Droga do wolności - rozdział 4
Obudziłem się w dziwnym pomieszczeniu. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to wagon towarowy. Obok mnie siedzieli jacyś ludzie. Byli w różnym wieku. Dużo było tych młodych i dzieci. W otoczeniu unosił się smród zgnilizny. Był nie do wytrzymania. Niektórzy po prostu wymiotowali albo mdleli od niego. Jechaliśmy chyba z osiem godzin a kiedy w końcu się zatrzymaliśmy siedzieliśmy w wagonie jeszcze przez godzinę. Nie mogłem nic zrobić. Nagle wszedł do nas mężczyzna. Gadał coś po rosyjsku ale ledwo co go rozumiałem. Jednak mężczyzna siedzący koło mnie go zrozumiał.
- On każe nam wychodzić, tylko powoli bo zastrzeli - powiedział.
Wszyscy więc posłusznie wyszliśmy i ustawiliśmy się w szeregu. Wyprowadzili ludzi tylko z naszego wagonu, a reszta pojechała dalej. Było zimno. Wiedziałem, że wywieźli nas na Syberię. Gdzie nie spojrzałeś śnieg i to dużo. Nagle podszedł do nas jakiś mężczyzna.
- Moi drodzy jesteście tu by nam służyć swą ofiarną pracą za co zostaniecie sowicie wynagrodzeni - uśmiechnął się do nas. - Ale każda próba ucieczki będzie się kończyła rozstrzelaniem.
Ta jego gadka o nagrodzie nawet w połowie sensu nie miała ale chociaż po Polsku potrafił mówić.
- Czy to jest zrozumiałe? - spytał
- No co się mówi, odpowiadać! - krzyknął jeden z żołnierzy chyba polski zdrajca.
- Zrozumiałe - wszyscy odpowiedzieliśmy.
- I dobrze, a teraz zaprowadzić ich do ziemianki - powiedział i odszedł.
Szliśmy dobre piętnaście minut, a kiedy doszliśmy nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Naszym miejscem do spania i mieszkania była mała ziemianka tak z pięć na pięć metrów. Nas było dwudziestu a ziemianka nie dość, że tylko jedna to jeszcze taka mała. No nic przecież gdybym zaprotestował od razu by mnie zastrzelili. Poszedłem od razu spać. Następnego dnia już o piątej rano zabrano nas do pracy. Powiedziano, że śniadanie dostaniemy na miejscu. Dostaliśmy po kawałku starego chleba i trochę wody.
- Pamiętać, że lenistwo jest karane tak samo jak ucieczka, więc lepiej zabrać się do pracy - surowo przykazał nasz szef można byłoby powiedzieć.
Pracowaliśmy dwanaście godzin z jedną przerwą. Gdy wróciliśmy byłem wykończony, a kiedy pomyślałem o tym, że muszę tak pracować cały czas to byłem skłonny podpaść któremuś z żołnierzy by mnie zastrzelił i ukrócił mi te męczarnie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania