Droga Ślepców: Prolog Ścieżka ku Zatraceniu

Ostatnie krzyki składanej w ofierze kobiety ucichły, gdy zimne ostrze sztyletu z przerażającą wprost precyzją przecięło gładką skórę na jej gardle. Ofiara przez chwilę dygotała w konwulsjach, znacząc swoją gorącą krwią aksamitnie czarną szatę kapłana. Wielka plama ciepłej juchy oblała ołtarz wokół głowy ofiary. Kalając nieskazitelną zieleń malachitowego bloku, na którym spoczywało jej ciało.

Kapłan odwrócił się gwałtownie, wyraźnie zniecierpliwiony. Na jego twarzy malowało się zażenowanie zmieszane z dużą dozą irytacji. Wykonał nieznaczny, nerwowy gest i przywołał niewysokiego, drobnego akolitę, który dopiero niedawno podjął służbę w świątyni. Widać po nim było, że całe wcześniejsze zajście bardzo go przeraziło. Szybko się jednak opamiętał i równym, miarowym krokiem z twarzą, przywodzącą na myśl maskę, wyłonił się z nieoświetlonej przez świece, na kutych, stalowych świecznikach, przesłoniętej zasłoną mroku, części pomieszczenia.

Z ostrożnością i lekką obawą podszedł do kapłana i podniósł za stolika stojącego nieopodal, duży, okuty złotem i srebrem, pękaty, bawoli róg, po czym przyłożył go do otwartej rany na szyj kobiety, uprzednio wytarłszy ją ze skrzepów niewielkim skrawkiem białej tkaniny. Powodując tym ponowienie krwawienia. Kiedy róg napełnił się do połowy, obtarł rąbkiem rękawa jego prawy brzeg, i ostrożnie podał go usatysfakcjonowanemu teraz kapłanowi. Po czym bezszelestnie zniknął w miejscu, z którego przyszedł.

Szuranie drewnianych podeszew sandałów o posadzkę niosło się echem po wielkiej sali, której główną część stanowiła gęsta kolumnada złożona z granitowych filarów. Słabe światło kilku odległych od siebie trójramiennych świeczników pozwalało na w miarę pewne parcie przed siebie. Lekko zestresowany kapłan, w końcu zatrzymał się i spojrzał na majaczące przed nim wyniosłe, mroczne sylwetki starców na obsydianowych tronach. Wahał się przez chwilę, ale w końcu podszedł bliżej i odezwał się do siedzących przed nim mężczyzn:

- Uczyniłem to, co mi kazaliście. Oto krew pierworodna - uniósł wyżej róg. - A teraz dajcie mi za nią zapłatę.

- Nam ona niepotrzebna. Już nam nie da dłuższego życia. Oddaliśmy się w ciałami i umysłami naszemu Panu, w którego imieniu teraz na Ziemi sprawujemy pieczę na Jego sługami i oczekujemy na Jego przyjście - odezwał się jeden. - To nie była nasz próba. My wykonaliśmy powierzone nam zadanie. Teraz czas na Ciebie.

- Na mnie? - zdziwił się kapłan

- Wypij krew z kielicha - zażądał następny

- Jakże bym śmiał Wielcy.

- Nie śmiałbyś. My Ci to rozkazujemy - odparł kategorycznie. - W przeciwnym razie nie stałbyś tu teraz przed nami.

- Przecież...

- Cisza! - urwał mu jeden - Niezdecydowanie i słabość, są obrazą w Jego świątyni!

Nic więcej nie mówiąc, wychylił zawartość kielich do swych otwartych ust.

- I co dalej? - zapytał - Nic szczególnego nie poczułem.

Wielcy dalej milczeli.

Nagle świece, oświetlające salę zamigotały i zaczęły przygasać. Ciemność zaczęła zbierać wokół tronów i pełznąć w stronę przerażonego kapłan, który nie mógł ruszyć się z miejsca. Próbował walczyć, uciekać, zrobić cokolwiek, ale z jego gardła wyrwał się tylko urwany krzyk. Potem ciemność zaatakowała. Z tyłu wynurzył się jej palec, szybko i zwinnie otoczył swoją ofiarę niczym jadowity wąż. Witki mroku wtargnęły do nozdrzy i rozwartych ust kapłana.

Usłyszał tylko jedno słowo: "Ma...za...lh...ar" i ogarnęła go ciemność.

 

Kiedy się obudził, powoli otwierał oczy, zbierając swoje obolałe ciało z zimnej posadzki przed tronami. Zobaczył jednak ciemność. Ogarnęła go panika:

- Ja oślepłem!!! - zaczął krzyczeć we wniebogłosy.

- Ciszej - uspokoił go starzec i pomógł mu wstać - Pana daje jedno, a inne odbiera. Pogódź się z Jego wolą.

- Ale...

- Spokojnie - urwał mu. - Masz nową misję do wykonania. Instrukcje otrzymasz w drodze.

 

Gdy kapłan odchodził w towarzystwie pomagającego mu akolity, starzec odezwał się krótko do siebie:

- Zyskaliśmy przydatne narzędzie - szepnął i uśmiechnął się w duchu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zapraszam do komentowania. I oczywiście korekt w razie potrzeby ; )
  • wolfie 13.05.2015
    Opowiadanie nie w moich klimatach, choć dobrze mi się je czytało. W jednym zdaniu był bodajże zwrot "urwał mu jeden". Moim zdaniem lepiej brzmiałoby "przerwał mu jeden". Poza tym na początku było kilka powtórzeń słowa "ofiara". Więcej uwag nie mam, czwórka :)
  • Okej, wejście ciekawe. Ale są problemy, niewielkie. Kapłan x5 czy 6 (ja używam zamiennika mistrz ceremonii na przykład). "- Nam ona niepotrzebna. Już nam nie da dłuższego życia. Oddaliśmy się w ciałami i umysłami naszemu Panu, w którego imieniu teraz na Ziemi sprawujemy pieczę na Jego sługami i oczekujemy na Jego przyjście - odezwał się jeden." tu jest kilka błędów. Nam - nam, oddaliśmy się w ciałami, jego - jego. Wypadkowa potencjału i błędów, szacowanie... Chyba około 4
  • Linka 13.05.2015
    Średnio mi się podobało ale to dlatego że nie moje klimaty, może się później rozkręci. Jeśli idzie o błędy to nie rażą tak bardzo w oczy jak u niektórych a wierz mi niektórzy to chyba kompletnie nie zwracają uwagi na literówki, ortografię czy stylistykę, ode mnie 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania