacają, ewentualnie nie zderzą się z nim, nie wystarczy im go dotknąć.

 

Człowiek jest zwierzęciem umiarkowanie monogamicznym, kobieta powinna dla dobra własnego i swoich dzieci mieć je z różnymi mężczyznami - posiadającymi różne geny - po to, żeby miały różne cechy umożliwiające przetrwanie - jest to truizm, prawda ogólnodostępna rozgryzana od Darwina do Dawkinsa która w XXI wieku, w Europie nie działa za bardzo w praktyce, wystarczy popatrzeć na procentową umieralność wcześniaków.

 

Najczęściej jest tak, że chemii starcza na kilka lat, wspólne odchowanie dziecka na tyle, żeby nie wymagało specjalnej opieki obojga rodziców. Do niedawna w Polsce ogromna część związków utrzymywała się o wiele dłużej niż teoretycznie powinna, silna pozycja instytucji małżeństwa pozwalała na co najwyżej 'skoki w bok', mąż najczęściej nie wiedział że wychowuje nie swoje dziecko, taka sytuacja miała swoje plusy, nie generowała niepotrzebnych - a mających w innym wypadku na pewno nastąpić i na pewno zaszkodzić dziecku - spięć. Wracając do możliwości przetrwania związku dłużej niż obliczyła to sobie nieskoncentrowana na strukturze i dogłębnej analizie psychiki ludzkiej natura: czasowy zastrzyk dopaminy zamieniał się w uczucie przywiązania - powiedzmy - lżejsze lub cięższe uzależnienie psychiczne, członkowie związku z długoletnim stażem są w stanie dać sobie nawzajem zgodę na zdradę, rezygnują z czegoś, aby w zamian nie stracić czegoś innego..

 

Istnieją tacy chłopcy, do których uwialbia jeździć młodsze kuzynostwo. Jest taki typ dziewczyny - nazywam je zapałkami - udają że zapominają się, choćby i w pierwszą noc. Następnym dniem jest niedziela i chłopak z którym spała zapałka jeździ po całym Krakowie w poszukiwaniu ginekologów. Kiedy wraca ona dalej leży w łóżku, więc po podaniu jej tabletki przynosi szklankę wody do popicia i siada na skaju łóżka.

 

Trzeba było widzieć jej oczy.

 

To właśnie ze strachu powstają drobiazgowe przepisy prawne jak na przykład zapis z Europejkiej karty praw i obowiązków rodziców brzmiący conajmniej dziwnie, bo tak: "Rodzice mają obowiązek poznać siebie nawzajem, współpracować ze sobą i doskonalić swoje umiejętności "pierwszych nauczycieli"". I oni naprawdę chcą dobrze i mają świadomość, że czasem się zdarza, że konkubent grozi ojcu dziecka, ale u podstaw ich pracy leży wiara w ideały ojców założycieli.

 

30 ‎października ‎2008, ‏‎01:54:44

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Poncki rok temu
    Warto było doczytać. Rewelacja.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania