Droga do wolności - rozdział 5
Tej nocy nie mogłem spać. Siedziałem prawie do rana. W końcu jednak ułożyłem się i usnąłem. Obudzili nas już o czwartej.
- Czemu tak wcześnie nas budzicie? - spytał jeden z nas. - Nie dacie nam odpocząć to jak mamy dobrze pracować niewyspani?
- Na takie pytanie odpowiedź jest prost - powiedział i strzelił do biedaka. - Jeszcze jakieś pytania?
Nikt nawet słowem się nie odezwał. Nagle wszedł dowódca.
- Dziś macie inne zajęcie, będziecie kłaść nowe tory. - spojrzał się na nas groźnie. - Pracujcie to może ocalicie życie - zaśmiał się i wyszedł.
Choć na zewnątrz był okropny mróz my musieliśmy robić bez wytchnienia. Pomyślałem, że może to już naprawdę koniec, że już nie wrócę do Polski. Wtedy podszedł do mnie chłopiec. Był Żydem, ale to akurat nie ważne.
- Proszę pana czy ma pan coś do jedzenia? - spytał.
Miałem na szczęście jeszcze trochę chleba z wczoraj, więc go mu dałem.
Jak masz na imię chłopcze? - zapytałem
- Ja nie mam imienia - odpowiedział.
Teraz mi było głupio, że w ogóle się spytałem o to. Przez cały dzień ze sobą rozmawialiśmy przy pracy. Opowiedział mi jak jego rodzice i siostrzyczka zginęli rozerwani przez pocisk. Serce mi się krajało jak to słyszałem. Pod koniec dnia zerwała się zamieć i wcześniej skończyliśmy pracę. W ziemiance chłopiec znów do mnie podszedł. Chciał ze mną spać bo sam się bał. Zgodziłem się. Następny dzień był wolny z powodu silnej burzy śnieżnej. To dało czas abym obmyślił mój plan. Bowiem zamierzałem stąd uciec razem z tym chłopcem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania